piątek, 2 sierpnia 2013

Zakazana miłość VIII


Ciszę, która zapadła w pomieszczeniu przerywały jedynie niespokojne oddechy trójki uczniów. Hermiona coraz mocniej zaciskała dłonie na pościeli, choć wydawało się to niemożliwe. Draco kontemplował wnętrze prawdopodobnie jedynego w pełni wykończonego pomieszczenia w całym zamku, a Harry z niepokojem przyglądał się swojej przyjaciółce, raz po raz rzucając niespokojne spojrzenia w stronę Malfoy’a.
-Pamiętasz, co powiedzieli Ci ludzie?- spytał po pewnym czasie Potter, chcąc przerwać ciążącą mu ciszę.
-Oni nam wierzą, a przede wszystkim wiedzą, czym są te Mgły. Jutro zaczynamy z nimi ćwiczyć, by mogli ocenić nasze umiejętności, a później z powrotem wejdziemy w to czarne coś, i trafimy do domu.
-Pamiętam, Harry, ale Helga powiedziała, że nawet w naszym świecie podróże w czasie, i to tak dalekie są anomalią, i że ponowne wejście w tą Mgłę nie gwarantuje nam powrotu do domu. Nie zapominaj też o tej legendzie, którą Wam opowiadałam. Czarne Mgły to przeklęte dusze zmarłych; dusze, które tak łatwo nie wypuszczą nas z rąk, bo możemy im się przydać. Wydaje mi się, że gdy nas wtedy wciągnęły, o ile oczywiście ta legenda jest prawdziwa, to mogliśmy im po prostu przeszkadzać. Jesteśmy żywi, mamy ciała, a oni nie. Mogą mieć tyle lat, że mogły zapomnieć o tym jak funkcjonuje nasz organizm, i ich to przerosło, więc po prostu nas.. wyrzuciły. Jednak co, jeśli tamtym pierwszym razem się na nas uodpornili?
-Czy Ty siebie słyszysz? Mówisz tak, jakby to były myślące istoty, a to tylko..- po tych słowach Draco zamilkł, bo nie wiedział, jak nazwać postacie, o których tak żywo opowiadała Gryfonka.
-Nie wiemy, z czym mamy do czynienia, Malfoy. Niczego nie możemy bagatelizować. Możemy założyć, że ponownie wejdziemy w tą Mgłę, bo czwórka tych czarodziei ma o nich jakieś pojęcie. Możemy jednak nie trafić do domu. Nie wiemy, i oni też nie wiedzą, gdzie wylądujemy. Nie możemy przewidzieć, czy okres czasu, w którym się wtedy znajdziemy będzie dla nas bezpieczny. Zakładam tutaj tą optymistyczną myśl, że te stwory nas nie.. Nie pożrą, tylko ponownie wyrzucą. Musimy się nad tym poważnie zastanowić.
-Rozważasz pozostanie tutaj?- spytał z powątpieniem Potter, na co dziewczyna odwróciła wzrok.
-Nie chcę tu zostać. To nie są nasze czasy i to nie jest nasz świat. Nie możemy jednak podejmować pochopnych decyzji, bo od tego zależy nasze życie. Jednak jeśli chcemy wrócić, uważam że powinniśmy zrobić to jak najszybciej; nie powinniśmy tutaj długo przebywać, bo nie mam pojęcia, jakie to może mieć konsekwencje w przyszłości… To znaczy, w naszej teraźniejszości, a ich przyszłości.
-Nie do końca łapię Twój tok rozumowania, Granger.
-To proste; każdy nas nieprzemyślany ruch może wprowadzić nieodwracalne zmiany w naszych czasach.
-Jest coś jeszcze, o czym nam nie powiedziałaś?- spytał nagle swoją przyjaciółkę Gryfon.
Dziewczyna westchnęła i zamilkła na dłuższą chwilę, jakby zastanawiając się nad tym, co miała im powiedzieć.
-Jak już Wam mówiłam, podróże w czasie to anomalia. Nie były one nigdy stosowane oficjalnie przez mugoli, którzy zresztą w nie nie wierzą, ale także i przez czarodziei. Niektórzy z nich jednak pokusili się o użycie Zmieniacza Czasu. Wiecie, o czym mówię?
Na jej słowa chłopcy jedynie pokiwali głowami.
-Te potężne magiczne urządzenia są prawnie zakazane, w dodatku niecały rok temu wszystkie zostały zniszczone- wtrąciła, zerkając przy tym znacząco na Potter’a- Jednak wcześniej wiele czarodziei próbowało z nimi eksperymentować. Czytałam o tym trochę i.. Och, niektóre rzeczy były naprawdę straszne! Nasze organizmy i umysły nie są przystosowane do takich podróży, jeśli przemieszczanie się w czasie można nazwać podróżą. Wielu ludzi zwyczajnie nie wróciło, a Ci, którym się to udało już nigdy nie byli tacy, jak dawniej.
-Co rozumiesz przez to, że nigdy nie byli tacy, jak dawniej?- spytał Draco. Z jego głosu zniknął już dawny ton, którym chciał pokazać przyjaciołom, że znaczą dla niego tyle, co skrzaty domowe. Dotarło do niego w końcu, w jak poważnej sytuacji się znaleźli i jakie mogą być tego konsekwencje. Byli skazani na swoje towarzystwo na niewiadomo jak długi okres czasu, i choć młody Malfoy zazwyczaj wolał robić wszystko sam, teraz wolał działać razem z nimi.
-Niektórzy tracili pamięć, inni zmysły. Ich ciała ulegały dziwnym, odrażającym wręcz deformacją. Doprawdy ciężko jest przewidzieć, jakie konsekwencje może mieć nasza ponowna podróż. Czy jednak chcemy tu zostać?
Ostatnie słowa Hermiony zawisły między nimi, jak zaklęcie, które wędruje w naszą stronę, by w końcu w nas uderzyć.
-Powiedziałaś, że to co tutaj zrobimy będzie miało jakieś odniesienie w przyszłości?- powiedział nagle Malfoy, przerywając ciszę i pozostawiając postawione przez dziewczynę pytanie bez odpowiedzi.
-Tak mi się wydaje, ale książki które czytałam nie dają jednoznacznej odpowiedzi. W niektórych napisane było, że każda zmiana dokonana w przeszłości ma wpływ na przyszłość, bo zmieniają się nasze wybory. To my sami tworzymy swoją przyszłość, prawda? Jednak już w innych księgach, do których zerkałam było, że jakkolwiek byśmy się starali nie zmienimy przeszłości. To wszystko się już wydarzyło i nie mamy na to wpływu, zwłaszcza że wtedy nas tam nie było.
-Chyba się trochę pogubiłem- rzucił cicho Ślizgon.
-Nie tylko Ty- odpowiedziała mu równie cicho dziewczyna.


-Przykro nam, ale nic więcej nie możemy zrobić- zakończył swoją przemowę Minister Magii i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu dyrektora.
-Czyli co, pan Minister uważa, że albo zaginęli i prawdopodobnie już nie żyją, albo zostali porwani, więc tak czy siak on musi wycofać aurorów, bo oni nic tu nie pomogą?- krzyknął Blaise, wstając ze swojego miejsca, które zajmował podczas prawie półgodzinnej przemowy Korneliusza Knota.
Krzyk pozwalał mu wyrzucić z siebie wszystkie emocje i pokonać bezradność, która coraz bardziej go pochłaniała.
-Panie Zabini, przecież Minister powiedział, że nie zamykają śledztwa, jednakże aurorzy nie mogą dłużej pozostać na terenie Hogwartu- powiedziała McGonagall, nie mając nawet siły na to,  by zwrócić Ślizgonowi uwagę na podniesienie głodu na starsze od niego osoby.
Chłopak potrząsnął lekko głową, jakby chciał wybudzić się ze złego snu. Następnie rozejrzał się, jakby trochę nieprzytomnie, po gabinecie dyrektora.
Molly Weasley siedziała obok swojego męża, a w jej ramionach łkała, nieprzerwanie od dłuższego czasu, jej jedyna córka. Jej znaczona małymi zmarszczkami twarz wyrażała wielkie cierpienie; takie, które może odczuwać jedynie matka, która straciła swoje dziecko. Bo Harry Potter był dla niej jak syn, a Hermiona Granger stała się jej drugą córką.
Artur Weasley obejmował swoją żonę, zapewne chcąc dodać jej otuchy, choć sam wyglądał tak, jakby jej potrzebował. Siedzący obok Ginny Ron, najmłodszy syn Weasley’ów wpatrywał się tępo w jeden punkt, pogrążony w swojej rozpaczy.
W pewnym oddaleniu od nich, na krześle, siedziała Narcyza Malfoy, z twarzą ukrytą w chusteczce. Jako jedyna wiedziała, ile znaczy dla niej ten młody mężczyzna, jej ukochany, jedyny syn. Obok niej siedział Lucjusz, z kamienną twarzą; jedynie w jego oczach czaiła się niezaprzeczalna wściekłość, która nie mogła znaleźć ujścia. Zaraz za nim stał Kingsley, jak zwykle go pilnujący, również przejęty zaginięciem trójki uczniów.
Koło biurka dyrektora przechadzał się Severus, z rękami założonymi z tyłu, mrucząc coś pod nosem. Siedząca przy dyrektorze Minewra walczyła ze łzami, spływającymi po jej policzkach.
Sam Albuse Dumbledore, siedząc na swoim fotelu, splatał i rozplatał palce, brał w dłoń pióro, po czym zaraz je odkładał, a jego wzrok błądził za oknami, spoglądając na granicę Zakazanego Lasu.
Każdy z tych ludzi cierpiał z powodu tego, co spotkało trójkę uczniów, dzieci, przyjaciół. Każdy z nich przeżywał to na swój sposób. Był tam jednak jeden chłopak, który nie zamierzał stać bezczynnie. Diabeł bowiem, gdy chce osiągnąć swój cel, nie zawaha się dojść do niego po trupach.


Rozmowa, którą przeprowadził z dwojgiem swoich współtowarzyszy, a szczególnie słowa pewnej Gryfonki, dały mu do myślenia. Dlatego właśnie, gdy wspomniana dwójka zasnęła, a sen przyniósł im ulgę i zdjął z ich twarzy strach, Draco wymknął się z pomieszczenia, w którym spali, i udał się na spacer po zamku. Z każdym kolejnym krokiem odkrywał jak bardzo różni się ta budowla od miejsca, które było dla niego drugim domem. Nogi same poprowadziły go do wyjścia, na błonia. Spacerował, spoglądając na nowe, dopiero wznoszące się mury. Gdy dotarł do jeziora, stanął nad brzegiem i przyjrzał się spokojnej, gładkiej tafli.
Chłopak wracał pamięcią do rozmowy z Gryfonami, a konkretniej do momentu, w którym powiedział im, że się pogubił. Powiedział to, choć tak naprawdę chciał powiedzieć coś zupełnie innego.
Chciał, by wiedzieli, że się boi.
Skarcił się szybko za chwilę słabości, za chęć ukazania swojego lęku wrogom. Wiedział, że jego ojciec by tego nie pochwalił i w tamtej chwili, gdy stał nad brzegiem jeziora, a woda usilnie próbowała go dosięgnąć, poczuł się dumny z tego, że jest Malfoy’em.
Chwilę później wracał już do komnaty, którą zajmował z Potter’em; szedł nie oglądając się za siebie, nie spoglądał też na zamek- podjął pewną decyzję i zamierzał jak najszybciej podzielić się nią z Granger i jej przyjacielem.


-Pójdziemy tam – powiedział Blaise i powiódł wzrokiem po twarzy Ginny.
Udało mu się zaciągnąć ją do schowka na miotły po śniadaniu, czy dopiero kilka godzin po wymyśleniu genialnego, w jego mniemaniu, planu. Bądź co bądź, kontakty Weasley i Zabiniego mogły zostać błędnie zinterpretowane przez nader ciekawskich uczniów Hogwartu.
-Zwariowałeś?- odpowiedziała mu cicho dziewczyna nie chcąc, by ktoś ich usłyszał.
-Ty naprawdę zwariowałeś- dodała, gdy ten się nie odezwał.
-Posłuchaj mnie, jeśli czegoś nie zrobimy, nic tego za nas nie zrobi. Słyszałaś, co mówił ten konował z Ministerstwa, oni spisali ich na straty. Musisz mi pomóc, sam nie dam rady. Proszę, Ginny.
Na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego przez tego aroganckiego, wrednego, ale przystojnego Ślizgona, dziewczyna drgnęła.
Przez chwilę zastanawiała się nad czyhającymi ich tam niebezpieczeństwami. Gdy jednak przed jej oczami stanął obraz uczącej się Hermiony, a następnie Harry’ego na miotle, już wiedziała, co zrobi.
-To czyste szaleństwo. Głupota i nieodpowiedzialność- powiedziała, a Blaise zmarkotniał- Ale to moi przyjaciele i wiem, że oni zrobiliby dla mnie to samo- zrobili to, dodała w myślach, przypominając sobie o tym, jak Harry uratował ją z pułapki bazyliszka.
-Idę tam z Tobą, Zabini.
Twarz chłopaka rozjaśnił uśmiech, który ostatnio nie pojawiał się wcale.
-Idę teraz do biblioteki, muszę się upewnić co do pewnych faktów. O dwudziestej pierwszej będę czekał na Ciebie pod Bijącą Wierzbą.
Nie czekając na reakcję Rudej wyszedł z ich tymczasowej kryjówki.
-Jeszcze będę tego żałowała..- powiedziała do siebie cicho i, odczekawszy chwilę, również wyszła.


-To było potwornie nieodpowiedzialne, Malfoy!
-Potter, błagam zrób coś z nią, bo ja zaraz zwariuję- jęknął Draco, patrząc prosząco w stronę Wybrańca.
Harry uśmiechnął się tylko na te słowa, słysząc je po raz enty tego dnia i wiedząc, że to nie był ostatni raz, kiedy Ślizgon je wypowiedział.
Nocny spacer chłopaka nie pozostał niezauważony przez jego współtowarzyszy. Gdy Ci się obudzili i nie zauważyli Dracona w jego łóżku, wystraszyli się.
Gryfoni martwili się o Ślizgona.
Nim Smok wrócił do komnaty, Hermiona zdążyła już wpaść w panikę, a Harry we wściekłość. Potterowi szybko jednak przeszło, złość natomiast ogarnęła dziewczynę. Przez cały poranek wypominała wyjście Ślizgonowi. Nie przestawała, mimo że minęło już południe i udawali się właśnie na trening magiczny, który mieli z nimi przeprowadzić Godryk i Salazar.
-Słyszycie?- powiedział nagle Malfoy, a Gryfoni niespokojnie rozejrzeli się dookoła siebie; Harry wyciągnął różdżkę.
-Co takiego?- szepnął Chłopiec, Który Przeżył.
-Tą cudowną ciszę, kiedy Granger milczy- odpowiedział mu nonszalancko, a następnie wybuchnął głośnym śmiechem; pierwszy raz, odkąd znaleźli się w tej sytuacji zdobył się na śmiech.
Po chwili, nie mogąc się powstrzymać, dołączył do niego Harry.
-Idioci- warknęła dziewczyna, wyprzedziła chłopaków, i szybkim krokiem ruszyła do Wielkiej Sali, gdzie miała na nich czekać męska część założycieli Hogwartu.
Z torby, którą ze sobą miała wydobyła zastępczą różdżkę, którą zdobyła dla niej Rowena, gdy dowiedziała się, że dziewczyna zgubiła swoją.
Jak i gdzie ją dostała pozostawiła w tajemnicy, a Hermiona- zadowolona z nowego nabytku, który mógł uratować jej życie, nie dopytywała. Jednak mimo tego, że dziewczyna od czasu otrzymania tego magicznego patyka dużo ćwiczyła, wciąż nie mogła pozbyć się dziwnego uczucia, że to nie jest jej różdżka. Ta, której aktualnie była posiadaczką źle leżała w jej ręce, a każde zaklęcia, które nią rzucała było mniej efektywne od tych rzucanych jej różdżką. Gryfonka nie mogła jednak narzekać- w sytuacji, w której się znalazła, różdżka była niezbędna do przetrwania.
Gdy dotarła do Wielkiej Sali, dwóch mężczyzn już czekało. Wzięła głęboki wdech i przywitała się z nimi. Chwilę później dołączyli do nich jej współtowarzysze.
Już po kilku minutach trójka uczniów rzucała wymieniane przez Założycieli zaklęcia, by tamci mogli ocenić ich umiejętności.


Blaise Zabini siedział z nosem w ogromnej, i wyglądającej na starą, księdze. Co jakiś czas chwytał pióro i pokrywał pergamin leżący obok księgi drobnym, starannym pismem.
-Może potrzebujesz pomocy?- usłyszał nagle z góry; nie podniósł jednak głowy i nie przerwał pisania.
-Nie, dziękuję Pansy.
-Jesteś pewien? Chętnie Ci pomogę..
-Może od razu powiesz, czego chcesz zamiast zajmować mi czas tą bezsensowną rozmową?- powiedział, odsuwając od siebie pergamin i odkładając pióro.
-Gdzie jest Draco?
Na to pytanie Ślizgon spiął się lekko, ale dziewczyna nie mogła tego dostrzec.
-Musiał pilnie wyjechać. Sprawy rodzinne.
-Nie kłam. Nie chodzi o żadne sprawy rodzinne, prawda?
Chłopak przyłożył ręce do twarzy i zaczął pocierać bolące oczy. Nieprzespana noc i ślęczenie nad książkami dało o sobie znać.
Blaise rozejrzał się po bibliotece i napotkał surowe spojrzenie bibliotekarki. Ta stanowcza kobieta nie tolerowała rozmów, ale także Ślizgonów; tym bardziej rozmawiający Ślizgoni przyciągali jej wzrok.
-To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy- powiedział chłopak.
Wstał, odłożył książkę na półkę, pergamin i pióro schował do torby, a następnie szybko ruszył do drzwi.
-Idziesz?- rzucił do Parkinson, wciąż stojącej przy stoliku, przy którym siedział.
Dziewczyna pokiwała głową i poszła w jego stronę.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, bibliotekarka szybko wstała ze swojego miejsca, by sprawdzić czy ten ignorant Zabini, jak zwykła o nim myśleć, nie zniszczył jednego z jej cennych woluminów.


Zmęczona Hermiona przysiadła na podłodze.
-Robimy przerwę, dobrze?- krzyknął Gryffindor, a Harry i Draco opuścili swoje różdżki.
Na początku treningu musieli tylko rzucać zaklęcia wymienione przez mężczyzn, ale gdy tylko Ci spostrzegli się, że mają do czynienia z naprawdę dobrymi czarodziejami, zaproponowali im pojedynek; oni kontra trójka uczniów.
Hermiona, Harry i Draco byli bardzo zdolni, co musieli przyznać nawet dwaj założyciele, jednak ich umiejętności nie mogły równać się z tym, co umieli Godryk i Salazar.
-Teraz moja kolej!- zawołała nagle Rowena, która od dłuższego czasu obserwowała pojedynek.
Usiadła na podłodze obok Hermiony i porozkładała wokół nich wielkie księgi.
-Musicie wiedzieć, że podczas tego, co już Wam się przytrafiło nie możecie liczyć tylko na swoją siłę. Ją te istoty są w stanie pokonać, a nawet Wam ją odebrać; zaraz dowiecie się, z jak potężną magią będziecie musieli się zmierzyć. Nie martwcie się- dodała widząc wystraszoną minę Gryfonki- Wiemy o nich wystarczająco dużo, byście dali sobie z nimi radę. Musicie jednak uwierzyć w siebie, a przede wszystkim w to, co macie tu- dodała, wskazując palcem na swoje czoło- Tego nikt nie jest w stanie Wam odebrać.
Trójka uczniów siedziała w ciszy, uważnie wsłuchując się w słowa kobiety.
-Więc jesteście już pewni, że chcecie wrócić?- spytał Salazar, uważnie przyglądając się Ślizgonowi i Gryfonom.
Draco, Harry i Hermiona spojrzeli po sobie, by następnie odwrócić się w stronę mężczyzny i pokiwać głowami.
Strach ukryli głęboko w sobie; skupili się na swoim celu, a to im pomagało i dawało nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócą do domu.


Gdy wybiła godzina dwudziesta trzydzieści, Ginny Weasley wymykała się właśnie z dormitorium chłopców z szóstego roku. Wybrała tą godzinę, bo wszyscy Gryfoni siedzieli wtedy w Pokoju Wspólnym. Istniało jednak niebezpieczeństwo, że ktoś zauważy ją, gdy będzie wychodziła, albo co gorsza, gdy przerzucała rzeczy Potter’a.
Nie robiła tego w złej wierze, ale z punktu widzenia postronnego obserwatora mogło to wyglądać na kradzież. Gdy tylko znalazła dwie rzeczy, które najbardziej ją interesowały, szybko podeszła do drzwi, a następnie, uważając by nikt jej nie zauważył, zaczęła schodzić po schodach, by dostać się do swojego dormitorium; przed spotkaniem z Zabinim chciała jeszcze nałożyć na siebie coś cieplejszego.
Gdy jednak nagle usłyszała tupot stóp, a chwilę później przygaszony głos swojego brata, o mało nie wypuściła swoich zdobyczy z rąk.
Ignorując trzęsące się dłonie narzuciła na siebie Pelerynę Niewidkę i przysunęła się jak najbliżej ściany.
Ron szedł razem z Nevillem; gdy przechodzili obok niej, dziewczyna wstrzymała oddech. Miała wrażenie, że zaraz któryś z chłopców odkryje, że ona tam stoi, w Pelerynie Niewidce i z Mapą Huncwotów, które powinny przecież leżeć w ich dormitorium, w kufrze Harry’ego. Nic takiego się jednak nie stało, a chwilę później Gryfoni zniknęli w swojej komnacie. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, dziewczyna odetchnęła głęboko. Kilkoma szybkim krokami dotarła do swojego dormitorium. Dopiero tam zdjęła pelerynę niewidkę. W pomieszczeniu nie było żadnej z jej współlokatorek, co bardzo ją cieszyło. Szybko chwyciła czarny płaszcz, czerwony szalik i rękawiczki tego samego koloru. Do kieszeni płaszcza włożyła Mapę Huncwotów, a gdy zegar wybił za dziesięć dziewiątą ponownie narzuciła na siebie Pelerynę Niewidkę i wyszła z dormitorium.


Choć pora nie mogła być późna, niebo zasnute było już ciężkimi, ciemnymi chmurami. Nie widać było księżyca, ani nawet jednej gwiazdy. Wiał zimny, nieprzyjemny wiatr, ale Hermionie zdawało się to nie przeszkadzać.
-Zamknij to okno, Granger, zimno- mruknął Draco, odrywając na chwilę wzrok od książki, którą właśnie czytał.
Nie była to lekka, przyjemna lektura do poczytania przed snem, tylko księga o czarnomagicznych zaklęciach, o których młody Malfoy w swoich czasach nigdy nie słyszał. Dostał ją od Salazara, i musiał przyznać, że niektóre z zaklęć o których przeczytał i jego skutki, przerażały nawet jego.
Po chwili zwłoki, Gryfonka zamknęła okno i, wzorem Ślizgona, zatopiła się w lekturze. Już po chwili czytania zapomniała o swoich problemach- książka o eliksirach, którą dała jej Rowena skutecznie odpędziła od niej złe myśli.
Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Potter, co skutecznie oderwało dziewczynę od lektury. Obrzuciła przyjaciela nieprzyjemnym spojrzeniem za to, że- nie pierwszy raz zresztą, przeszkodził jej w czytaniu.
-Nie możesz być ciszej, Potter?- spytał miłym głosem Malfoy; tak bardzo miłym, że jednak brew Gryfonki podjechała do góry.
-Czyżbym przeszkodził?
Na jego słowa Draco i Hermiona równocześnie zatrzasnęli swoje księgi, a po komnacie przetoczył się huk.
-Chyba jednak przeszkodziłem- mruknął Wybraniec i usiadł obok swojej przyjaciółki.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza- jednak tylko przez chwilę.
-Jak myślicie, długo będziemy musieli tu zostać?- spytał Draco, odrzucając na bok swoją książkę.
-Uważam, że jeszcze kilka dni co najmniej- odpowiedziała mu dziewczyna, odkładając swoją lekturę- Musimy przećwiczyć kilka tych zaklęć, które w naszych czasach już się nie stosuje, a które, jak powiedziała Helga, będą niezbędne jeśli będziemy walczyć z Mgłami.
-Ciągle mam problemy z zaklęciem Eripio- mruknął Malfoy, zły, że jest coś, co mu nie wychodzi.
-Ja mam problem z każdym zaklęciem, które dzisiaj poznaliśmy- powiedział Harry, z niepokojem spoglądając na swoich towarzyszy.
-Ja muszę jeszcze przećwiczyć zaklęcie Semper, ciągle robię coś nie tak- dodała sfrustrowana Gryfonka- Jednak uważam, że radzimy sobie całkiem nieźle.
Wyczuła na sobie zdziwione spojrzenia chłopców, więc dodała:
-Dowiedzieliśmy się dzisiaj o istnieniu zaklęć, z którymi nigdy nie mieliśmy do czynienia. Większość z nich wychodzi nam prawie bezbłędnie,  a to ogromny sukces; uwierzcie mi, nie każdy dałby sobie radę. Wystarczy nam kilka dni, byśmy udoskonalili swoje umiejętności.
-Pamiętacie, co powiedziała Rowena?- odezwał się nagle Potter- Im dłużej tu przebywamy, tym większe mogą być konsekwencje dla nas w przyszłości. To znaczy, w naszych czasach- poprawił się szybko.
Draco i Hermiona na jego słowa tylko westchnęli.
-Nic nie możemy na to poradzić- powiedziała cicho dziewczyna- Możemy tylko spróbować dać z siebie wszystko i za kilka dni ponownie wejść w te cholerne Mgły.
Chłopcy przytaknęli na jej słowa, a chwilę później każde z nich zajęło się sobą.


Dokładnie o godzinie dwudziestej pierwszej Ginny dotarła pod Bijącą Wierzbę. Zabini już tam na nią czekał; siedział na ogromnym kamieniu, czytając coś z pergaminu. Gdy podeszła do niego, zdjęła Pelerynę Niewidkę.
-Nie strasz mnie tak!- warknął Ślizgon; nagle pojawienie się Ginny sprawiło, że pergamin wypadł mu z rąk, a on sam, wstając z tymczasowego siedziska potknął się, i przewrócił.
Dziewczyna zachichotała cicho, widząc jego poczynania. Podniosła pergamin, który wypadł mu z rąk, by mu go podać.
-Przeczytaj.
Spojrzała na niego zaskoczona, ale nic nie odpowiedziała. Między nimi zapanowała cisza, która jednak nie była zupełna. Wiatr wiał nieprzerwanie; poruszał drzewami, plątał włosy i przynosił nad zamek deszczowe, ciemne chmury.
-Atra in nebula?- wyszeptała nagle dziewczyna- Co to jest?
-Nie mam pojęcia. Bardzo ciężko dostać jakiekolwiek księgi o tego rodzaju magii. Wiem tylko tyle, co zapisałem na tym skrawku pergaminu. To nasza jedyna wiedza.
Ruda raz jeszcze przyjrzała się zapisanemu pergaminowi; nie było tego dużo, więc wyruszenie o tej porze do Zakazanego Lasu jedynie z Zabinim wydawało się jeszcze bardziej nieodpowiedzialne.
-W naszym języku Atra in nebula znaczy tyle, co Czarne Mgły- powiedział chłopak.
-Dlaczego Ron nie mógł iść z nami?- odezwała się nagle, przerywając Ślizgonowi.
-Uważasz, że Twój brat zaufałby mi na tyle, by wybrać się tam ze mną? Poza tym, na pewno nie pozwoliłby pójść Tobie, a może nawet doniósłby do McGonagall, tylko po to, byś nie mogła tam pójść.
Ginny nie mogła się z nim nie zgodzić.
-Mówiłaś komuś o tym?
-Nie, a powinnam?- spytała go, zaskoczona zmianą tematu.
-Lepiej byłoby gdyby ktoś wiedział, w razie gdyby..- przerwał nagle, nie chcąc napędzać więcej strachu dziewczynie, a przy okazji i sobie- Nie martw się, powiedziałem Pansy.
-Parkinson?
-Nie rób takiej miny, komuś musiałem powiedzieć. Ona miała przekazać to Nott’owi, wie skąd wyruszamy, o której i także to o tych Mgłach. Gdy nie wrócimy do szóstej nad ranem, powiadomią Snape’a.
Ruda pokiwała głową, niezdolna do wykonania innego ruchu. Miała ochotę wycofać się i wrócić do ciepłego i przytulnego dormitorium w Wieży Gryfonów. Jednak gdy tylko pomyślała o Harrym i Hermionie, którzy zniknęli bez wieści, ochota na to szybko jej przeszła.
Chwilę później razem z Blaise’m zagłębiała się wśród drzew Zakazanego Lasu.




10 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Pomysł ze zmianą czasu genialny. Mam nadzieję ze rozdział pojawi się jak najszybciej. Kama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa :) Nowy rozdział pojawi się najpóźniej 9 sierpnia.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. fajnę ;3
    wpadniej do mnie :*
    agiczna-szatynka-zhogwartu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, chętnie zajrzę na Twojego bloga :)

      Usuń
  3. Super, podoba mi się ;D Czeka na kolejny mam nadzieje, że pojawi się niedługo.
    http://victoria-baker-gordon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz ciekawy styl pisania, podoba mi się. Historia również jest wciągająca, dlatego czekam na kolejny rozdział! :)
    pozdrawiam, Zou.
    http://hermionyswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo za miłe słowa :)
      pozdrawiam.

      Usuń
  5. Ginny i Blaise wkraczają do akcji. Szkoda, że Ron nie poszedł z nimi, byłoby zabawnie. Ale i tak pewnie czeka nas jeszcze całe mnóstwo zabawnych sytuacji. Chociaż piszesz o ich tragedii, nie poddajesz się czarnemu nastrojowi i cały czas próbujesz rozbawić czytelników. Bardzo dobrze, bo ile można się smusić i martwić?
    Hermiona jest w swoim żywiole. Tyle zapomnianych i zniszczonych przez czas książek i zaklęć. A do tego towarzystwo założycieli Howartu, którzy mogą odpowiedzieć na wszystkie jej pytania.
    Nie lubię, kiedy bohaterom książek czy opowiadań jest zbyt łatwo w życiu. Dlatego liczę na wiele przeszkód i przeciwności losu. Bez tego byłoby nudno, prawda?
    Pozdrawiam.
    http://demelium.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa, oraz za sam ten komentarz :)
      Mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie rozczarują.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń