wtorek, 16 lipca 2013

Zakazana miłość VII

Cześć wszystkim!
Chciałabym Wam bardzo podziękować za każdy komentarz, który umieszczaliście pod poprzednim postem ;) Takie komentarze motywują do dalszego pisania, jestem Wam za to wdzięczna.
Oprócz podziękowań, mam też do Was pytanie: Gdzie mogę napisać, czy też co mogę zrobić, gdy przy próbie bezpośredniego wejścia na mojego bloga zostaję przekierowana na stronę blogspotu?
A teraz zapraszam na nowy rozdział : )

~~


Aurorzy przeczesywali tereny Zakazanego Lasu już od ponad godziny, ale nie uzyskali żadnych rezultatów.
W gabinecie dyrektora Hogwartu siedzieli państwo Weasley’owie, oraz Narcyza i Lucjusz Malfoy, który został wypuszczony z Azkabanu ze względu na okoliczności zaginięcie jego jedynego dziecka. Zaraz za Lucjuszem stał Kingsley Shacklebolt, który dostał zadanie pilnowania tego więźnia dawdzieścia cztery godziny na dobę- tylko na takich warunkach Malfoy mógł przedwcześnie opuścić więzienie.
W gabinecie znajdował się również sam dyrektor i opiekunowie zaginionych uczniów- profesor McGonagall i Snape, oraz Minister Magii, Korneliusz Knot.
-Czy już coś wiadomo? Cokolwiek?- spytała cicho Narcyza, która wciąż nie mogła się pogodzić z tym, że nie ma pojęcia, co dzieje się z jej jedynym synem.
-Niestety, oprócz różdżki panny Granger w miejscu, z którego uprzednio wystrzelili czerwone iskry, nie znaleźliśmy nic.
-Mają ze sobą tylko dwie różdżki..- powiedziała zachrypniętym głosem Molly Weasley, a następnie przytuliła się do męża.
-Uważam za skrajnie nieodpowiedzialne, Albusie że pozwoliłeś na to, by szóstka uczniów wyruszyła do Zakazanego Lasu pod opieką gajowego, który jak wiadomo stwarza zagrożenie sam dla siebie.. Wszyscy wiemy o jego uwielbieniu do dziwnych, niebezpiecznych zwierząt i wiemy, z czym to się zwykle wiązało..
-Korneliuszu, mam do Hagrida całkowite zaufanie i jestem przekonany, że to co się tam wydarzyło nie ma z nim nic wspólnego- odparł na zarzuty Ministra dyrektor.
-Nie masz pojęcia, co tam się wydarzyło, Dumbledore i nie możesz mieć pewności, że ten przygłupi gajowy nie ma z tym nic wspólnego!
-Lucjuszu, prosiłbym Cię, byś trzymał nerwy na wodzy, jeśli chcesz tu przebywać. Nie mniej jednak zdaję obie sprawę, że fakt zaginięcia tych uczniów na terenie szkoły pociągnie za sobą olbrzymie konsekwencje względem mnie, wolałbym jednak byśmy zajęli się uprzednio sprawą tych uczniów, bo jest to sprawa pierwszorzędna- powiedział ponownie Dumbledore, splatając palce. 
-Tak, tak, to tym powinniśmy się zająć- przytaknął Knot- Za chwilę przybędzie tu więcej aurorów, część z nich będzie musiała porozmawiać z pozostałą trójką uczniów, niczego nie możemy wykluczyć, taak..
-Czy Ty coś sugerujesz, Korneliuszu?
-Ależ Minewro, niepotrzebnie się denerwujesz. Musimy tylko wziąć pod uwagę wszystkie opcje i..- nie dokończył, gdyż w gabinecie rozległo się głośne pukanie.
-Proszę- rozległ się donośny głos dyrektora, a do środka, z pewnym trudem, wszedł Rubeus Hagrid.


Trójka uczniów siedziała na lekko wilgotniej trawie, niemal na krańcu Zakazanego Lasu. Schowani za drzewami byli niezauważalni, a jednocześnie znajdowali się na tyle blisko, że mogli obserwować zamek. Chociaż bardziej poprawnym sformułowaniem byłoby: nowo budowany zamek.
Wszystko było tak inne od tego, co znali, przez co ich myśli i emocje wręcz gotowały się w ich wnętrzu.
Nigdzie nie było setek uczniów, którzy zawsze wylegali na błonia.
Hermiona wpatrywała się w puste miejsce, w którym normalnie znajdowała się Wieża Gryffindoru. Była tam jedynie pustka, tak samo jak w miejscu Wieży Astronomicznej. Wejścia do zamku nie strzegły ogromne wrota. Chatki Hagrida nigdzie nie dało się dostrzec, bo tak jak wielu elementów zamku, po prostu jej nie było.
Jeszcze, czy już nie było?
-Musimy dostać się do zamku- wymruczała Hermiona, a później ziewnęła.
-Chcesz tam wchodzić?- spytał Draco, zbyt zmęczony, by zdobyć się na pogardliwy ton.
-Chyba nie mamy innego wyjścia.. Nie mamy pojęcia która godzina, jaki jest dzisiaj dzień, nie wiemy nawet, który to rok! Jesteśmy przemarznięci, od dłuższego czasu nic nie jedliśmy.. Cholera!- krzyknęła na koniec Gryfonka, wstała i zaczęła spacerować wokół chłopaków, raz po raz tupiąc nogą, jakby chciała dać upust swojej złości.
Po kilku, a może kilkunastu minutach usiadła, czując bezradność.
-Hermiono, dałabyś radę rzucić na nas jakieś zaklęcia, by nikt nas tutaj nie zauważył i nie usłyszał?- spytał Harry, a dziewczyna powoli pokiwała głową- Jesteśmy zmęczeni..
-I głodni- wtrącił Draco, za co Potter obrzucił go wściekłym spojrzeniem.
-Wytrzymamy jeszcze bez jedzenia, sen wydaje mi się bardziej potrzebny- mówił dalej chłopiec z blizną- Jest tu dużo liści, zróbmy sobie prowizoryczne posłania i po prostu dajmy sobie trochę czasu na odpoczynek.
Pozostała dwójka zgodziła się z nim jedynie kiwając głową.
-No cóż, to teraz moja rola. Harry, daj mi różdżkę- powiedziała Granger, zadowolona że może coś zrobić i że mają jakiś plan.
Lepszy przecież taki plan, niż żaden.
Chwilę później trójka nastolatków spała w najlepsze i nie zbudziły ich nawet hukania sów nad ich głowami.


Ginny z pewnym trudem oderwała głowę od poduszki. Bolała ją ona niemiłosiernie- nieprzespana noc, potok wylanych łez i stres dały o sobie znać.
Gdy wstała, zorientowała się, że jest w dormitorium sama. Chwilę wpatrywała się w wiszący zegar, nim dotarło do niej, że jest godzina szesnasta.
Szybko podeszła do szafy, chwyciła ubrania i udała się do łazienki, by wziąć szybki, ale orzeźwiający prysznic.
Zdejmowała z siebie poszczególne części garderoby trzęsącymi dłońmi. Starał się nie myśleć o tym, że od czasu kiedy ostatni raz rozmawiała z McGonagall minęło kilka godzin i że w tym czasie wiele mogło się zdarzyć. Wiele niekoniecznie dobrych rzeczy. Ignorując szybko bijące serce i kropelki potu na czole, weszła do kabiny.
Strumień zimnej, wręcz lodowatej wody spadał na jej ciało, ale ona ledwo zdawała się to rejestrować. Strach zawładnął nią całkowicie i nie była do końca świadoma tego, co robi.
Po wyjściu z kabiny prysznicowej, szybko się ubrała i zbiegła do Pokoju Wspólnego, w poszukiwaniu swojego brata.
Znalazła go siedzącego w fotelu koło kominka. Ron siedział sam, na kolanach miał książkę, do której- jak przypuszczała Ginny, nawet nie zajrzał. Nie zauważył, gdy stanęła obok; pogrążony w swoich myślach nie rejestrował tego, co działo się dookoła niego. 
-Ron?- spytała cicho, a ten spojrzał na nią lekko nieprzytomnym wzrokiem- Idziemy do McGonagall?
Pokiwał na to tylko głową i razem wyszli z Pokoju Wspólnego Gryfonów.


-Harry?
Przewrócił się na drugi bok; coś zaczęło łaskotać go w nos. Wymamrotał „jeszcze chwilę”, i wcisnął twarz w poduszkę. Po chwili poruszył się niespokojnie, a następnie usiadł.
-Hermiono, co Ty robisz w naszym dormitorium?- spytał nie do końca rozbudzony Potter.
Dziewczyna zachichotała, a później wyciągnęła do niego rękę.
-Wstawaj, mamy misję do spełnienia- powiedziała mu, wciąż mając na twarzy uśmiech.
-Co Ty mówisz?- odparł, chwytając jej rękę.
Dopiero gdy wstał i rozejrzał się, zrozumiał dlaczego dziewczyna się z niego śmiała. Nadal znajdowali się w Zakazanym Lesie- w Zakazanym Lesie, a nie w ich przytulnym, miłym i swojskim dormitorium w Wieży Gryffindoru.
-No ruszcie się, umieram z głodu- jęknął Malfoy, a Harry i Hermiona, jak na zawołanie przewrócili oczami.
Gdy stanęli już na skraju lasu spojrzeli po sobie. Żadne z nich się nie mogło wykonać dalszego kroku- działali pod wpływem strachu, choć nie przyznawali się przed sobą do tego, że się boją.
Pierwsza ruszyła Hermiona. Najtrudniejsze było dla niej wykonanie pierwszego kroku; kolejne tylko utwierdzały ją w słuszności podjętej decyzji. Kawałek za nią szli chłopcy- znów ramię w ramię.
Sytuacja, w której się znaleźli wymusiła na nich współpracę. Nie byli już trójką mieszkańców innych domów w Hogwarcie,  żywiącymi do siebie tylko wrogie uczucia.
Byli trójką nastolatków zagubioną w czasoprzestrzeni. Zdani byli tylko na siebie, nienawiść- niezależnie, czy tego chcieli czy nie, musieli odłożyć na bok. Mieli w tamtym momencie tylko siebie. Dwójka Gryfonów i Ślizgon musieli nauczyć się współpracować.


-Naprawdę nic nie znaleziono, żadnych śladów?- spytała cicho najmłodsza latorośl Weasley’ów ze łzami w oczach.
Profesor McGonagall pokiwała jedynie głową nie patrząc na nią, ani na towarzyszących jej dwóch chłopców- brata Ginny i Diabła.
Bezsilność, która ich ogarniała była nie do zniesienia.
-Nie wierzę!- odezwał się nagle Blaise, a czując na sobie spojrzenia pani profesor i Gryfonów dodał- Nie mam pojęcia co tam się wydarzyło, ale trójka uczniów nie może zniknąć od tak. Niech Pani pomyśli, co musiało się stać, że Granger wypuściła z ręki różdżkę! Co takiego ich zaatakowało, że ją straciła? Rozmawiała Pani z Hagridem, zresztą po to nas tam wysłaliście- w tym lesie czai się coś niebezpiecznego i to najprawdopodobniej było przyczyną ich zniknięcia. Przecież ktoś musi coś wiedzieć!
-Panie Zabini, niech pan nie podnosi głosu!- powiedziała surowo Minewra- W Ministerstwie już dokładnie zbadano, jakie zaklęcia ostatnio rzucała Panna Granger i nie wygląda na to, by z kimś walczyła. Tak naprawdę nie wiemy, co tak naprawdę czai się w Zakazanym Lesie. Dzisiaj rano rozmawiałam z Hagridem, tak samo zresztą jak profesor Dumbledore i sam Minister Magii, ale niestety, nic nie udało nam się ustalić. Hagrid rozmawiał nawet z centaurami, ale Ci są w stanie powiedzieć jedynie, że ostatnio nie mogą patrzeć w gwiazdy, bo przysłania im je ciemna masa.
-Może to o to chodzi?- spytał Blaise, już jakby odrobinę nieobecny, próbujący przypomnieć sobie coś, co pasowałoby do pojęcia „ciemna masa”.
-Myślę, że chodzi po prostu o to, że w ostatnim okresie pogoda nieco się pogorszyła. Nie doszukujcie się w tym jakiś ukrytych potworów, proszę. Profesor Dumbledore już się tym zajmuje, a Wy nie powinniście się narażać. Nie przerywaj mi, Weasley- skarciła Rona, by następnie dodać- Wystarczy, że zaginęła nam trójka uczniów, nie potrzebujemy ich więcej, dlatego jutro pojawicie się na lekcjach. Nie ma żadnego ale, Zabini. A teraz zmykajcie do siebie, no już.
Na pożegnanie mruknęli jej tylko ciche „do widzenia” i szybko wyszli z gabinetu nauczycielki transmutacji.
Po ich wyjściu Minewra zasiadła za biurkiem. Przeczesała dłonią włosy, a następnie przetarła nią lekko twarz. Ostatnie wydarzenia niewątpliwie były dla niej przykrym doświadczeniem- wyglądała, jakby w ciągu tej jednej doby przybyło jej kilka lat.
-Profesor Dumbledore prosi, byś przyniosła mu do gabinetu najstarszą „Historię Hogwartu” jaką dysponuje nasza szkoła- rozległo się nagle z jednego z portretów.
McGonagall pokiwała głową, nie okazując zdziwienia na prośbę dyrektora, i chwilę później zniknęła za drzwiami.


-Słyszeliście?- szepnęła Hermiona, nim skręcili do korytarza, który miał ich zaprowadzić do Wielkiej Sali.
Uznali, że to będzie odpowiednie miejsce do tego, by zacząć poszukiwania; odpowiednie, by dowiedzieć się czegoś o świecie, w którym się znaleźli.
Po chwili i chłopcy usłyszeli głosy, o których mówiła Hermiona.
-Przecież chyba o to nam chodzi, prawda? Musimy się dowiedzieć, gdzie jesteśmy, czy też… Który to rok- mówił Draco, a z każdym słowem malała jego pewność siebie, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, jak absurdalnie brzmi to, co mówi- I myślę, że Ci ludzi mogą nam jakoś pomóc.
Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. Po cichu powiedziała chłopakom, by wyciągnęli różdżki i nie próbując nawet ukrywać tego, że się tu znajdują, ruszyli szybkim krokiem do Wielkiej Sali. 
Nie było wiadomo, kto był bardziej zdziwiony widokiem, który zastali.
Oni- zaskoczeni wyglądem Wielkiej Sali- nieukończonej, innej od tej, którą znali, wciąż przygotowywanej, czy może dwie kobiety, widzące dwóch chłopców i dziewczynę- z czego pierwsza dwójka celowała w nie różdżkami, dziwnie ubranych i nie podobni do żadnych innych ludzi, z którymi miały do czynienia.
-Godryk! Salazar!- krzyknęła nagle jedna z kobiet i nim Draco i Harry zdążyli się zorientować leżeli na ziemi, związani niewidzialnymi linami, a nad nimi, celując różdżkami w Hermionę stały dwie kobiety.
-Tylko nie to..- powiedziała Hermiona i odsunęła się pod ścianę.
Nie zdawała chyba sobie do końca sprawy z tego, w jakim położeniu się znalazła, bowiem odkąd jedna z kobiet wypowiedziała te dwa, tak znane, imiona ona od razu zorientowała się, na jakie czasy trafili.
-To przecież niemożliwe..- mówiła dalej do siebie, a Draco spojrzał na nią jak na kogoś, kto postradał zmysły.
-Granger, do cholery zrób coś!- warknął, siłując się z linami.
-Ty nic nie rozumiesz!- krzyknęła dziewczyna i kopnęła leżącego chłopaka w nogę.
-Och, nie rozumiem? Może i tak, ale zdaję sobie sprawę z tego, czego ty chyba nie raczyłaś zauważyć! Jesteśmy związani, a w Ciebie celują różdżkami jakieś dwie nawiedzone kobiety!
-Uważaj na słowa, chłopcze- powiedział ktoś stojący w drzwiach.
Gdy Hermiona się odwróciła, choć wcale nie musiała, by wiedzieć, kto za nią stoi, zakryła dłonią usta.
-Co tu się dzieje?- spytał drugi mężczyzna, widząc leżących na ziemi chłopców i zerkając na dziewczynę, w którą wycelowane były dwie różdżki.
-Ci tutaj- wskazała dłonią kobieta, która wcześniej ich wołała- Wtargnęli tu i chcieli nas zaatakować- powiedziała z przekonaniem o słuszności swojej wypowiedzi.
-Przecież to nie było tak!- ryknął Malfoy, a Hermiona po raz kolejny kopnęła go w nogę.
-Zamknij się idioto!- warknęła na niego, i zdawała się nie zwracać uwagi na to, że czwórka czarodziei- niewątpliwie starszych i o wiele bardziej utalentowanych od nich, stoi nad nimi i celuje w nią różdżkami.
-I Ty niby chcesz mnie uciszać, szla…- zaczął chłopak, ale nie dokończył, bo Hermiona stanęła na jego stopie, a on wydobył z siebie tylko jęk bólu.
-Mówiłam, że nic nie rozumiesz- powiedziała do niego ponownie, a następnie odwróciła się w stronę stojących i wpatrujących się w nią czarodziei i ku zaskoczeniu obu jej towarzyszy powiedziała- Wiem, kim jesteście.


-I jesteś pewny, że to nie jest tylko, jak mówiła McGonagall, wpływ pogody?- spytała lekko niedowierzając, Ginny.
Od pół godziny ona i Ron siedzieli w bibliotece, przyglądając się Zabiniemu, który szukał czegoś w najstarszych najdziwniejszych książkach, z jakimi się spotkali.
Zabini skomentował jej pytanie tak znaczącym spojrzeniem, że dziewczyna postanowiła mu zaufać.
-To czego mam szukać?- powiedziała, siadając obok niego.
Uśmiechnął się do niej i odpowiedział, a po pięciu minutach oboje siedzieli z nosami w olbrzymich tomach o dziwnych nazwach.


-Cholerne liny, ręce nadal mnie bolą- marudził Malfoy, ale gdy poczuł, że Hermiona kopie go w kostkę, zamilkł.
-To takie niesamowite!- powtórzyła kolejny raz Gryfonka, na co Draco i Harry przewrócili oczami.
Od godziny siedzieli w obszernym i przytulnym, choć nieukończonym pomieszczeniu, które w przyszłości, jak powiedziała Granger swoim towarzyszom, jest Pokojem Wspólnym Krukonów.
Na początku czterej Założyciele byli bardzo nieufni wobec nastolatków, dlatego podczas gdy Hermiona opowiadała im wszystko zaczynając od szlabanu, kończąc na ich wejściu do tego zamku i wpadnięciu na nich, Harry i Draco leżeli na podłodze w Wielkiej Sali, wciąż splątani niewidzialnymi więzami.
Później jednak nie mieli podstaw, by nie uwierzyć i przede wszystkim by nie pomóc trójce zagubionych i głodnych nastolatków.
Zabrali ich do jednej z prawie ukończonych sal, gdzie posadzili ich na dużych, wygodnych poduszkach, gdyż nie było tam żadnych mebli, rozpalili w kominku, który o dziwo, już się tam znajdował i poczęstowali trochę dziwnie wyglądającym, ale jak się później okazało, pysznym jedzeniem.
Gdy już się najedli, ich gospodarze zaczęli opowiadać swoją historię, choć już nie tylko Hermiona, ale i Harry i Draco domyślili się, z kim mają do czynienia.
Dość dużo czasu zajęło im dojście do siebie po usłyszeniu, że znaleźli się w roku 966, choć przecież spodziewali się takiej odpowiedzi.
Helga, Rowena, Godryk i Salazar okazali się bardzo mądrymi i przyjaźnie nastawionymi do nich osobami, pomimo początkowych nieprzyjemnych zdarzeń.
Podczas gdy Malfoy i Potter byli wciąż przestraszeni sytuacją, w której się znaleźli, Hermiona wydawała się oczarowana- chciała dowiedzieć się wszystkiego, a także pomóc w budowie zamku.
Po kilku godzinach bezustannej pogawędki, Rowena zaprowadziła gości do sypialni- chłopcy spać mieli w jednym pomieszczeniu, Hermiona w innym, który jednak znajdował się blisko pokoju jej towarzyszy.
-Czy ona jest normalna?- spytał Draco Harry’ego, gdy zostali sami.
Chłopiec, Który Przeżył domyślił się, że ten ma na myśli jego przyjaciółkę, ale na jego słowa tylko się zaśmiał.
-Pierwszy się kąpię- powiedział, i szybko chwycił ubrania i ogromny, biały ręcznik, które już leżały na jego łóżku.
„Ten zamek kryje wiele tajemnic, choć nawet jeszcze nie jest skończony” powiedziała im Helga nim odeszli i Potter musiał się teraz z nią zgodzić.
Wziął szybki prysznic w prowizorycznej, jak się okazało, łazience i szybko wskoczył pod ciepłą, wygodną pościel.
Pół godziny później z łazienki wyszedł jego tymczasowy współlokator. Podnosem mruczał nieprzyjemne uwagi pod adresem ludzi, którzy zajmowali się wyposażeniem tej łazienki.
-Dobranoc, Potter- rzucił i wskoczył na swoje łóżko.
-Branoc, Malfoy- odpowiedział mu i zaśmiał się cicho.
Życie czasem potrafi bardzo zaskoczyć.
Gdy już prawie odpłynął w krainę snu, przebudziło go delikatne pukanie do drzwi.
-Czego znowu?- warknął zirytowany Draco, któremu też prawie udało się zasnąć.
Zdziwili się, gdy do środka weszła drobna postać z wilgotnymi włosami opadającymi na jej plecy.
-Mogę na chwilę?
-Ech, przecież i tak wejdziesz, Granger- odpowiedział jej Smok i rzucił się na swoją poduszkę.
-Choć tutaj, zmarzniesz- powiedział Harry, odchylając jej kołdrę, a dziewczyna zwinnie usiadła na łóżku przyjaciela, przykrywając się nią.
-Nie wiem, czy Weasley by to pochwalił- odezwał się ponownie Draco, lekko zachrypniętym głosem. Chłopak był bardzo zmęczony, a fakt, że był również syty i było ciepło, potęgował tą senność.
Oboje Gryfoni zignorowali jego uszczypliwą uwagę.
-Nie mogę zasnąć- zaczęła cicho Hermiona, a później dodała głośniej, by słyszał ją również Ślizgon- Martwi mnie to wszystko.
-Wcześniej wydawałaś się zachwycona.
-Malfoy, jak Ty nic nie rozumiesz. Otrzymaliśmy ogromną szansę! Poznaliśmy samych założycieli Hogwartu i możemy zobaczyć, jak wyglądała budowa zamku. Pochodzimy z przyszłości, tak to dla nich wygląda, wiecie jakie to niesie dla nas możliwości, możemy porównać życie tutaj i to tysiąc lat później…
-Są takie chwile, kiedy się Ciebie boję- wtrącił Ślizgon, udając przerażenie.
-Ale może się też okazać..- kontynuowała, nie zwracając uwagę na wtrącenie chłopaka.
Drobne dłonie zacisnęła na pościeli tak, ze pobielały jej kostki. W oczach czaiły się łzy, których jednak nie pozwoliła płynąć ze względu na Dracona.
-Może się okazać, że nie damy rady wrócić do domu.





środa, 10 lipca 2013

Zakazana miłość VI


Draco podniósł z ziemi obolałą głowę. Próbował się podnieść całkowicie, opierając się na rękach, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Kawałek dalej słychać było jęk Hermiony i przekleństwa Harry’ego.
-Malfoy?- usłyszał chłopak chwilę później gdzieś obok siebie- Dasz radę wstać?
Chłopak jęknął przeciągle i ponownie próbował się podnieść. Tym razem poszło mu sprawniej i udało mu się usiąść.
-Zostaw go Mionka, to Malfoy, on uwielbia dramatyzować- powiedział czarnowłosy chłopak i, biorąc przykład ze swojej przyjaciółki, wstał.
-Masz szczęście, Bliznowaty, że nie mam na nic siły, bo porozmawialibyśmy inaczej- warknął Draco, a chwilę później, przeklinając i jęcząc, również się podniósł.
Harry tylko się na to uśmiechnął. 
Gdy już mniej- więcej doszli do siebie, zaczęli rozglądać się po miejscu, w którym się znajdowali.
Zakazany Las wciąż porażał swym ogromem, ale przez wysokie drzewa prześwitywały promienie słońca.
-Cholera- powiedział nagle Potter, potrząsając lewą ręką na której miał zegarek, a widząc pytające spojrzenie pozostałej dwójki, dodał- Nie działa.
Żadne z jego towarzyszy się jednak tym nie przejęło.
-Powinniśmy się zastanowić, jak wrócić do zamku- powiedział w końcu Chłopiec, Który Przeżył.
-Pierwszy raz Cię popieram, Potter. Pierwszy i ostatni- dodał, widząc że Harry zaczyna się uśmiechać- Jestem głodny i chciałbym już wrócić.
Hermiona wydała z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, który brzmiał jak „rozpieszczony arystokrata”, po czym wyciągnęła rękę do swojego przyjaciela, prosząc go o różdżkę.
Ten spojrzał na nią zdziwiony, na co dziewczyna przewróciła oczami.
-Moja się zgubiła, nie pamiętasz?- spytała, odbierając od niego jego różdżkę.
-Wskaż mi- wyszeptała, a różdżka obróciła się w jej lewą stronę.
Harry i Draco niemal od razu ruszyli w tamtym kierunku.
-Cieszy mnie Wasz entuzjazm, ale to nie w tę stronę- powiedziała lekko rozbawiona dziewczyna i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-Dlaczego?- spytał głupio Ślizgon, a dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem.
-Nie mam siły Wam tego tłumaczyć- jęknęła, lekko zirytowana- Idziecie ze mną, czy zostajecie sami?- powiedziała i zaczęła przedzierać się przez krzaki.
Nie oglądając się za siebie, chłopcy poszli za nią.


-Powinniście pójść się wyspać- powiedziała delikatnie Minewra McGonagall do trójki uczniów siedzących w gabinecie dyrektora Hogwartu.
-Nie ma mowy!- powiedziała twardo Ginny i na znak całkowitej słuszności swojej decyzji, założyła ręce na piersi.
Również Blaise Zabini i Ron Weasley prezentowali tą samą postawę.
Siedzieli w tym gabinecie już całą noc, czekając na jakieś wiadomości o tym, co dzieje się z ich przyjaciółmi. Hagrid, wraz z profesorem Flitwickiem, Snape’m, samym Dumbledorem oraz Arturem i Percy’m Weasley’em przeszukiwali Zakazany Las. Jeśli nie odnaleźliby ich do rana, co niedługo miało nastąpić pojawić się mieli aurorzy.
Molly Weasley i Narcyza Malfoy siedziały w Skrzydle Szpitalnym, raz po raz zażywając eliksir, który miał pozwolić im się uspokoić, jednak z marnym skutkiem. 
Nad ranem Ginny, Blaise i Ron zostali wręcz wygonieni z gabinetu dyrektora. Szli korytarzem, nie odzywając się do siebie, choć cała trójka myślała o tym samym.
-Myślicie, że sobie poradzą? –spytał zachrypniętym głosem Ruda, ocierając spływające po jej policzkach łzy.
-Jest z nimi Hermiona- odpowiedział jej Ron, obejmując ją ramieniem i wykrzywiając do Blaise’a usta w czymś, co w zamyśle miało być chyba uśmiechem.
-Weasley.. yym, Ron ma rację- dodał po chwili Zabini- Wierzę w zdolności Granger, na pewno przyprowadzi ich do zamku szybciej, niż nam wszystkim się wydaje.
-Chodź Ginny, powinniśmy zobaczyć co z mamą- na słowa brata, dziewczyna jedynie pokiwała jedynie głową.
-Czekajcie, idę z Wami- powiedział Blaise, a widząc ich zdziwione spojrzenia, dodał- Odwiedzę ciocię Cyzię, nie powinna być teraz sama.
Cała trójka, ponownie w ciszy, udała się do Skrzydła Szpitalnego.


-Graaaanger, długo jeszcze? Nie mam już siły- na potwierdzenie swoich słów, Draco usiadł na kupce liści.
-Tylko spokojnie Hermiono, tylko spokojnie- powiedziała cicho do siebie dziewczyna, odwracając się do Malfoy’a ze sztucznym, szerokim uśmiechem.
-Gadanie do siebie to nie jest dobry omen, wiesz o tym?- spytał, delikatnie kładąc się na trawie i zamykając oczy.
Hermiona zacisnęła dłonie i przygryzła lekko wargę, próbując stłumić wybuch gniewu, który wciąż był podsycany przez blondwłosego Ślizgona.
-Idziemy dopiero niecała godzinę, a Ty już po raz trzeci wymuszasz postój- warknęła do niego.
-To nie moja wina, że prowadzisz nas jakąś krętą drogą, którą nikt nie chodził od wielu lat- odburknął jej.
-To może teraz, Ty, Malfoy, znajdziesz odpowiednią drogę i Ty poprowadzisz nas ścieżką, która prowadzi do zamku? Zresztą, nikt Ci nie każe za mną iść!- krzyknęła, a na dźwięk jej głosu, z drzewa poderwały się z wrzaskiem dziwne ptaki, których nigdy nie widziała.
-Hmm, nawet zwierzęta uciekają na Twój widok, Granger, ciekawe.
-Nie będę z Tobą dyskutować, Malfoy!- po tych słowach odwróciła się od niego i swojego przyjaciela, który cicho stał z boku i ruszyła dalej.
Po kilku chwilach Harry ruszył za nią, a następnie podniósł się Draco, gdyż nie chciał zostać tam sam.


Pięciu mężczyzn weszło do gabinetu dyrektora Hogwartu, w którym w tamtej chwili siedziała profesor McGonagall. Kobieta spojrzała na nich z nadzieją, ale jedynie Snape zdobył się na pokręcenie głową.
-Nigdzie ich nie ma- powiedział po chwili- Albusie, czas na aurorów, my nic już tu nie poradzimy.
Na jego słowa, Minewra schowała twarz w dłoniach.
Dyrektor natomiast wykaligrafował na kartce kilka słów, a następnie machnął różdżkę, a kartka zniknęła, pojawiając się w tym samym czasie na biurku Ministra Magii.


Hermiona zatrzymała się tak nagle, że chłopcy o mało na nią nie weszli.
-Coś tu jest nie tak- powiedziała do nich z poważną miną, na co Malfoy wybuchnął głośnym śmiechem.
Dziewczyna w jednej chwili znalazła się przy nim i zakryła mu dłonią usta.
-Zamknij się, idioto, coś tu słyszałam!- warknęła.
W tym samym momencie chłopak oderwał jej dłoń od swoich ust.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj, szlamo!- powiedział, ściskając jej nadgarstek.
-Nie mów tak do niej!- odpowiedział mu Harry i gdyby nie to, że dziewczyna go powstrzymała, rzuciłby się na niego.
-Dość. Dość! Nie będziemy ze sobą walczyć, przynajmniej nie teraz.
Jej słowa nie trafiły do towarzyszących jej chłopców, jednak nie zamierzali się z nią wykłócać. Przynajmniej nie w takiej chwili.
Szli dalej, ale wśród odgłosów lasu nie słyszeli niczego niepokojącego. Po chwili Hermiona przyznała sobie w duchu, ze mogła się przesłyszeć.
W pewnym momencie ponownie się zatrzymała i odwróciła się do tyłu. Tym razem chłopcom nie udało się zatrzymać i wpadli na dziewczynę.
-Cholera, Granger..
-Och, no zamknij się, Malfoy- odburknęła mu tylko.
-Dopiero teraz o tym pomyślałam, uff.. Posłuchajcie.. Harry, posłuchaj uważnie, dobrze?- spytała, wręcz przewiercając Chłopca, Który Przeżył, wzrokiem.
-Z tego, co czytałam Szepczące Mgły nie pojawiają się w dzień, ale gdyby.. Gdybyśmy na nie wpadli, to powinniśmy od razu uciekać. Inaczej otoczą nas tak, jak wczoraj. Każde z nas powinno uciec w przeciwnym, powtarzam, przeciwnym kierunku, dobrze?
-Wtedy jedno z nas pozostanie bez różdżki- powiedział Draco, obrzucając ją znaczącym spojrzeniem.
-Mówię tylko czysto hipotetycznie…
-Nie będziemy się rozdzielać, nie ma mowy- powiedział Harry- Chodźmy dalej, im szybciej wrócimy, tym lepiej.
Dwójka jego towarzyszy bez słowa ruszyła za nim.


Po godzinie niezbyt udanych prób pocieszania Molly i Narcyzy, trójka uczniów wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Już na korytarzu Ginny osunęła się przy ścianie na podłogę, a zamek wypełnił jej szloch.
-Hej, siostrzyczko- powiedział Ron- wszystko będzie dobrze.
-Zdajesz sobie sprawę, Ron, że nie jesteś najlepszym pocieszycielem?- odparła Ruda, a jej usta ułożyły się w delikatnym uśmiechu.
Na te słowa Gryfon tylko uśmiechnął się lekko i objął ją ramieniem.
-Rudzielcu, nie zapominaj, o tym, co powiedział Twój brat- jest z nimi Hermiona, najmądrzejsza uczennica w Hogwarcie. Ona nie pozwoli im zginąć.. To znaczy Potterowi nie pozwoli, bo co do Smoka to nie byłbym taki pewny- wtrącił Zabini, puszczając do niej oczko.
Odpowiedziała mu na to krótkim, ale szczerym śmiechem.
-Chyba lepiej będzie, jak już pójdę- dodał chłopak- Dobrej nocy.. Czy też poranka.
-Dobranoc- odpowiedziała mu cicho Ginny, a gdy Ślizgon odszedł,  z małą pomocą Rona podniosła się z podłogi.
Następnie cicho, gdyż cała reszta zamku nadal spała, udali się do Pokoju Wspólnego Gryfonów.


Hermiona szła pierwsza, raz po raz kładąc na ziemi różdżkę, by ta wskazała im kierunek. Za nią szedł Harry, następnie Draco. Nie odzywali się do siebie, cicho brnęli przez las.
-Możliwe, że tylko mi się wydaje, ale.. Czy nie jesteśmy już blisko?- spytał Malfoy, a Gryfonka chciała mu powiedzieć, że chyba zwariował, ale po chwili zauważyła to samo, co Ślizgon. Drzewa zaczęły się jakby przerzedzać, i robiło się coraz jaśniej.
Nie oglądając się na chłopców przyspieszyła kroku. Mimo, że oboje byli wysportowani, nie mogli jej dogonić. Najwidoczniej zmęczenie już dawało o sobie znać.
Po chwili usłyszeli zduszony krzyk dziewczyny. Przedzierali się ku niej coraz szybciej, gdy nagle coś na nich wpadło.
Draco szybko wysunął się do przodu, w dłoni dzierżąc różdżkę. Szybko ją jednak opuścił, gdy zobaczył, na kogo wpadli.
-Zwariowałaś?!- zarzucił Hermionie, gdy jednak zobaczył jej minę, przemówił delikatniej, choć nadal szorstko- Co się stało?
-Nie dotarliśmy do zamku?- wtrącił się Harry, a ta jedynie pokręciła energicznie głową.
-Dotarliśmy.. Tak jakby.
-O czym Ty gadasz?- warknął Ślizgon, a dziewczyna obejrzała się za siebie.
-Chodźcie tam ze mną, to sami zobaczycie, ale… Ostrzegam, że to co tam ujrzycie Wam się nie spodoba- wydusiła z siebie, a Malfoy po raz kolejny w jej oczach dostrzegł łzy.




środa, 3 lipca 2013

Zakazana miłość V

~~Witam!
Mam dla Was tylko krótką informację, chciałabym podziękować każdemu, kto nominował mnie do Liebster Award i The Veratille Blogger Award, jednakże na tym blogu oprócz rozdziałów nie będą się pojawiały inne notki. Ale bardzo dziękuję ;) 
Rozdział podyktowany trochę przez stres. Trzymajcie za mnie kciuki, jutro dowiem się, czy przyjęli mnie do wymarzonego liceum, uf. 

                                                                                      ~*~

Kolejny dzień przyniósł ze sobą paskudną, deszczową pogodę. Hermiona Granger, siedząc w Pokoju Wspólnym Gryfonów nad wypracowaniem z Obrony Przed Czarną Magią, raz po raz wyglądała przez okno i przyglądała się ledwo widocznemu krajobrazowi za oknem. Gdy postawiła kropkę przy ostatnim zdaniu w wypracowaniu, uśmiechnęła się do siebie zadowolona z efektu swojej pracy. W tym samym momencie, do Pokoju Wspólnego wszedł Harry, wraz z Ginny, Ronem i resztą drużyny Gryffindoru. Pomimo zakazu gry w meczach ta trójka nadal trenowała z drużyną, by ich wesprzeć, pomóc i sprawić, by mimo takiego uszczerbku, jakim była strata trzech najlepszych zawodników, drużyna ta miała szanse na wygraną z uczniami z Hufflepufu. Po chwili Hermiona z piskiem zerwała się z kanapy, na której siedziała, bowiem obok niej usiadł Ron, ze względu na pogodę panującą na zewnątrz, mokry od stóp do głowy.
-Idiota z Ciebie- warknęła i chwyciła szybko swoje wypracowanie, by nie zostało pomoczone przez chłopaka.
-Radziłabym Wam iść się przebrać- dodała, zerkając na Weasley’a i Harry’ego, który usiadł obok swojego przyjaciela. Na jej słowa chłopcy tylko spojrzeli po sobie i zabrali się za  rozpakowywanie czekoladowych żab. Dziewczyna, widząc to westchnęła tylko głośno i ruszyła w kierunku schodów, prowadzących do dormitorium. Gdy dotarła do drzwi sypialni dziewcząt z piątego roku zapukała cicho do drzwi, a następnie gdy już usłyszała pozwolenie, weszła do środka, by porozmawiać z Ginny. 
Dziewczyny z piątego roku były jeszcze bardziej nieporządne od tych z jej rocznika. Wszędzie walały się ciuchy, pergaminy, książki, pióra, gdzieniegdzie bielizna. Hermiona skomentowała to wszystko jedynie przez uniesienie brwi.
-Ginny jest w łazience, zaraz powinna wyjść- powiedziała niska, sympatyczna dziewczyna, którą Hermiona znała jedynie z widzenia, a następnie wskazała jej fotel by usiadła.
-Dziękuję- odpowiedziała jej starsza Gryfonka z uśmiechem.
Współlokatorka Rudej krzątała się jeszcze przez chwilę po pokoju, a następnie rzucając do Hermiony krótkie „do zobaczenia” zniknęła za drzwiami.
Pani Prefekt rozglądała się po otaczającym ją wnętrzu, gdy drzwi od łazienki się otworzyły i do pokoju weszła jej przyjaciółka.
-Nie mam na nic siły- powiedziała rzucając się na łóżko.
-Uwierz mi Ginny, ostatnimi dniami mam to samo.
-Jak myślisz, może McGonagall biorąc pod uwagę tą pogodę, przełoży nam tą dzisiejszą, ymm, wyprawę?- jakby na potwierdzenie słów Rudej, ciemność widoczną za oknem rozświetlił piorun.
-Nie sądzę.. Powie pewnie coś w stylu, że przecież jesteśmy czarodziejami- odpowiedziała jej, kręcąc przy tym głową.
Rozmowa w dormitorium trwała jeszcze przez jakiś, po którym dziewczyny westchnęły jednocześnie i udały się do Pokoju Wspólnego, a stamtąd, już w towarzystwie chłopców, ruszyli korytarzami zamku, kierując się do chatki Hagrida.
Nim dotarli na miejsce musieli poradzić sobie z zacinającym deszczem i błotem pod nogami, które spowodowało dwa upadki Rona i jeden Hermiony.
Gdy znaleźli się na miejscu, Hagrid już na nich czekał. Powitał ich z uśmiechem, i po wymianie uprzejmości cała piątka zaczęła wpatrywać się w drogę prowadzącą do zamku, skąd oczekiwali przyjścia dwójki Ślizgonów.
Blaise i Draco nie pojawili się jednak o umówionej godzinie. Gdy nie pojawili się również dziesięć minut później, Hagrid, już zezłoszczony odłożył łuk, który trzymał w rękach, i rzucając do Gryfonów, by weszli do jego chatki, odszedł w stronę zamku.
-Cholerni Ślizgoni- warknął Ron, ściągając i wyciskając przemoknięty płaszcz. Nie na wiele się to zdało, bowiem całe ubranie pod płaszczem również miał przemoczone. Zmielił w ustach kolejne przekleństwo pod adresem uczniów z domu węża i usiadł koło kominka, w którym Hermiona chwilę wcześniej rozpaliła ogień.
-Może jednak dzisiejsza wyprawa nie dojdzie do skutku?- zaczęła Ginny, ale na jej słowa pozostali pokręcili tylko głowami.
Po chwili usłyszeli podniesione głosy, wśród których rozpoznali głos Hagrida, na co Ron, jego siostra i Harry wybiegli przed chatkę. Hermiona zapobiegawczo zgasiła wcześniej rozpalony ogień w kominku i dopiero wtedy wyszła.
-…mam nadzieję, że zachowacie się tak, jak powinniście. Widzimy się tutaj za dwie godziny, w razie problemów wystrzelcie czerwone iskry. Do zobaczenia.
Pani prefekt podbiegła zdezorientowana do Potter’a, a ten na jej pytające spojrzenie wywrócił oczami.
-Idziemy razem z Malfoy’em, Hagrid będzie z Ginny, Ronem i Zabinim. Lepiej się pośpieszmy- powiedział do niej, kompletnie ignorując, stojącego w pewnym oddaleniu od nich, Ślizgona.
-Mamy wejść tam sami?- spytał lekko przestraszona dziewczyna, spoglądając na Zakazany Las.
W odpowiedzi na to, jej przyjaciel tylko pokiwał głową, a następnie ruszył w stronę lasu. Hermiona, której nie uśmiechało się pozostanie samej, w dodatku podczas okropnej ulewy i burzy, szybko dogoniła Harry’ego.
Po wejściu na rozmokłą ścieżkę w lesie zwolnili swój krok. W pewnym oddaleniu, za nimi kroczył dumny jak zwykle Ślizgon.
Hermionę zaciekawił fakt, że jeszcze ani razu nie uraczył jej jakże uroczym określeniem „szlama”. Zastanawiała się, czy to dlatego, że jego tak samo jak ją przeraża fakt spędzenia w Zakazanym Lesie dwóch godzin, czy może Hagrid wyznaczył im jakąś dodatkową karę za spóźnienie. Być może Harry coś wiedział odnośnie tejże kary, nie chciała jednak pytać się go, bo każde słowo mógł usłyszeć niechciany chłopak.
Las przerażał trójkę uczniów swym ogromem i tym, że nie mogli być pewni, czy nie zostaną zaatakowani przez jakieś zwierzę, lub inne stwory zamieszkujące w tym lesie.
W pewnej chwili Hermiona wyciągnęła różdżkę i wyszeptała „Lumos”. Jej śladem poszli jej dwaj towarzysze, także po chwili mogli bardziej przyjrzeć się temu, co ich otaczało.
-Tylko nie too- usłyszał w pewnym momencie Harry, a sekundę później poczuł, jak dłonie Hermiony zaciskają się na jego ramieniu. Wyciągnął ręce i podtrzymał dziewczynę, która kolejny raz tego dnia poślizgnęła się na błocie.
Mimo, że deszcz nie padał tu zaciekle, prawdopodobnie dzięki olbrzymim i rozłożystym drzewom, ścieżka którą szli płynęła woda, tworząc grzęzawisko.
-Wszystko w porządku?
-Tak, Harry dziękuję- powiedziała Gryfonka, próbując oświetlić różdżką ścieżkę, którą szła, by uniknąć kolejnych ewentualnych upadków.
-Czy Hagrid powiedział coś więcej na temat tego, czego mamy szukać?- rzuciła do swojego przyjaciela, obracając głowę w jego stronę.
Nie było to przemyślane, bowiem gdy tylko przestała uważnie przyglądać się drodze poślizgnęła się na śliskiej powierzchni. Machnęła rękoma, chcąc zapobiec upadkowi, ale jedyne co dzięki temu uzyskała było to, że jej różdżka wyleciała w powietrze i wpadła gdzieś w krzaki.
Gdy już miała zderzyć się z mokrą ziemią poczuła, że od tyłu oplotły ją silne ramiona. Po chwili stała już na lekko trzęsących się nogach. Obejrzała się do tyłu i napotkała spojrzenie Dracona, niemniej zaskoczone od jej spojrzenia. Chłopak bowiem zadziałał instynktownie i nie do końca zgodnie z własnymi przekonaniami.
-Dziękuję, Malfoy- powiedziała po chwili Hermiona. Bardzo ciężko było jej wypowiedzieć te słowa, zwłaszcza w stronę tego chłopaka, ale należały mu się podziękowania.
-Lepiej uważaj, bo drugi raz Ci nie pomogę- odpowiedział jej, a następnie wyminął ją i Pottera i ruszył do przodu.
-Zaczekaj!- zawołała nagle Gryfonka, na co obaj towarzyszący jej chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni.
-Nie powinniśmy się rozdzielać- wytłumaczyła im- A ja zgubiłam gdzieś tutaj swoją różdżkę- dodała płaczliwym tonem.
Draco skwitował to tylko cichym prychnięciem.
-Nie może leżeć daleko- powiedział Harry i zboczył ze ścieżki, kierując się w dziwne rośliny, których nigdy wcześniej nie widział.   
-Nie powinniśmy też zbaczać ze ścieżki- warknął Draco, ale ruszył za Chłopcem, Który Przeżył.
Hermiona szybko ich dogoniła, nie chciała bowiem zostać sama w ciemności.
Ślizgon i Gryfon szli ramię w ramię, pomimo dzielącego ich muru nienawiści. Rozumieli, że przez te dwie godziny zdani są tylko na siebie i nie powinni ze sobą walczyć, przynajmniej podczas tych wypraw do Zakazanego Lasu. Draco pomyślał, że o tym właśnie mówił Dumbledore i że zaledwie po pół godzinie jego kary zaczynają ze sobą współpracować, ale gdy chciał powiedzieć o tym Potterowi, ciszę panującą w lesie przerwał krzyk. Krzyk Hermiony Granger.
Obaj, jak na komendę odwrócili się. Dziewczyna stała tylko kilka kroków przed nimi, ale nie miało to znaczenia. Powoli zbliżała się do niej czarna poświata, przypominająca w swej konsystencji mgłę. Różniła się jedynie kolorem. Po chwili jednak Draco uznał, że istnieje jeszcze coś, co różni tą poświatę od mgły. Z tego, co zdawało się ich powoli otaczać, co cała trójka zauważyła z przerażeniem, słychać było coś przypominającego szepty. Ciche, ale wyraźnie dosłyszalne.
Hermiona zrobiła kilka kroków do tyłu, ale gdy poczuła, że na coś wpadła, odskoczyła z krzykiem. Okazało się jednak, że tym razem krzyk był zbędny, wpadła bowiem na Harry’ego. Gdy zdała sobie sprawę ze swojej pomyłki, ponownie zbliżyła się do chłopaków tak, że stali teraz w jednej linii.
-Ktoś wie, co powinniśmy teraz robić?- spytał szeptem Potter, spoglądając to na Hermionę, to na Dracona.
-Ja nawet nie wiem, z czym mamy do czynienia, a co dopiero, jak mamy z tym walczyć- odpowiedział również szeptem Ślizgon, słychać było jednak, że jest wściekły.
Oboje spojrzeli na dziewczynę, która miała lekko nieprzytomną minę.
Malfoy chciał pomachać jej ręką przez oczami, jednak Harry, widząc jego zamiar złapał go za rękę i pokręcił głową.
-Czarne mgły..- usłyszeli głos Hermiony, a po chwili jej zduszony okrzyk.
Spojrzeli na nią pytająco, a gdy i ona spojrzała na nich, dostrzegli, że jej oczy były lekko zasłonięte przez łzy.
-Czytałam o nich- zaczęła szeptem, a Draco miał ochotę rzucić jakąś złośliwą uwagę, ale zdał sobie sprawę, że sytuacja jest poważna, więc ugryzł się w język- To nie są zwykłe mgły, co pewnie już zauważyliście po kolorze. Nie jest jednoznacznie wiadomo, czym tak naprawdę są. Jest jednak jedna legenda, powtarzana z pokolenia na pokolenie, ta która według badaczy jest najbardziej prawdopodobna.. Wierzycie w życie po śmierci?- spytała cicho, ale gdy Malfoy chciał jej odpowiedzieć, Harry uderzył go w ramię. Ślizgon zrozumiał wtedy, że było to pytanie retoryczne.
-Ja wierzę. Wierzę, że dusze zmarłych wciąż żyją. Są też dusze potępione. Te, które nie mogą przejść dalej. Żyją zawieszeni między światem żywych i umarłych. Im dłużej trwają w naszym świecie, tym większe katusze przeżywają. Przykładem mogą być hogwardzkie duchy- Prawie Bezgłowy Nick, Krwawy Baron, Szara Dama… Ale są też inne dusze. Te, które według legendy zaprzedały się diabłu. Są mniej materialni od duchów, ale wciąż.. trwają. Według tej legendy, gdy jest ich wystarczająco dużo są w stanie połączyć się w coś, co nazywane jest Czarnymi lub Szepczącymi Mgłami. Był tam też fragment o tym, że gdy się połączą, polują na nieskalane złem ludzkie dusze, które mają pomóc im w staniu się czymś bardziej materialnym- przy tych słowach Hermiona z przestrachem rozejrzała się dokoła. To, o czym opowiadała było realne, otaczało ich z każdej strony- Inna legenda mówi, że istoty te są pożądane przez czarodziei, gdyż są w stanie przenosić ich w czasie..
-Tak, jak Zmieniacz Czasu- wyszeptał Potter, ale dziewczyna pokręciła głową.
-Jest to podobno o wiele bardziej niebezpieczne, nigdy nie wiesz, gdzie trafisz i czy później będzie mógł powrócić do swoich czasów..
-Ale to tylko legendy?- spytał Draco, nie ukrywając swojego strachu.
Żadne z nich już go nie ukrywało, gdyż zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli.
-W każdej legendzie jest ziarno prawdy- szepnęła dziewczyna.
Po chwili Potter, rozdrażniony bezczynnością, ruszył w stronę mgły, by przyjrzeć się jej strukturze.
-Nie!- krzyknęła Hermiona i przyciągnęła chłopaka, łapiąc go za kaptur bluzy, do siebie.
W tym samym czasie, w miejscu gdzie przed chwilą stał chłopak pojawiła się mgła. Harry spojrzał na przyjaciółkę z wdzięcznością, ale ona tego nie zauważyła.
-O mój Boże..- szepnęła- To się nie porusza.. To się rozciąga.
Chłopcy rozejrzeli się i już po chwili musieli przyznać jej rację.
Żadne z nich nie zauważyło, że ziemia w miejscu, gdzie dotknęła jej mgła, zdaje się poruszać.
-Może powinniśmy wystrzelić wreszcie te głupie iskry?- warknął Malfoy w stronę Hermiony.
-Wtedy się na nas rzucą, chcesz tego?- odburknęła mu równie nieprzyjemnym tonem, co on.
Niechętnie po raz kolejny przyznał jej rację.
-O nie, nie- krzyknęła Hermiona, czując że grunt osuwa się jej spod stóp.
Tym razem nie było to jednak wynikiem jej nieostrożności, ale tego że ziemia, z powodu działalności mgły, porusza się.
Nim chłopcy zareagowali, Gryfonka leżała na ziemi, a jej nogi tkwiły wewnątrz tejże mgły. Uczucie było takie, jakby weszła na boso w śnieg. Co gorsze, uczucie to rozlewało się po całym jej ciele.
-Hermiona!- krzyknął Harry i podał jej rękę, chwilę później jednak sam leżał na ziemi, z tego samego powodu, co Hermiona.
Draco spojrzał najpierw na nich, a później na swoją różdżkę.
-I tak za chwilę nas pożre- krzyknął do nich i uniósł różdżkę w górę, a następnie wystrzelił czerwone iskry.
Chwilę później klęczał, zapierając się nogami o ziemię, i jedną ręką trzymając rękę Potter’a, próbując wyciągnąć jego i Granger z mgły. Na nic się to jednak zdawało, bowiem z każdej strony nadciągały niszczycielskie istoty.  


-Hej Weasley- szepnął cicho Blaise, nachylając się do Ginny- Słyszałem, że rude są zawsze dobre w łóżku, to prawda?
Jeszcze jedna taka uwaga, a go zabiję”, pomyślała Ginny, która od dłuższej chwili znosiła przytyki Diabła.
-Jeśli się nie uciszysz, to przekonasz się, jak dobrze radzę sobie z zaklęciami, po których nie pozna Cię nawet Malfoy- odwarknęła mu.
-Mmm, słyszałem też, że co rude, to wredne- szeptał jej do ucha- Skoro to jest prawdą, to może to z tym łóżkiem również…?
Gdy Ginny wyciągnęła różdżkę, by rzucić na niego jakieś zaklęcie, usłyszała głos Hagrida.
-Cholibka.. Chyba mają kłopoty.
Spojrzała w górę i również ujrzała czerwone iskry.
Świadomość, że Hermiona i Harry mają problemy sprawiła, że nie oglądając się na resztę pobiegła w stronę, z której zauważyła iskry.
Hagrid, Ron i Blaise nie oglądając się za siebie, pobiegli za nią.
Zatrzymała się w pewnym momencie, gdyż jak jej się zdawało, dotarła na miejsce. Nigdzie jednak nie zauważyła przyjaciół, ani Ślizgona.
-Hagridzie..?- zwróciła się do półolbrzyma.
-Zobaczcie, co mam- powiedział grobowym głosem Ron.
-Przecież to różdżka Hermiony!- wykrzyknęła Ruda i powiodła wzrokiem po zaniepokojonych twarzach współtowarzyszy.