czwartek, 30 marca 2017

Rozdział XIX.



Gdyby ktoś z zewnątrz zerknął w tym momencie na Zabiniego, prawdopodobnie by się uśmiechnął. Chłopak stał z zamkniętymi oczami, z delikatnym uśmiechem na ustach, całkowicie spokojny. Gdy jednak uchylił powieki, w jego oczach zdawało się widzieć płomienie.
-Nie wierzę, że zaproponowałaś coś równie absurdalnego, Weasley- powiedział, odwracając się w stronę stojącej za nim dziewczyny.
Nie przejęła się ona jednak w żaden sposób jego słowami. Chłopak spoglądając na jej spokojną twarz,  czuł niejaki podziw. Spotkało ją w ostatnim czasie wielkie nieszczęście, a ona mimo wszystko miała siły walczyć. W jego sercu zakiełkowało delikatne ciepło i czuł, że mimo wszystko lubi tą małą, zadziorną Gryfonkę. Na jej pomysł jednak nie mógł przystać.
-Czy Ty wiesz kim ja jestem?- spytał, podchodząc bliżej dziewczyny.
-Nie mam jeszcze demencji, Zabini- odparła ostro, odwracając wzrok od chłopaka.
-Jestem śmierciożercą, Weasley. Śmierciożercą- Ginny, na te słowa wciągnęła głośno powietrze, które zdawało się zagęścić- A Ty proponujesz mi wstąpienie do Zakonu Feniksa?
-Zapewniliby Ci najlepszą ochronę. Tobie i mi. Dumbledore na pewno by…
-Dlaczego Ty do cholery nie  możesz pojąć najprostszych rzeczy? Nie jestem taki jak Ty, Twoja rodzina czy Potter. To, że sprzeciwiam się Czarnemu Panu nie znaczy, że mam od razu ratować świat. Nie chcę Cię zabijać, to prawda, bo nie potrafiłbym spojrzeć sobie w oczy gdybym splamił swoje ręce niewinną krwią. Ale przede wszystkim chcę też ratować swoją skórę. Poza tym, Ty chyba na prawdę nie zdajesz sobie sprawy z potęgi Czarnego Pana. Myślisz, że przed nim da się ot tak schować? Od niego się nie odchodzi…
-Czyli nie podoba Ci się mój pomysł, tak?
-Nie, Weasley i albo zrobimy to po mojemu…
-Albo mnie zabijesz, tak?- spytała, patrząc mu hardo w oczy.
-Powinien to zrobić już dawno temu- powiedział ktoś, kto właśnie wyłonił się z cienia. Oboje wciągnęli głęboko powietrze. Teodor Nott uniósł wyżej różdżkę. Błysnęło zaklęcia, a Ginny Weasley padła na posadzkę.



Draco Malfoy był zawsze dobrym aktorem. Zachowanie się wśród ludzi, których nie lubił, a wobec których musiał okazać szacunek, było od niego wymagane już od najmłodszych lat. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ma to wręcz we krwi. Tacy już byli Malfoy’owie. Całe jednak jego wychowanie i zasady wpajane przez ojca zdawały się tracić na wartości przy przebywaniu wśród Gryfonów.
Draco ogarnął wzrokiem swoich współtowarzyszy, idących parę kroków przed nim. Owszem, cieszył się, że wobec  tego, co go spotkało, nie był sam. Że miał przy sobie kogoś, kogo znał już ładnych parę lat, jednak wciąż zadawał sobie pytanie, dlaczego musiała to byś dwójka najbardziej znienawidzonych przez niego ludzi? Nie mógł jednak nie zauważyć różnicy, z jaką zaczął się odnosić do nich oraz oni do niego. Wydarzenia, w których zmuszeni byli wziąć udział, pozostawiły na nich swój ślad. Owszem, każde z nich myślało o tym, co będzie, gdy wrócą do swoich czasów, jednak w tym momencie byli oni dla siebie jedyną podporą. Ich świat pozostał gdzieś daleko, odcięty grubą kreską, za którą stała tylko ta trójka nastolatków. Przywódca ludzi, którzy im pomagali, miał rację- uprzedzenia trzeba będzie odłożyć na bok. Chłopak przeniósł spojrzenie na Hermionę, która trochę nerwowo rozglądała się dookoła. Nie mógł odmówić jej umiejętności magicznych, zachowania zimnej krwi w najcięższych chwilach i mimo wszystko hartu ducha. Wiedział, że jest jej ciężko, a mimo to dawała sobie radę ze wszystkim i potrafiła wspierać Pottera. Przypomniała mu się ich rozmowa a także pocałunek, w który wciąż nie mógł uwierzyć. Nie ukrywał, że dziewczyna imponowała mu ostatnio swoim zachowaniem i- zupełnie w nie swoim stylu- zaczął zastanawiać się, dlaczego tak naprawdę jest dyskryminowana. Wychowany był w pogardzie do ludzi nieczystej krwi, jednak gdy porównywał Gryfonkę do, chociażby Pansy Parkinson, bilans wychodził na niekorzyść tamtej drugiej, mimo że pochodziła z szanowanego rodu.
-Jesteście gotowi?- przerwał jego rozmyślania męski głos. Draco dopiero po chwili zorientował się, że dotarli na miejsce, i już niedługo mieli spróbować wrócić do domu.
Dwójka Gryfonów wpatrywała się w niego z napięciem, a on delikatnie skinął głową.
-Teraz wszystko zależy od Was, moi drodzy- dodał ten sam mężczyzna- Jestem prawie pewien, że uda Wam się wrócić do swoich czasów. Pamiętajcie o tym, co Wam mówiłem. Musicie działać razem, bowiem bez zjednoczenia swoich sił, nie dacie rady ani z tym, co czeka Was tu, ani z zadaniami, które zapewne czekają Was w Waszych czasach. Jesteście młodzi, ale macie w sobie dużo siły godnej pozazdroszczenia. I nigdy nie zapominajcie o tym, jak wiele rzeczy Wam się udało podczas podróży w czasie tylko dlatego, że byliście razem. Status krwi to tylko wymysł. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Pozostaje mi tylko życzyć Wam powodzenia. Teraz i na przyszłość- dodał z delikatnym uśmiechem, uchylił lekko głowę i razem ze swoimi towarzyszami zaczął się oddalać.
-Proszę zaczekać!- zawołała za nim Hermiona, a wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni- Ja chciałam…Dziękujemy. Bardzo, bardzo Wam wszystkim dziękujemy- powiedziała, próbując powstrzymać łzy.
Czarodzieje pokiwali głowami, uśmiechnęli się smutno i odeszli.
Trójka nastolatków ponownie została sama.
-Gotowi?- spytał tym razem Harry, na co jego towarzysze pokiwali lekko głowami- Przedstawienie musi trwać- dopowiedział cicho i chwycił Hermionę za rękę. Z lekkim ociąganiem Malfoy zrobił to samo. Po chwili cała trójka zniknęła.




-Zwariowałeś?- krzyknął Zabini, jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, Nott jednym ruchem wytrącił mu z rąk różdżkę.
-To chyba Tobie odbiło- odburknął mu chłopak z wściekłą miną- Od kiedy to dyskutuje się ze swoimi ofiarami, co Zabini? A może to coś więcej, niż tylko Twoja ofiara?
-Bredzisz- warknął Blaise, spoglądając na swojego kolegę oraz na nieprzytomną Gryfonkę, która wciąż leżała na podłodze.
-Uważasz, że jestem mniej godny zaufania, ja, Twój wieloletni kumpel, niż ta mała zdrajczyni krwi?- chłopak mówił cicho, ale jego głos docierał nawet do najmniejszego kąta pomieszczenia.
Wtem, zupełnie nieoczekiwanie dla nich, z jednej z toalet wybuchnął na nich strumień wody. Teodor wypuścił z rąk swoją różdżkę, a Zabini  w tym czasie zdołał odzyskać swoją. Zimna woda ocuciła również Ginny, która choć ciągle lekko oszołomiona, również chwyciła za swoją różdżkę.
-Ohh, nie musicie mi dziękować- wyskrzeczała jęcząca Marta i prawie od razu zniknęła z powrotem w jednej z toalet.
Po chwili Gryfonka i Ślizgon stali z uniesionymi różdżkami nad bezbronnym Nottem, którego dla bezpieczeństwa związali jednym prostym zaklęciem.
-I co ja mam teraz z Tobą zrobić, kumplu?- mruknął Blaise, pochylając się nad kolegą z roku.




-Nie moglibyśmy raz, dla odmiany, wylądować w innym miejscu, niż ten cholerny las?- burknął Malfoy, podnosząc się z ziemi. Po chwili to samo uczynili Gryfoni.
-Następnym razem sprawię, że wylądujesz w jeziorze, co Ty na to?- warknęła Hermiona, uśmiechając się wrednie.
-Jeśli tylko tym razem nam się udało, to sam na Twoich oczach wskoczę do tego przeklętego jeziora- murknął Malfoy, na co Granger zaświeciły się oczy.
Po chwili jednak oboje spoważnieli, spoglądając na Harry’ego.
-Myślicie, że jesteśmy w domu?- spytał, nie patrząc na nich.
-Nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy- odpowiedziała hardo jego przyjaciółka, chwytając go za rękę- Idziemy?
-Idziemy- odpowiedzieli jej zgodnie współtowarzysze.
I tak oto, kolejny już raz, dwóch Gryfonów i Ślizgon pomaszerowali ramię w ramię. Żaden z nich nie myślał w tamtej chwili o podziałach i statusie krwi. Byli w tej samej sytuacji.