Pozdrawiam wszystkich, i jeszcze raz przepraszam.
~*~
Kolejne dni były dla Hermiony, Draco i Harry’ego bardzo
wyczerpujące. Czas upływał im na doskonaleniu tego, co już umieli i na nauce
tego, co było dla nich nowe. Oprócz tego uzupełniali swoją wiedzę o świecie, w
którym się znaleźli i o istotach zwanych Czarnymi Mgłami, z którymi być może
przyjdzie im walczyć. Gdy tylko mieli przerwę pomiędzy tymi zajęciami, razem z
jednym z Założycieli zwiedzali nieukończone wnętrza Hogwartu, słuchając o ich
planach dalszej budowy zamku. Znalezienie choć chwili dla siebie graniczyło
niemal z cudem.
Podczas tych niewielu chwil spędzanych samotnie, każde z
nich zastanawiało się, z czym jeszcze, prócz Mgieł, przyjdzie im się zmierzyć.
Draco najczęściej wędrował na brzeg jeziora, by tam
spokojnie myśleć. Dwa dni wcześniej udało znaleźć mu się małe schodki, ukryte
przed ciekawskimi oczami wyglądającymi z okien zamku. To tam w ostatnim czasie
przesiadywał. Najczęściej zastanawiał się, czy decyzja o powrocie, którą
podjęli, nie była zbyt pochopna. Bardzo chciał wrócić do domu, do ukończonego
Hogwartu, który zawierał jego Ślizgońskie dormitorium, ale w czasach, z których
pochodził, czekały na niego problemy, z którymi nie chciał i nie umiał sobie
poradzić. Pozostanie w tych czasach sprawiłoby, że jego problemy by zniknęły.
Czy jednak uciekanie przed problemami rozwiązałoby je?
Gdyby pozostał w tym świecie, zapewne musiałby sobie radzić
sam, bo Granger i Potter byli zdecydowani wrócić do ich czasów.
Jak wyglądałoby życie tutaj?
Trudno było mu się dostosować do zasad panujących w tym
świecie- były zbyt odległe od tych stosowanych w jego czasach.
Gdyby jednak zdecydował się zostać nie musiałby wykonywać
zadania powierzonego mu przez Czarnego Pana.
Jednak z drugiej strony nikt nie wie, jakie konsekwencje ponieśliby jego
rodzice. Nie mógł pozostawić ich na pastwę losu.
-Tutaj jesteś! Szukaliśmy Cię z Harrym- ciepły, delikatny
głos sprowadził go na ziemię.
-Nie pomyślałaś, że chciałbym zostać sam, Granger?- warknął
Draco, co jednak nie zraziło dziewczyny. Usiadła obok niego i zapatrzyła się w
niespokojną tego dnia taflę jeziora.
-Człowiek nie może przebywać zbyt długo sam, tylko ze swoimi
myślami- odparła, nie patrząc na niego.
Czas, który spędzili razem, w obcym świecie sprawił, że
zaprzestali kłótni. Ich relacji nie można było nazwać przyjacielskimi, ale
zmianę w nich można było zaliczyć na plus.
-Martwisz się czymś?- spytała nagle, a Draco na jej słowa
uśmiechnął się kpiąco.
-Myślisz, że Ci powiem?
Gryfonka nie mogła się nie uśmiechnąć.
Po chwili podniosła się z miejsca i wyciągnęła rękę w stronę
chłopaka, by pomóc mu wstać. Dla innych byłby to zwykły, koleżeński gest. Dla Hermiony i Draco był
to pewien sposób na pojednanie.
Po prawie sześciu latach
nienawiści i niezgody Gryfonka wyciągnęła rękę do Ślizgona.
Oboje zdawali sobie sprawę, że nie
był to zwykły, nic nie znaczący gest; Malfoy wiedział, że dziewczyna wykonała
krok w jego stronę, a on mógł go przyjąć i znaleźć sojusznika w tym obcym
świecie, albo odrzucić i zmagać się z samotnością.
Jeszcze kilka dni temu by się nie
zastanawiał, tylko od razu odrzuciłby jej drobny gest pojednania, a do tego
wyśmiał. Jednak jeszcze kilka dni temu Hermiona takiego gestu by nie wykonała.
Wystarczyło jedno spojrzenie w jej
oczy i już wiedział.
Chwycił delikatnie jej dłoń,
przyjmując pomoc a jednocześnie dając jej przyzwolenie do wejścia w jego życie.
Ginny Weasley sięgnęła po kolejną
chusteczkę. Tego dnia, gdy wybrała się z Blasie’m do Zakazanego Lasu nabawiła
się paskudnego przeziębienia, którego wyleczenie nawet pani Pomfrey zajmowało
już trzeci dzień.
O ich wyjściu do Zakazanego Lasu,
prócz Parkinson i Nott’a nie dowiedział się nikt, co bardzo cieszyło Rudą.
Wciąż jednak rozmyślała o wyprawie, z której niewiele rozumiała, a która dała
Diabłowi wiele do myślenia.
Pamiętała dokładnie przedzieranie
się przez gęste rośliny, pohukiwanie sów gdzieś w gęstwinach drzew, szelest
liści i trzask małych gałązek pod ich stopami.
Przypominała sobie strach, który
sprawiał że jej serce biło dużo szybciej niż normalniej, że jej dłonie raz po
raz zaciskały się w pięści, a z czoła skapywały pojedyncze kropelki potu.
Najbardziej w jej pamięci zapadał
jednak obraz twarzy Blasie’a. Jeśli chłopak się bał, to nie dawał tego po sobie
poznać. Był niezwykle skupiony na wszystkim dookoła nich, na tym by nie
przegapić żadnego śladu.
Ginny nie wierzyła do końca w
powodzenie tej wyprawy, ale było to w tamtym momencie jedyne, co mogła zrobić
dla swoich przyjaciół. Tak samo jak Zabini, chwytała się wszystkiego, co mogło
dać nadzieję na odnalezienie Harry’ego i Hermiony.
Ślizgon zarządził wyjście z
Zakazanego Lasu po jakiś dwóch, a może trzech godzinach wałęsania się po nim. W
drodze powrotnej złapał ich deszcz i choć drzewa w miarę skutecznie ochraniały
ich przed kroplami, to i tak po wyjściu byli cali mokrzy.
Właśnie przez to panna Weasley
spędzała kolejny dzień w Skrzydle Szpitalnym. Mimo jej próśb i zapewnień, że w
swoi dormitorium szybciej dojdzie do siebie,
pani Pomfrey nie chciała jej wypuścić.
Chciała wyjść jak najszybciej, by
móc porozmawiać z Blaise’m; był jedyną osobą, która chciała rozmawiać o jej
przyjaciołach. Nie mogła poruszać tego tematu przy Ronie, bo ten od razu
zamykał się w sobie i od niej odchodził; rodzice reagowali podobnie, jeśli
tylko mama nie wybuchała płaczem, a profesorowie i tak mieli już dużo na
głowie- nie chciała im zabierać czasu.
Niestety, odkąd wylądowała w
Skrzydle Szpitalnym, nie widziała Ślizgona.
Z jednej strony nie dziwiła mu
się- nie chciała wiedzieć, jak zareagowali by uczniowie Hogwartu, na czele z
jej bratem, gdyby Zabini ją odwiedził.
Z drugiej strony jednak, Ruda
uważała, że gdyby chciał to zrobić, to znalazłby jakiś sposób, a skoro go nie
było, to widocznie mu na tym nie zależało.
Mimo tego, że z Blaise’m nie
łączyły ją żadne cieplejsze relacje, chciała by ją odwiedził. W tym momencie czuła
się przez niego wykorzystana; on, by odnaleźć przyjaciela, potrzebował pomocy,
a tylko ona mogła mu ją zaoferować nie wciągając go przy tym w poważne kłopoty.
Wiedział, że i ona kieruje się chęcią odnalezienia swoich przyjaciół i że mu
pomoże, nawet w najbardziej nierealnym przedsięwzięciu.
Ginny Weasley i Blaise Zabini
zaczęli potrzebować siebie nawzajem.
Mała, ale dość ciężka czarna
torebka, podarowana trójce uczniów przez Założycieli leżała w dłoniach
Hermiony, która ściskała ją z całych sił. Malfoy, Granger i Potter wpatrywali
się w niedawno poznanych znajomych, a w ich oczach dawało się dostrzec
mieszaninę podziwu i wdzięczności.
Ci ludzi ofiarowali im ogromną
pomoc i wsparcie; zapewnili im przetrwanie w obcym świecie, zupełnie innym od
ich świata, nauczyli ich wielu nowych, przydatnych zaklęć.
Nadszedł jednak moment, w którym
Hermiona, Harry i Draco musieli wyruszyć sami w nieznane; tylko w ten sposób
mogli spróbować wrócić do domu.
-Mam nadzieję, że sobie
poradzicie- powiedziała Helga, a następnie, ku niezadowoleniu Malfoy’a,
przytuliła każde z nich.
Rowena, mniej wylewna z
założycielek, zwyczajnie uścisnęła każdemu dłoń, życząc powodzenia.
Chwilę później Ślizgon i Gryfoni
szli za męską częścią założycieli w stronę Zakazanego Lasu.
Pięści trójki uczniów machinalnie
zaciskały się na ich różdżkach gdy przekraczali granice lasu.
Helga machała im, dopóki nie
zniknęli między drzewami, choć żadne z nich tego nie zauważyło.
Niebo przybrało już granatową
barwę, gdy Ginny wędrowała samotnie korytarzem, w stronę Pokoju Wspólnego
Gryfonów. Poruszała się powoli, trochę otumaniona przez eliksiry, którymi
karmiła ją pani Pomfrey, a trochę zmęczona- chorobą i nocami, które zamiast na
sen, przeznaczyła na rozmyślania.
Gdy wyłoniła się zza jednego z zakrętów,
o mało nie została przez kogoś staranowana.
-Patrz, jak łazisz!- warknęła do
niej Pansy Parkinson i oddaliła się szybkim krokiem, nie oglądając się za
siebie.
-Nie martw się, nic mi nie jest-
wymruczała pod nosem Ruda, nim ruszyła dalej korytarzem.
Nigdy nie pałała sympatią do tejże
Ślizgonki, ale jako uczennica rok młodsza od niej, w dodatku z innego domu, nie
miała z nią zbyt dużej styczności.
Doskonale jednak w jej pamięci
utkwił jej obraz miny Parkinson, gdy razem z Zabinim wyłaniała się z Zakazanego
Lasu. Dziewczyna ta, czekała na nich razem z Nottem, co niemiło zaskoczyło
Gryfonkę.
Pansy i Theodore potraktowali ją
tak, jakby jej tam nie było. Nie zareagowali również zbyt wylewnie na widok
Blaise’a, co bardzo ją zdziwiło.
Bądź, co bądź chłopak nie wracał z
miłej i spokojnej przyjacielskiej pogawędki, tylko z wyprawy, podczas której
zginęła już wcześniej trójka uczniów.
Pokiwali jedynie głowami na widok
kolegi, a następnie ruszyli przed siebie. Nott rzucił jedynie do Zabiniego, by
ten się pospieszył, i chwilę później zniknęli za ogromnymi wrotami zamku.
-Dziękuję, że tam ze mną poszłaś-
powiedział Ślizgon przed odejściem, a następnie ruszył śladem swoich
towarzyszy.
To wtedy widziała go po raz
ostatni.
-Wchodzisz, czy będziesz tu tak
stała? Może Cię to zdziwi, ale mam już swoje plany, nie zamierzam tu tkwić cały
wieczór- usłyszała głos Grubej Damy, którą przywrócił ją do rzeczywistości.
-Ignis et glacies- wypowiedziała
cicho, przypominając sobie nagle, że chciała spytać Hermionę o znaczenie tego
hasła. Czy kiedykolwiek uda jej się to jeszcze zrobić?
Nie było łzawego, długiego
pożegnania, podczas którego ludzie obiecują sobie ponowne spotkanie.
W jednej chwili trójka uczniów
kroczyła dzielnie obok dwójki Założycieli, a już kilka sekund później otoczyły
ich gęste, nieprzebyte rośliny rosnące w Zakazanym Lesie. Wtedy byli już zdani
tylko na siebie. Nie mieli czasu na rozmyślanie o poznanych niedawno osobach, o
tym, co przeżyli w tym świecie, i o tym co ich czeka. Zacisnęli dłonie na różdżkach
i oczekiwali na to, co miało się zdarzyć.
-Jest…- dało się słyszeć nagle
cichy głos Hermiony, na co Draco i Hermiona unieśli zapalone różdżki w jej
stronę.
Gęsta, czarna mgła zdawała się
oplatać stojące przed trójką uczniów drzewa i krzewy. Hermiona powoli
rozejrzała się dookoła nich, ale Mgła zdawała się docierać do nich tylko z
przodu. W myślach nieustannie powtarzała sobie, że najważniejszy jest spokój,
co jednak nie sprawiało, że była spokojniejsza.
Wystarczyło jej jednak tylko jedno
spojrzenie na swoich współtowarzyszy, by ręce przestały jej się trząść, a serce
powróciło do normalnego rytmu. Jedynie słabo widoczne kropelki potu na czole
mogły pokazać strach dziewczyny.
-Słyszycie?- spytał cicho Potter,
a Ślizgon i Gryfonka pokręcili głowami.
-Myślę, że już czas- dodał
chłopak.
Spojrzeli po sobie i, łapiąc się
uprzednio za ręce, wkroczyli w niematerialne ciało potwora.
Ginny Weasley spokojnym, wolnym
krokiem przemierzała korytarze Hogwartu. Pomimo panującej dookoła niej
ciemności szła pewnie; kroczyła nie zwracając uwagi na to, że ktoś może ją
zauważyć, a przebywanie o tej godzinie na korytarzu było surowo zabronione.
Dziewczyna zdawała się wiedzieć dokładnie, gdzie się wybiera- ani razu się nie
zatrzymała, wciąż szła zdecydowanie, nie zastanawiając się, które schody i
który korytarz wybrać. W pewnym momencie skręciła nagle, i równie szybko,
jednym zaklęciem otworzyła drzwi, przy których się zatrzymała. Spojrzała w lewo
i w prawo, a chwilę później zniknęła za drzwiami.
Gdy to zrobiła, zza jednego z
filarów wyszedł wysoki, dobrze zbudowany chłopak, z wyciągniętą przed siebie
różdżką.
-Jeśli to ma tak wyglądać, to już
nigdy więcej nie wejdę w tego stwora!- warknął Malfoy, pocierając obolałą
głowę. Zdziwiony, że nikt mu nie odpowiedział, rozejrzał się dookoła.
Ziemię pokrywała soczyście zielona
trawa, upstrzona gdzieniegdzie kolorowymi kwiatkami. Drzewa, które rosły
dookoła niego porośnięte były dziwnymi, zielonymi, pnącymi się roślinami, które
chłopak widział po raz pierwszy w życiu. Słyszał radosne ćwierkanie ptaków, a
gdzieś w oddali wyłapał pohukiwanie sowy.
Gdy skończył kontemplować
otoczenie, rozejrzał się w poszukiwaniu swoich towarzyszy.
-Granger?- powiedział cicho, by po
chwili bez odzewu dodać głośniej- Potter!
Gdy ponownie nie uzyskał
odpowiedzi, podniósł z ziemi swoje obolałe ciało.
-Granger!- krzyknął, a kilka
ptaków nad jego głową, poderwało się do lotu- Granger!
Jednak mimo ciągłych nawoływań,
przez które nieomal stracił głos, żadne z jego współtowarzyszy się nie
pojawiło.
-No to pięknie- powiedział do
siebie, ponownie siadając na ziemi.
Weszłam na bloga przez przypadek, ale będę się tutaj zjawiać częściej ;) Masz bardzo ciekawe pomysły. Uwielbiam twoją wersję Draco i Hermiony <3 Czekam na następny rozdział. ~Katherina
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba i mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie rozczarują :)
UsuńPozdrawiam.
No to nieźle się porobiło. Ciekawe gdzie znalazła się Hermiona i Harry. Mam nadzieje, zę się nie rozdzielą!
OdpowiedzUsuńczekam na na dalszy ciąg ;)
pozdrawiam Avad ka
Już dzisiaj poznasz odpowiedź na swoje pytania ;)
UsuńRównież pozdrawiam.
Rozdział super :-) Czekam na kolejny !!!
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Dziękuję i serdecznie zapraszam na kolejny rozdział (:
UsuńPozdrawiam.
"No to pieknie" mnie powalilo :D aaale dziwne rzeczy sie dzieja. Tylko tak sie zastanawiam jak on sobie poradzi, biedaczek :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj, to przecież Malfoy, na pewno sobie poradzi! ;p
UsuńRównież pozdrawiam (;
Nieładnie ze strony Zabiniego że nie odwiedził Ginny w skrzydle szpitalnym. Mam nadzieję że Ruda wpadła na Zabiniego a nie na jakiegoś innego osobnika bo mogło by być dla niej nieciekawie. Uwielbiam Twoje opowiadanie. Kama
OdpowiedzUsuńWątek Ginny i Blaise'a wciąż rozbudowuję i możesz mi wierzyć, ni jeszcze nie raz zaskoczą (;
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa.
Pozdrawiam.
Rozdział świetny jak zawsze Twoje opowiadanie jest naprawdę ciekawe i świetnie napisane. Ciekawa jestem czemu Zabini nie odwiedził Ginny w końcu jakby nie patrzeć to mają teraz wspólny cel i tak jak napisałaś potrzebują siebie nawzajem.Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Karola
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za miłe słowa- bardzo motywują i cieszą (;
UsuńZabini ukrywa sporo rzeczy i na pewno nie raz wszystkich zaskoczy.
Pozdrawiam serdecznie :)