sobota, 25 maja 2013

Zakazana miłość II



Ceremonia przydziału powoli zmierzała ku końcowi. Hermiona Granger siedziała obok swojego przyjaciela- Rona, oklaskując kolejnego ucznia, który trafił do domu Godryka Gryffindora. Gdy od Tiary Przydziału odeszła ostatnia uczennica, przydzielona do Hufflepuffu, ze swojego miejsca powstał profesor Dumbledore.
-Witam wszystkich!- zaczął- Witam naszych nowych, jak i tych znanych nam uczniów. Życzę Wam, aby ten rok szkolny był dla Was szczęśliwy i pełen niespodzianek- ciągnął, puszczając do uczniów oczko, co kilkoro z nich skomentowało śmiechem.
-Chciałem Was tylko poinformować, że w tym roku szkolnym eliksirów nauczał będzie mój wieloletni przyjaciel, profesor Slughorn- na jego słowa rozległy się ciche brawa, głównie od stołu Gryffindoru. – Obrony Przed Czarną Magią nauczał będzie dobrze Wam znany profesor Snape- na te słowa wrzawa wybuchła przy stole Ślizgonów, natomiast Gryfoni rozglądali się po sobie zaskoczeni i może trochę przestraszeni.
 -A teraz życzę Wam smacznego. Wsuwajcie!- zaraz po ostnich słowach profesora na stołach czterech domów pojawiły się najróżniejsze potrawy, od wykwintnych  pieczeni, po zwykłe miętówki.
Hermiona, siedząca przy stole Gryfonów znużona rozglądała się po sali, raz po raz wkładając do ust widelczyk z kawałkami ciasta czekoladowego. Siedzący obok niej Weasley nie tyle jadł, co czynił spustoszenie połykając wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego rąk. Dziewczyna czasem zastanawiała się, gdzie on to wszystko mieści. Siedzący obok nich Potter zabawiał rozmową Parvati Patil, która co jakiś czas chichotała wdzięcznie.
Przy stole Ślizgonów wszystko skupiało się wokół dwóch niezaprzeczalnie najprzystojniejszych chłopaków z tego domu, a nawet z całej szkoły. Ciemnoskóry Blaise rozśmieszał otaczające ich dziewczyny, natomiast jego przyjaciel, zobojętniały na wszystko dokoła, niemarawo grzebał widelcem w daniu na swoim talerzu.Zabini rzucał co jakiś czas pytające spojrzenie w stronę Draco, ten jednak albo tego nie widział, albo nie chciał widzieć.
Każdego już powoli dopadało zmęczenie, gdy dyrektor ponownie podniósł się ze swojego miejsca.
-Mam nadzieję, że wszyscy się już nasycili- powiedział z uśmiechem, którym chciał chyba obdarzyć każdego ucznia po kolei. – Proszę teraz, aby prefekci wszystkich czterech domów zaprowadzili pierwszorocznych uczniów do Pokoi Wspólnych i pokazali im ich dormitoria. Widzimy się jutro na śniadaniu- powiedział dyrektor, spoglądając po kolei na każdy stół. Jego wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się przy stole Ślizgonów, na Draconie Malfoy’u, który siedział z głową opartą na dłoniach. Jego oczy były przymknięte i chyba nie zwracał uwagi na otoczenie. Dyrektor westchnął, choć pozostało to zauważone tylko i wyłącznie przez niego.
-Do zobaczenia o ósmej rano- dokończył, a większa część uczniów rzuciła się do wyjścia z Wielkiej Sali.
Hermiona próbowała uspokoić pierwszorocznych, jednak Ci, podnieceni możliwością zobaczenia kolejnych miejsc w ich tymczasowym domu rozbiegali się, gdy tylko udało jej się choć na chwilę ustawić.
Zirytowana dziewczyna uniosła ręce w geście rezygnacji powtarzając cicho coś, co brzmiało jak „Błagam, daj mi cierpliwość”.
W pewnej chwili ktoś za nią wybuchnął sztucznym śmiechem. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, do kogo należy zasłyszany śmiech.
-Chcesz czegoś konkretnego, Malfoy?- spytała dziewczyna, jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej.
-Nie dziwię się, że Cię nie słuchają- powiedział, unosząc głowę wyżej, niż to było konieczne. Dopiero wtedy Gryfonka zauważyła, że zaraz za chłopakiem, w równych rzędach ustawieni są mali Ślizgoni i patrzą na niego ze strachem, ale też z uwielbieniem.
-Bo wiesz- ciągnął chłopak- Oprócz Potter’a i Weasley’a nie znam nikogo, kto słuchałby szlamy- dokończył z głupim uśmiechem na twarzy i odszedł.
Hermiona stała bez ruchu, jedynie w jej oczach można było dopatrzyć się wręcz diabolicznych ogników.
-Weasley!!!- krzyknęła nagle, a jej głos potoczył się po Wielkiej Sali.
Mali Gryfoni zatrzymali się nagle i spojrzeli zaskoczeni, a i trochę przestraszeni postawą Prefekta. Po chwili pojawił się przy niej Ron, zaskoczony nie mniej od pierwszorocznych.
-Coś się stało, Hermionko?- spytał delikatnie, by powstrzymać kolejny ewentualny wybuch dziewczyny.
-Jesteś prefektem, Ron. P-R-E-F-E-K-T-E-M. To do czegoś zobowiązuje, a Ty chyba o tym zapomniałeś!- krzyczała dziewczyna, wskazując na niego oskarżycielsko palcem.
Już po chwili jednak opuściła dłoń, wzięła głęboki wdech i odwróciła się w stronę małych Gryfonów.
-Wszyscy za mną- powiedziała zrezygnowana i ruszyła, nie oglądając się za siebie.
Dzieciaki spojrzały po sobie i podreptały za Panią Prefekt, nie chcąc narażać się na kolejny jej atak. Ron, z lekkim uśmiechem na ustach pilnował „maluchów” jak o nich mówił, idąc na końcu niby pochodu.
Na korytarzach panowała już cisza, co dodawało zamkowi tajemniczości.
Uspokojona już Hermiona co jakiś czas odwracała się, by upewnić się, że pierwszoroczni wciąż za nią idą. Oprócz tego rozglądała się po korytarzu, którym szli, ciesząc się z powrotu do drugiego domu.
Gdy stanęli przed portretem Grubej Damy ta powitała ich uśmiechem, a gdy Hermiona wypowiedziała hasło- „Cena przyjaźni”, przed nimi ukazało się wejście do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Panna Granger zastanawiała się przez chwilę nad hasłem, a już po sekundzie jej myśli zajęły obowiązki, które musiała jeszcze spełnić przed położeniem się  wygodnym łóżku.
-Ron, zaprowadź chłopców do ich sypialni, ja zajmę się dziewczynami- powiedziała z serdecznym uśmiechem do swojego przyjaciela i poprosiła kilka pierwszorocznych dziewczyn, by poszły za nią.
Gdy już wszystkie nowe uczennice znajdowały się w swoich pokojach, Hermiona udała się do swojego dormitorium, by wreszcie położyć się spać.


Gdy Hermiona Granger się obudziła, zegar wskazywał godzinę siódmą. Po dormitorium dziewcząt z szóstego roku biegała Lavender Brown i rozrzucała wszędzie swoje ubrania. Hermiona podniosła się powoli, a następnie wysunęła spod ciepłej kołdry. Reagując śmiechem na poczynania jednej ze swoich współlokatorek, ruszyła w stronę łazienki, po drodze zabierając ubrania, które chciała tego dnia założyć.
Dwadzieścia minut później razem ze swoimi przyjaciółmi, Harrym i Ronem oraz siostrą tego drugiego, szła w stronę Wielkiej Sali na śniadanie. Dopisywał im dobry humor, co jakiś czas przerywało im jedynie ziewanie zmęczonej Rudej. Hermiona jako jedyna zwróciła uwagę na to, że Ginny była nienaturalnie blada, a pod jej oczami widniały lekki sińce, świadczące o nieprzespanej nocy, co trochę zaniepokoiło straszą Gryfonkę. Granger szybko jednak zrzuciła to na nocne pogaduszki z koleżankami z dormitorium i przestała się tym przejmować.
Gdy przekroczyli próg Wielkiej Sali od razu udali się w stronę swojego stołu. Większość uczniów już zajmowała swoje miejsca, a i przy stole profesorów nikogo nie brakowało.
Gdy tylko usiedli, jak na zawołanie na stołach pojawiło się mnóstwo potraw, nie mniej okazałych niż wczoraj.
W Wielkiej Sali przez chwilę było słychać jedynie brzdęk sztućców, jednak już po chwili wszędzie rozbrzmiewał śmiech uczniów Hogwartu.
Albus Dumbledore rozglądał się po twarzach swoich uczniów ciesząc się, że pomimo grozy i niepewności związanej z powrotem Voldemorta, oni potrafią się cieszyć życiem.
Gdy spoglądał na stół Ślizgonów jego wzrok, tak jak poprzedniego wieczoru padł na Dracona Malfoy’a. Chłopak, a właściwie już młody mężczyzna siedział wśród swoich rówieśników, raz po raz śmiejąc się razem z nimi. Postronny obserwator nie zauważył by różnicy pomiędzy nim, a jego kolegami, ale dyrektor Hogwartu postronnym obserwatorem nie był. Zauważył więc, że chłopak śmieje się razem z innymi nie do końca szczerze, że co jakiś czas jego dłonie zaciskają się w pięści, że na bladych policzkach widnieją lekkie rumieńce, nie do końca świadczące o dobrej kondycji, że pod oczami odznaczają się fioletowe podkówki, że jego włosy, zwykle tak starannie ułożone za pomocą żelu są niedbale zaczesane najprawdopodobniej przez palce blondyna. Jednak nikt, oprócz profesora nie dostrzegł zmienionego wyglądu chłopaka, a szkoda.
Draco nie był jedynym Ślizgonem, którego wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Blaise, siedzący obok niego również nie wyglądał korzystnie. Co jakiś czas z jego ust wyrywało się potężne ziewnięcie, które nieudolnie próbował maskować.
Draco, mimo że sam nie był w najlepszym stanie, zauważył że coś jest nie tak z jego przyjacielem i postanowił dowiedzieć się, co takiego stało się poprzedniego wieczora, a właściwie nocy. Wiedział jedynie, że Zabini przed północą wyszedł z ich dormitorium, a wrócił dopiero po trzeciej nad ranem- to tłumaczyło jego zmęczenie, ale dlaczego wymykał się nocą i to w takiej konspiracji? Na to pytanie Malfoy nie potrafił sobie odpowiedzieć.
Gdy uczniowie skończyli śniadanie od stołów wstali opiekunowie ich domów i rozdali im ich plany lekcji.
-Cholera- powiedział głośno Ron i uderzył pięścią w stół, zwracając na siebie uwagę osób siedzących obok niego.
Nie obeszło go jednak to i dalej wpatrywał się z wściekłością w plan zajęć, które odebrał od Profesor McGonagall.
Hermiona zaniepokojona zachowaniem przyjaciela spojrzała w swój plan i pozwoliła sobie na głośne westchnięcie.
Dzisiejszy dzień rozpocząć mieli dwoma godzinami zajęć z  Obrony Przed Czarną  Magią, na które mieli się udać ze Ślizgonami. Dwie pierwsze godziny z znienawidzonym domem i nauczycielem! Kolejną godzinę mieli spędzić również w towarzystwie Ślizgonów na Transmutacji. Zajęcia z Zielarstwa i Mugoloznastwa, które były następne mieli sami, jednak dwie godziny eliksirów, które to mieli po południu, również będą musieli spędzić w towarzystwie uczniów z domu Salazara. 
-Na gacie Merlina!- odezwał się znowu wzburzony Weasley, a kilku Gryfonów zachichotało.
-Nie mam pojęcia, kto układał ten plan, ale przy zdrowych zmysłach to on nie był!- kontynuował, nie zwracając uwagi na Harry’ego i Hermionę, którzy dawali mu dziwne znaki rękami.
-Zapewniam Pana, Panie Weasley, że byłam przy zdrowych zmysłach podczas układania planu Waszych zajęć i teraz również jestem- rozległ się głos McGonagall, stojącej tuż za Ronem.
Chłopak na jej słowa zrobił cierpiętniczą minę, ale się nie odezwał.
-Dlatego piątkowy wieczór, od godziny osiemnastej spędzi Pan w moim gabinecie- dokończyła Pani Profesor i oddaliła się od nieszczęśliwego Gryfona.
Gdy tylko odeszła, Harry i Hermiona wybuchnęli śmiechem tak głośnym, że nawet Ślizgoni spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Ron natomiast, uderzył głową w stół, przeklinając pod nosem swój ciężki los. Gdy Potter i Granger spojrzeli na cierpiącego przyjaciela ich śmiech stał się jeszcze głośniejszy i jeszcze donośniejszy.
 Gdy trochę ochłonęli, a Ron przestał psioczyć na swojego pecha odeszli do stołu i udali się do swoich dormitorium, by zabrać odpowiednie książki na pierwszą w tym roku lekcję OPCM.
Gdy przygotowani do lekcji, niekoniecznie psychicznie, stanęli przed salą, w której dotąd odbywały się lekcje eliksirów, Ślizgoni już tam byli.
Hermiona została obejrzana przez uczennice z domu Salazara od stóp do głowy i oceniona cichym prychnięciem. Nie zwróciła jednak na to uwagi, pogrążona rozmową ze swoimi przyjaciółmi. Po chwili na korytarzu pojawiła się reszta Gryfonów, a po ich twarzach można było wywnioskować, że na tą lekcję cieszą się nie mniej niż Ron.
-I co, Potter? Teraz już nie będziesz mógł być najlepszym uczniem z tego przedmiotu, skoro nie naucza go żaden z przyjaciół Twoich rodziców, ani Twój fan?- spytał nie kto inny, jak Draco Malfoy, obrzucając Gryfona i jego przyjaciół pogardliwym spojrzeniem.
Na jego słowa Ślizgoni, którzy go otaczali zaczęli się śmiać, a Harry i Ron wyciągnęli różdżki.
-Dajcie spokój- cichy, ale stanowczy głos Panny Granger rozległ się w korytarzu.
-Dobrze Malfoy, że chociaż raz Ty zdobędziesz dobre oceny z tego przedmiotu, skoro nasz nauczyciel jest przyjacielem Twojego ojca… Chyba Twój ojciec nadal ma przyjaciół, mimo tego, że siedzi w Azkabanie, tak Malfoy?- dokończyła patrząc na chłopaka wyzywającym wzrokiem.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić lub powiedzieć, Draco stał przy niej z wyciągniętą różdżką.
-Nikt Cię nie nauczył Granger, że szlamy nie mają prawa do głosu?- spytał jadowitym głosem, spoglądając na nią z góry.
Mimo, że Hermiona wiedziała, że w Hogwarcie ten Ślizgon nie jest w stanie nic poważnego jej zrobić, to się tego wystraszyła.
O dziwo, z pomocą przyszedł jej przyjaciel tego wrednego, cynicznego Ślizgona, który uparcie niszczył jej życie od pierwszego roku w tej szkole.
-Zostaw ją, Draco, Filch tu idzie- powiedział Zabini, a Malfoy oddalił się od Gryfonki jak najszybciej.
-I co, tchórzysz?- spytał zawistnie Harry, a Hermiona, choć nadal przestraszona, położyła mu rękę na ramieniu i mocno ją zacisnęła.
Na słowa Pottera, Draco zaśmiał się sztucznie.
-Nie tchórzę, ale w przeciwieństwie do tego idioty nie mam zamiaru spędzić weekendu na szlabanie- powiedział, wskazując na Rona, gdyż nawet do Ślizgonów dotarła już informacja o wpadce Weasley’a.
Nim ktokolwiek więcej zdążył się odezwać ze swojej sali wyszedł Snape i szybki gestem zaprosił uczniów do środka.
Harry, Ron i Hermiona rozejrzeli się po sobie i ruszyli za resztę, by wejść do jaskini lwa.


-Co za totalny, niedojrzały, zarozumiały kretyn!- wykrzykiwała Hermiona kierując się razem ze swoimi przyjaciółmi do Wielkiej Sali, na obiad.
Nadal przeżywała lekcję eliksirów, na której nie dość, że jej dom stracił ponad pięćdziesiąt punktów, to jeszcze ani Snape, ani uczniowie jego domu nie szczędzili jej głupich uwag.
Był to dopiero pierwszy dzień nowego roku szkolnego, a jej radość z powrotu do szkoły zupełnie znikła.
-Nie przejmuj się tak tym, Hermi- powiedział Ron, który za wszelką cenę próbował ją pocieszyć.
-Nie przejmuj się? To nie Tobie Malfoy powiedział, że jako szlama nie mam prawa głosu, ani że jedyne, co odróżnia mnie od moich ukochanych książek to to, że je można w każdej chwili zamknąć, albo spalić a ze mną nie będzie tak łatwo! Ugh… Mam go dość, tak strasznie go nienawidzę..
Hermiona cały czas powtarzała, jak to bardzo nienawidzi tego Ślizgona, nawet gdy usiedli przy stole Gryfonów. Nie skończyła tego także podczas posiłku ani po nim, gdy szli do Pokoju Wspólnego również nie przestawała.
Dopiero, gdy stanęli przed salą, w której mieli mieć eliksiry, dziewczyna wzięła głęboki wdech i z uśmiechem rozpoczęła rozmowę o ich nowym nauczycielu tego przedmiotu.
Jej przyjaciele byli nieco zdziwieniu, ale już po chwili z delikatnymi uśmiechami na twarzy zaczęli jej przytakiwać i wypowiadać swoje zdanie na temat Slughorn'a.
Gdy chwilę przed pojawieniem się profesora, koło trójki przyjaciół przeszli Ślizgoni, Hermiona skomentowała ich przyjście jedynie cichym prychnięciem, co Harry i Ron wzięli za dobrą wróżbę. Chwilę później z sali wyszedł Slughorn i z szerokim uśmiechem na twarzy, zaprosił ich do środka. 
Po wejściu Gryfonka zajęła trzy miejsca, a jej przyjaciele poszli do profesora, by wytłumaczyć mu się z braku książek, a gdy to już zrobili, zajęli miejsca obok niej.
Pierwsze w tym roku lekcje eliksirów minęły uczniom z Gryffindoru bardzo szybko. Wysłuchali wykładu o Eliksirze Śmierci, ubarwionego ciekawymi historiami z życia profesora, przy których Gryfoni wybuchali śmiechem, a Ślizgoni prychali z pogardą.
Gdy wszystkie lekcje dobiegły końca, Hermiona rozstała się z przyjaciółmi, którzy ruszyli w stronę boiska do Quidditch'a, a ona sama poszła do biblioteki, by zająć się zadanymi tego dnia pracami. Buszując wśród książek czuła się tak dobrze, a odrabianie prac domowych sprawiało jej taką przyjemność, że dziewczyna wróciła do Pokoju Wspólnego Gryfonów dopiero po dwudziestej. Zadowolona z efektów swojej pracy pomogła chłopakom z ich wypracowaniem na Wróżbiarstwo, na które uczęszczali, co Hermiona zawsze wspominała ze śmiechem, a następnie wysłuchała ich lekko nużących wykładów o nowej taktyce ich drużyny, dzięki której z pewnością pokonają Ślizgonów.
Po pewnym czasie jednak zmęczenie okazało się za silne, by mogła dłużej z nimi rozmawiać, więc zabrała wszystkie swoje rzeczy i życząc chłopakom dobrej nocy, udała się w stronę swojej sypialni. Gdy do niej weszła zegar pokazywał, ze jest osiem minut po pierwszej, a wszystkie jej współlokatorki już smacznie spały. Zmęczona dziewczyna postanowiła pójść w ich ślady i po wzięciu szybkiego prysznica, położyła się w wygodnym łóżku. Nim zdążyła złożyć jakąś sensowną myśl, Morfeusz porwał ją w swoje objęcia. 


Draco Malfoy nie miał takiego szczęścia jak dziewczyna i mimo ogromnego zmęczenia, nie mógł zasnąć. Od godziny bezskutecznie przewracał się z boku na bok, ale sen nie nadchodził.
W końcu, zrezygnowany podszedł do okna i otworzył je tak, by chłodne, nocne powietrze go dosięgło. Musiał pamiętać, by zachowywać się cicho, żeby przypadkiem nie obudzić swojego przyjaciela. Stał przy oknie i wpatrywał się w niebo, które akurat tej nocy pełne było migoczących gwiazd. Próbował skupić się tylko i widocznie na tym widoku, ale coś uparcie mu nie pozwalało. Jego myśli wciąż krążyły koło wydarzeń z wakacji, kiedy to dowiedział się o swojej misji, o czasie, w którym jego ojciec został aresztowany, a przy okazji i o tym, co powiedziała mu dzisiaj  ta głupia szlama Granger. Zastanawiał się nad tym, jak bez podejrzeń sprowadzić Śmierciożerców do Hogwartu.
Po głowie ciągle tłukły też mu się słowa Czarnego Pana, że musi zabić Dumbledore’a. O zgrozo, zabić czarodzieja, którego lękał się sam Lord Voldemort!
Szarpnął oknem i otworzył je jak najszerzej się dało, a następnie ponownie położył się w swoim łóżku. Wpatrując się tępo w ścianę powrócił do swoich rozmyślań.






2 komentarze:

  1. 1. "po ostnich słowach profesorach"- profesora
    2. Pomijając powyższą literówkę nic nie wyłapałam
    3. Akcja rozgrywa się powoli, czyli tak, jak lubię. W części blogów Dramione już w trzecim rozdziale się w sobie zakochują, w czwartym przyznają się do swoich uczuć a w piątym obiecują sobie miłość aż po grób. Tu dzieje się wszystko powoli :) ~E

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nadal przeżywała lekcję eliksirów"
    chyba powinno być obrony, w końcu tgeo uczy snape, a potem znowu sa eliksiry i tam jest slughorn

    OdpowiedzUsuń