Ceremonia przydziału powoli zmierzała ku końcowi. Hermiona
Granger siedziała obok swojego przyjaciela- Rona, oklaskując kolejnego ucznia,
który trafił do domu Godryka Gryffindora. Gdy od Tiary Przydziału odeszła
ostatnia uczennica, przydzielona do Hufflepuffu, ze swojego miejsca powstał
profesor Dumbledore.
-Witam wszystkich!- zaczął- Witam naszych nowych, jak i tych
znanych nam uczniów. Życzę Wam, aby ten rok szkolny był dla Was szczęśliwy i
pełen niespodzianek- ciągnął, puszczając do uczniów oczko, co kilkoro z nich
skomentowało śmiechem.
-Chciałem Was tylko poinformować, że w tym roku szkolnym
eliksirów nauczał będzie mój wieloletni przyjaciel, profesor Slughorn- na jego
słowa rozległy się ciche brawa, głównie od stołu Gryffindoru. – Obrony Przed
Czarną Magią nauczał będzie dobrze Wam znany profesor Snape- na te słowa wrzawa
wybuchła przy stole Ślizgonów, natomiast Gryfoni rozglądali się po sobie
zaskoczeni i może trochę przestraszeni.
-A teraz życzę Wam
smacznego. Wsuwajcie!- zaraz po ostnich słowach profesora na stołach czterech
domów pojawiły się najróżniejsze potrawy, od wykwintnych pieczeni, po zwykłe miętówki.
Hermiona, siedząca przy stole Gryfonów znużona rozglądała
się po sali, raz po raz wkładając do ust widelczyk z kawałkami ciasta
czekoladowego. Siedzący obok niej Weasley nie tyle jadł, co czynił spustoszenie
połykając wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego rąk. Dziewczyna czasem
zastanawiała się, gdzie on to wszystko mieści. Siedzący obok nich Potter
zabawiał rozmową Parvati Patil, która co jakiś czas chichotała wdzięcznie.
Przy stole Ślizgonów wszystko skupiało się wokół dwóch
niezaprzeczalnie najprzystojniejszych chłopaków z tego domu, a nawet z całej
szkoły. Ciemnoskóry Blaise rozśmieszał otaczające ich dziewczyny, natomiast
jego przyjaciel, zobojętniały na wszystko dokoła, niemarawo grzebał widelcem w
daniu na swoim talerzu.Zabini rzucał co jakiś czas pytające spojrzenie w stronę
Draco, ten jednak albo tego nie widział, albo nie chciał widzieć.
Każdego już powoli dopadało zmęczenie, gdy dyrektor ponownie
podniósł się ze swojego miejsca.
-Mam nadzieję, że wszyscy się już nasycili- powiedział z
uśmiechem, którym chciał chyba obdarzyć każdego ucznia po kolei. – Proszę
teraz, aby prefekci wszystkich czterech domów zaprowadzili pierwszorocznych
uczniów do Pokoi Wspólnych i pokazali im ich dormitoria. Widzimy się jutro na
śniadaniu- powiedział dyrektor, spoglądając po kolei na każdy stół. Jego wzrok
na dłuższą chwilę zatrzymał się przy stole Ślizgonów, na Draconie Malfoy’u,
który siedział z głową opartą na dłoniach. Jego oczy były przymknięte i chyba
nie zwracał uwagi na otoczenie. Dyrektor westchnął, choć pozostało to zauważone
tylko i wyłącznie przez niego.
-Do zobaczenia o ósmej rano- dokończył, a większa część
uczniów rzuciła się do wyjścia z Wielkiej Sali.
Hermiona próbowała uspokoić pierwszorocznych, jednak Ci,
podnieceni możliwością zobaczenia kolejnych miejsc w ich tymczasowym domu
rozbiegali się, gdy tylko udało jej się choć na chwilę ustawić.
Zirytowana dziewczyna uniosła ręce w geście rezygnacji
powtarzając cicho coś, co brzmiało jak „Błagam, daj mi cierpliwość”.
W pewnej chwili ktoś za nią wybuchnął sztucznym śmiechem.
Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, do kogo należy zasłyszany śmiech.
-Chcesz czegoś konkretnego, Malfoy?- spytała dziewczyna,
jeszcze bardziej zdenerwowana niż wcześniej.
-Nie dziwię się, że Cię nie słuchają- powiedział, unosząc
głowę wyżej, niż to było konieczne. Dopiero wtedy Gryfonka zauważyła, że zaraz
za chłopakiem, w równych rzędach ustawieni są mali Ślizgoni i patrzą na niego
ze strachem, ale też z uwielbieniem.
-Bo wiesz- ciągnął chłopak- Oprócz Potter’a i Weasley’a nie
znam nikogo, kto słuchałby szlamy- dokończył z głupim uśmiechem na twarzy i
odszedł.
Hermiona stała bez ruchu, jedynie w jej oczach można było
dopatrzyć się wręcz diabolicznych ogników.
-Weasley!!!- krzyknęła nagle, a jej głos potoczył się po
Wielkiej Sali.
Mali Gryfoni zatrzymali się nagle i spojrzeli zaskoczeni, a
i trochę przestraszeni postawą Prefekta. Po chwili pojawił się przy niej Ron,
zaskoczony nie mniej od pierwszorocznych.
-Coś się stało, Hermionko?- spytał delikatnie, by
powstrzymać kolejny ewentualny wybuch dziewczyny.
-Jesteś prefektem, Ron. P-R-E-F-E-K-T-E-M. To do czegoś zobowiązuje, a Ty chyba o tym
zapomniałeś!- krzyczała dziewczyna, wskazując na niego oskarżycielsko palcem.
Już po chwili jednak opuściła dłoń, wzięła głęboki wdech i
odwróciła się w stronę małych Gryfonów.
-Wszyscy za mną- powiedziała zrezygnowana i ruszyła, nie
oglądając się za siebie.
Dzieciaki spojrzały po sobie i podreptały za Panią Prefekt,
nie chcąc narażać się na kolejny jej atak. Ron, z lekkim uśmiechem na ustach
pilnował „maluchów” jak o nich mówił, idąc na końcu niby pochodu.
Na korytarzach panowała już cisza, co dodawało zamkowi
tajemniczości.
Uspokojona już Hermiona co jakiś czas odwracała się, by
upewnić się, że pierwszoroczni wciąż za nią idą. Oprócz tego rozglądała się po
korytarzu, którym szli, ciesząc się z powrotu do drugiego domu.
Gdy stanęli przed portretem Grubej Damy ta powitała ich
uśmiechem, a gdy Hermiona wypowiedziała hasło- „Cena przyjaźni”, przed nimi
ukazało się wejście do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Panna Granger zastanawiała się przez chwilę nad hasłem, a
już po sekundzie jej myśli zajęły obowiązki, które musiała jeszcze spełnić
przed położeniem się wygodnym łóżku.
-Ron, zaprowadź chłopców do ich sypialni, ja zajmę się
dziewczynami- powiedziała z serdecznym uśmiechem do swojego przyjaciela i
poprosiła kilka pierwszorocznych dziewczyn, by poszły za nią.
Gdy już wszystkie nowe uczennice znajdowały się w swoich
pokojach, Hermiona udała się do swojego dormitorium, by wreszcie położyć się
spać.
Gdy Hermiona Granger się obudziła, zegar wskazywał godzinę
siódmą. Po dormitorium dziewcząt z szóstego roku biegała Lavender Brown i
rozrzucała wszędzie swoje ubrania. Hermiona podniosła się powoli, a następnie
wysunęła spod ciepłej kołdry. Reagując śmiechem na poczynania jednej ze swoich
współlokatorek, ruszyła w stronę łazienki, po drodze zabierając ubrania, które
chciała tego dnia założyć.
Dwadzieścia minut później razem ze swoimi przyjaciółmi,
Harrym i Ronem oraz siostrą tego drugiego, szła w stronę Wielkiej Sali na
śniadanie. Dopisywał im dobry humor, co jakiś czas przerywało im jedynie
ziewanie zmęczonej Rudej. Hermiona jako jedyna zwróciła uwagę na to, że Ginny
była nienaturalnie blada, a pod jej oczami widniały lekki sińce, świadczące o
nieprzespanej nocy, co trochę zaniepokoiło straszą Gryfonkę. Granger szybko
jednak zrzuciła to na nocne pogaduszki z koleżankami z dormitorium i przestała
się tym przejmować.
Gdy przekroczyli próg Wielkiej Sali od razu udali się w
stronę swojego stołu. Większość uczniów już zajmowała swoje miejsca, a i przy
stole profesorów nikogo nie brakowało.
Gdy tylko usiedli, jak na zawołanie na stołach pojawiło się
mnóstwo potraw, nie mniej okazałych niż wczoraj.
W Wielkiej Sali przez chwilę było słychać jedynie brzdęk
sztućców, jednak już po chwili wszędzie rozbrzmiewał śmiech uczniów Hogwartu.
Albus Dumbledore rozglądał się po twarzach swoich uczniów
ciesząc się, że pomimo grozy i niepewności związanej z powrotem Voldemorta, oni
potrafią się cieszyć życiem.
Gdy spoglądał na stół Ślizgonów jego wzrok, tak jak
poprzedniego wieczoru padł na Dracona Malfoy’a. Chłopak, a właściwie już młody
mężczyzna siedział wśród swoich rówieśników, raz po raz śmiejąc się razem z
nimi. Postronny obserwator nie zauważył by różnicy pomiędzy nim, a jego
kolegami, ale dyrektor Hogwartu postronnym obserwatorem nie był. Zauważył więc,
że chłopak śmieje się razem z innymi nie do końca szczerze, że co jakiś czas
jego dłonie zaciskają się w pięści, że na bladych policzkach widnieją lekkie
rumieńce, nie do końca świadczące o dobrej kondycji, że pod oczami odznaczają
się fioletowe podkówki, że jego włosy, zwykle tak starannie ułożone za pomocą
żelu są niedbale zaczesane najprawdopodobniej przez palce blondyna. Jednak
nikt, oprócz profesora nie dostrzegł zmienionego wyglądu chłopaka, a szkoda.
Draco nie był jedynym Ślizgonem, którego wygląd pozostawiał
wiele do życzenia. Blaise, siedzący obok niego również nie wyglądał korzystnie.
Co jakiś czas z jego ust wyrywało się potężne ziewnięcie, które nieudolnie
próbował maskować.
Draco, mimo że sam nie był w najlepszym stanie, zauważył że
coś jest nie tak z jego przyjacielem i postanowił dowiedzieć się, co takiego
stało się poprzedniego wieczora, a właściwie nocy. Wiedział jedynie, że Zabini
przed północą wyszedł z ich dormitorium, a wrócił dopiero po trzeciej nad
ranem- to tłumaczyło jego zmęczenie, ale dlaczego wymykał się nocą i to w
takiej konspiracji? Na to pytanie Malfoy nie potrafił sobie odpowiedzieć.
Gdy uczniowie skończyli śniadanie od stołów wstali
opiekunowie ich domów i rozdali im ich plany lekcji.
-Cholera- powiedział głośno Ron i uderzył pięścią w stół,
zwracając na siebie uwagę osób siedzących obok niego.
Nie obeszło go jednak to i dalej wpatrywał się z
wściekłością w plan zajęć, które odebrał od Profesor McGonagall.
Hermiona zaniepokojona zachowaniem przyjaciela spojrzała w
swój plan i pozwoliła sobie na głośne westchnięcie.
Dzisiejszy dzień rozpocząć mieli dwoma godzinami zajęć
z Obrony Przed Czarną Magią, na które mieli się udać ze
Ślizgonami. Dwie pierwsze godziny z znienawidzonym domem i nauczycielem!
Kolejną godzinę mieli spędzić również w towarzystwie Ślizgonów na Transmutacji.
Zajęcia z Zielarstwa i Mugoloznastwa, które były następne mieli sami, jednak
dwie godziny eliksirów, które to mieli po południu, również będą musieli
spędzić w towarzystwie uczniów z domu Salazara.
-Na gacie Merlina!- odezwał się znowu wzburzony Weasley, a
kilku Gryfonów zachichotało.
-Nie mam pojęcia, kto układał ten plan, ale przy zdrowych
zmysłach to on nie był!- kontynuował, nie zwracając uwagi na Harry’ego i
Hermionę, którzy dawali mu dziwne znaki rękami.
-Zapewniam Pana, Panie Weasley, że byłam przy zdrowych
zmysłach podczas układania planu Waszych zajęć i teraz również jestem- rozległ
się głos McGonagall, stojącej tuż za Ronem.
Chłopak na jej słowa zrobił cierpiętniczą minę, ale się nie
odezwał.
-Dlatego piątkowy wieczór, od godziny osiemnastej spędzi Pan
w moim gabinecie- dokończyła Pani Profesor i oddaliła się od nieszczęśliwego
Gryfona.
Gdy tylko odeszła, Harry i Hermiona wybuchnęli śmiechem tak
głośnym, że nawet Ślizgoni spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Ron natomiast,
uderzył głową w stół, przeklinając pod nosem swój ciężki los. Gdy Potter i
Granger spojrzeli na cierpiącego przyjaciela ich śmiech stał się jeszcze
głośniejszy i jeszcze donośniejszy.
Gdy trochę
ochłonęli, a Ron przestał psioczyć na swojego pecha odeszli do stołu i udali
się do swoich dormitorium, by zabrać odpowiednie książki na pierwszą w tym roku
lekcję OPCM.
Gdy przygotowani do lekcji, niekoniecznie psychicznie, stanęli przed salą, w której dotąd odbywały się lekcje eliksirów, Ślizgoni już
tam byli.
Hermiona została obejrzana przez uczennice z domu Salazara
od stóp do głowy i oceniona cichym prychnięciem. Nie zwróciła jednak na to
uwagi, pogrążona rozmową ze swoimi przyjaciółmi. Po chwili na korytarzu
pojawiła się reszta Gryfonów, a po ich twarzach można było wywnioskować, że na
tą lekcję cieszą się nie mniej niż Ron.
-I co, Potter? Teraz już nie będziesz mógł być najlepszym
uczniem z tego przedmiotu, skoro nie naucza go żaden z przyjaciół Twoich
rodziców, ani Twój fan?- spytał nie kto inny, jak Draco Malfoy, obrzucając
Gryfona i jego przyjaciół pogardliwym spojrzeniem.
Na jego słowa Ślizgoni, którzy go otaczali zaczęli się
śmiać, a Harry i Ron wyciągnęli różdżki.
-Dajcie spokój- cichy, ale stanowczy głos Panny Granger rozległ
się w korytarzu.
-Dobrze Malfoy, że chociaż raz Ty zdobędziesz dobre oceny z
tego przedmiotu, skoro nasz nauczyciel jest przyjacielem Twojego ojca… Chyba
Twój ojciec nadal ma przyjaciół, mimo tego, że siedzi w Azkabanie, tak Malfoy?-
dokończyła patrząc na chłopaka wyzywającym wzrokiem.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić lub powiedzieć, Draco stał przy
niej z wyciągniętą różdżką.
-Nikt Cię nie nauczył Granger, że szlamy nie mają prawa do
głosu?- spytał jadowitym głosem, spoglądając na nią z góry.
Mimo, że Hermiona wiedziała, że w Hogwarcie ten Ślizgon nie
jest w stanie nic poważnego jej zrobić, to się tego wystraszyła.
O dziwo, z pomocą przyszedł jej przyjaciel tego wrednego,
cynicznego Ślizgona, który uparcie niszczył jej życie od pierwszego roku w tej szkole.
-Zostaw ją, Draco, Filch tu idzie- powiedział Zabini, a
Malfoy oddalił się od Gryfonki jak najszybciej.
-I co, tchórzysz?- spytał zawistnie Harry, a Hermiona, choć
nadal przestraszona, położyła mu rękę na ramieniu i mocno ją zacisnęła.
Na słowa Pottera, Draco zaśmiał się sztucznie.
-Nie tchórzę, ale w przeciwieństwie do tego idioty nie mam
zamiaru spędzić weekendu na szlabanie- powiedział, wskazując na Rona, gdyż
nawet do Ślizgonów dotarła już informacja o wpadce Weasley’a.
Nim ktokolwiek więcej zdążył się odezwać ze swojej sali
wyszedł Snape i szybki gestem zaprosił uczniów do środka.
Harry, Ron i Hermiona rozejrzeli się po sobie i ruszyli za
resztę, by wejść do jaskini lwa.
-Co za totalny, niedojrzały, zarozumiały kretyn!-
wykrzykiwała Hermiona kierując się razem ze swoimi przyjaciółmi do Wielkiej
Sali, na obiad.
Nadal przeżywała lekcję eliksirów, na której nie dość, że
jej dom stracił ponad pięćdziesiąt punktów, to jeszcze ani Snape, ani uczniowie
jego domu nie szczędzili jej głupich uwag.
Był to dopiero pierwszy dzień nowego roku szkolnego, a jej
radość z powrotu do szkoły zupełnie znikła.
-Nie przejmuj się tak tym, Hermi- powiedział Ron, który za
wszelką cenę próbował ją pocieszyć.
-Nie przejmuj się? To nie Tobie Malfoy powiedział, że jako
szlama nie mam prawa głosu, ani że jedyne, co odróżnia mnie od moich ukochanych
książek to to, że je można w każdej chwili zamknąć, albo spalić a ze mną nie
będzie tak łatwo! Ugh… Mam go dość, tak strasznie go nienawidzę..
Hermiona cały czas powtarzała, jak to bardzo nienawidzi tego
Ślizgona, nawet gdy usiedli przy stole Gryfonów. Nie skończyła tego także
podczas posiłku ani po nim, gdy szli do Pokoju Wspólnego również nie
przestawała.
Dopiero, gdy stanęli przed salą, w której mieli mieć
eliksiry, dziewczyna wzięła głęboki wdech i z uśmiechem rozpoczęła rozmowę o
ich nowym nauczycielu tego przedmiotu.
Jej przyjaciele byli nieco zdziwieniu, ale już po chwili z
delikatnymi uśmiechami na twarzy zaczęli jej przytakiwać i wypowiadać swoje
zdanie na temat Slughorn'a.
Gdy chwilę przed pojawieniem się profesora, koło trójki
przyjaciół przeszli Ślizgoni, Hermiona skomentowała ich przyjście jedynie cichym
prychnięciem, co Harry i Ron wzięli za dobrą wróżbę. Chwilę później z sali
wyszedł Slughorn i z szerokim uśmiechem na twarzy, zaprosił ich do środka.
Po wejściu Gryfonka zajęła trzy miejsca, a jej przyjaciele
poszli do profesora, by wytłumaczyć mu się z braku książek, a gdy to już
zrobili, zajęli miejsca obok niej.
Pierwsze w tym roku lekcje eliksirów minęły uczniom z
Gryffindoru bardzo szybko. Wysłuchali wykładu o Eliksirze Śmierci, ubarwionego
ciekawymi historiami z życia profesora, przy których Gryfoni wybuchali
śmiechem, a Ślizgoni prychali z pogardą.
Gdy wszystkie lekcje dobiegły końca, Hermiona rozstała się z
przyjaciółmi, którzy ruszyli w stronę boiska do Quidditch'a, a ona sama poszła
do biblioteki, by zająć się zadanymi tego dnia pracami. Buszując wśród książek
czuła się tak dobrze, a odrabianie prac domowych sprawiało jej taką
przyjemność, że dziewczyna wróciła do Pokoju Wspólnego Gryfonów dopiero po
dwudziestej. Zadowolona z efektów swojej pracy pomogła chłopakom z ich
wypracowaniem na Wróżbiarstwo, na które uczęszczali, co Hermiona zawsze
wspominała ze śmiechem, a następnie wysłuchała ich lekko nużących wykładów o
nowej taktyce ich drużyny, dzięki której z pewnością pokonają Ślizgonów.
Po pewnym czasie jednak zmęczenie okazało się za silne, by
mogła dłużej z nimi rozmawiać, więc zabrała wszystkie swoje rzeczy i życząc
chłopakom dobrej nocy, udała się w stronę swojej sypialni. Gdy do niej weszła
zegar pokazywał, ze jest osiem minut po pierwszej, a wszystkie jej
współlokatorki już smacznie spały. Zmęczona dziewczyna postanowiła pójść w ich
ślady i po wzięciu szybkiego prysznica, położyła się w wygodnym łóżku. Nim
zdążyła złożyć jakąś sensowną myśl, Morfeusz porwał ją w swoje objęcia.
Draco Malfoy nie miał takiego szczęścia jak dziewczyna i
mimo ogromnego zmęczenia, nie mógł zasnąć. Od godziny bezskutecznie przewracał
się z boku na bok, ale sen nie nadchodził.
W końcu, zrezygnowany podszedł do okna i otworzył je tak, by
chłodne, nocne powietrze go dosięgło. Musiał pamiętać, by zachowywać się cicho,
żeby przypadkiem nie obudzić swojego przyjaciela. Stał przy oknie i wpatrywał
się w niebo, które akurat tej nocy pełne było migoczących gwiazd. Próbował skupić
się tylko i widocznie na tym widoku, ale coś uparcie mu nie pozwalało. Jego
myśli wciąż krążyły koło wydarzeń z wakacji, kiedy to dowiedział się o swojej
misji, o czasie, w którym jego ojciec został aresztowany, a przy okazji i o
tym, co powiedziała mu dzisiaj ta
głupia szlama Granger. Zastanawiał się nad tym, jak bez podejrzeń sprowadzić
Śmierciożerców do Hogwartu.
Po głowie ciągle tłukły też mu się słowa Czarnego Pana, że
musi zabić Dumbledore’a. O zgrozo, zabić czarodzieja, którego lękał się sam
Lord Voldemort!
Szarpnął oknem i otworzył je jak najszerzej się dało, a
następnie ponownie położył się w swoim łóżku. Wpatrując się tępo w ścianę
powrócił do swoich rozmyślań.