"Zwycięzcami w miłości są pokonani przez miłość."
Cisza przed burzą. Tak można było określić nastrój panujący
w domu przy Grimmuald Place 12. Przebywali tam członkowie Zakonu Feniksa, choć
może trafniej byłoby powiedzieć: Ci, którzy przeżyli.
Wielka Wojna trwała już od trzech lat. Ludzie wciąż ginęli,
zarówno Ci po stronie Zakonu, jak i Śmierciożercy, jednak końca wojny nie było
widać.
W małej, ale przytulnej kuchni w dom Blacków siedział Harry
Potter, dawniej uważany za zbawcę świata czarodziei, teraz- przez wielu
nazywany tchórzem. Obok niego, pochylona nad pergaminem siedziała jego
przyjaciółka, Hermiona. Siedzieli we dwójkę, czekając na powrót reszty osób z
misji, która miała zapewnić im wsparcie centaurów. Walczyli o to niemal od
początku wojny, ale dopiero niedawno udało im się dojść z nimi do porozumienia.
Tego dnia państwo Weasley wraz z synami, oraz kilku aurorów z Zakonu Feniks
wyruszyli na spotkanie z nimi. Wyruszyć musiało przynajmniej kilka osób, gdyż
nie mogli przewidzieć tego, spotka ich po drodze, a ponad to, musieli być
gotowi na to, że centaury jednak nie opowiedzą się po ich stronie i przyjdzie
im z nimi zmierzyć.
W tych trudnych czasach mało było osób, którym ufali.
Hermiona i Harry pozostali w domu, ponieważ po ostatniej
misji, podczas której odwiedzili Ministerstwo Magii, które było pod władaniem
Voldemorta, zostali ranni. Nikt z Zakonu nie chciał ryzykować tego, że kolejny
raz odnieśliby jakieś obrażenia, dlatego- mimo protestów obojga młodych ludzi,
musieli zostać.
Teraz, zmęczeni i źli, że nie mogą pomóc przyjaciołom i nie
wiedzą, co się z nimi dzieje, przeglądali zdobyte przez nich na ostatniej misji
akta. Nie byle jakie akta- kartoteki ludzi, którzy aktualnie byli Voldemortowi
najbliżsi.
Wiele nazwisk, które się tam pojawiały były obce, wielu
ludzi pochodziło zza granicy, co nie wróżyło dla nich dobrze. Oznaczało to
tyle, że Voldemortowi udaje się z powodzeniem rozszerzać swoją działalność na
cały świat. Zakon Feniksa, choć walczący otwarcie i dzielnie, nie mógł się
równać z potęgą Czarnego Pana i jego ludzi. Bo przecież nadzieja umiera
ostatnia.
Niektóre nazwiska brzmiały znajomo, niektóre w sposób bardzo
bolesny.
Snape, Zabini, Malfoy, Nott- tych nazwisk wszyscy się
spodziewali, nie były one dla członków Zakonu żadnym zaskoczeniem.
Ale czy ktokolwiek się spodziewał, że w tych aktach znajdzie
się również tak szanowane nazwisko jak Weasley czy Lovegood?
To właśnie Ginny Weasley i Luna Lovegood stały się główną
bronią Lorda w walce z Zakonem.
Czarny Pan doskonale wiedział, co robi.
Na samym początku Wielkiej Wojny, dziewczyny te chętnie
włączały się w działania prowadzone przez Zakon. Jedna z misji okazała się
jednak ponad ich siły- dziewczyny zostały schwytane przez Śmierciożerców. Próby
uratowania ich z rąk sługusów Lorda za każdym razem okazywały się nieskuteczne.
Aż w końcu, pewnego dnia, Ginny i Luna stanęły po drugiej stronie. Zjednoczyły
się z wrogiem, celując różdżkami w stronę niegdyś bliskich im ludzi.
Potter wstał zza stołu i podszedł do okna, przecierając
dłońmi twarz. Jego przyjaciółka nawet tego nie zauważyła; walczyła z
nachodzącymi do oczu łzami, pochylona nad dokumentami. Z pierwszej strony tych
akt spoglądał na nią ze zdjęcia młody, uśmiechnięty i patrzący jakby z
wyższością na nią, Draco Malfoy. Nie mogąc dłużej wytrzymać, dziewczyna
przestała ze sobą walczyć. Zamknęła teczkę i wybiegła z kuchni. Gdy dotarła do
łazienki, zamknęła za sobą drzwi i zsunęła się po nich na ziemię. Jej szloch
rozniósł się po całym pomieszczeniu, a do głowy napłynęły wspomnienia, przed
którymi nie mogła już się bronić.
4 lata wcześniej…
-Draco, co Ty wyprawiasz?!- warknęła szesnastoletnia
Hermiona, gdy młody Malfoy wciągnął ją za jednej z regałów bibliotecznych i
pocałował.
-Stęskniłem się- odparł i przywołał na usta cyniczny
uśmiech, uwielbiany przez dziewczynę.
-Ktoś nas może zobaczyć, puść mnie- powiedziała, rozglądając
się dookoła. Nie mogła opanować jednak uśmiechu, który pojawiał się, ilekroć
widziała tego przystojnego Ślizgona.
Niedaleko nich rozbrzmiewały głosy.
-Dzisiaj, w Pokoju Życzeń o 20. Pomyśl o łące- wyszeptał i
odszedł, nim zdążyła mu odpowiedzieć.
Przyłożyła dłonie do rozgrzanych policzków, próbując
opanować rumieńce. Odetchnęła kilka razy i wyszła zza regałów. Pożegnała się z
Panią Pince i wyszła, bowiem zapomniała, po co udała się do biblioteki.
-Mam coś dla Ciebie- powiedziała ze śmiechem, siedząc z
Draconem na zielonej łące w Pokoju Życzeń.
-Co takiego?- spytał zdziwiony chłopak, podziwiając
jednocześnie urodę dziewczyny.
Gryfonka zaczerwieniła się lekko, ale zdjęła z szyi
wisiorek- serduszko z jej imieniem, który zawsze ze sobą nosiła.
-Dostałam to od mojej babci- powiedziała cicho- To
najważniejsza pamiątka po niej. Chciałabym Ci to dać, bo.. – po tych słowach
nie była w stanie już nic powiedzieć, ale nie musiała. Chłopak przyciągnął ją
do siebie i mocno przytulił.
Po kilku godzinach rozstała się z chłopakiem, ale wciąż nie
ochłonęła.
Szła hogwardzkimi korytarzami, zastanawiając się-nie po raz
pierwszy, jak to się stało, że ona, właśnie ona zainteresowała tego
przebiegłego, wrednego Ślizgona i dlaczego właśnie nią, zainteresował się sam
Malfoy.
Zaczęło się niewinnie. Wyzwiska, awantura z użyciem zaklęć
i, jak można było się spodziewać, szlaban. Długi i mozolny- porządkowanie akt
woźnego. Początkowo tygodniowy, przez ich ciągłe kłótnie zostawał przedłużany;
najpierw o tydzień, później o miesiąc. Gdy okazało się, że muszą spędzić na
wspólnym szlabanie jeszcze cztery miesiące, zawarli ugodę- koniec kłótni,
wyzwisk, robią to, co potrzebne i odchodzą, by jak najszybciej skończyć ten
szlaban.
Ich zadania było jednak nudne, a nuda skłania do różnych
rzeczy. Dlatego więc zaczęli rozmawiać. Na początku wymieniali ze sobą tylko
kilka nie nieznaczących zdań, ale później ich rozmowy stały się bardziej
osobiste. Po pięciu miesiącach ich szlaban się skończył. Nie zakończyło to
jednak ich znajomości.
Nie zauważyli, kiedy stali się sobie bliscy. Nikt o tym nie
wiedział, nawet ich najbliżsi. W końcu zostali parą. Ich związek nie zaczął się
tak, jak zaczyna się większość związków i taki też nie był. Nigdy nie stali się
parą rodem z tanich romansideł. Często się kłócili, nawet bardzo. Było im
ciężko, bowiem musieli ukrywać się nawet przed najlepszymi przyjaciółmi. Gdyby
wydało się, że szlamę i arystokratę coś połączyło i nie była to nienawiść, nie
skończyłoby się to dla nich dobrze.
Jednak nawet pomimo tego, ich związek trwał już od pół roku
i nic nie zapowiadało tego, że miałby się skończyć.
Właśnie to czyniło Hermionę Granger taką szczęśliwą. Miała
jego i to było dla niej najważniejsze.
***
Pewnego dnia coś się jednak zmieniło. Zamordowany został
bowiem Albus Dumbledore. Dla każdego czarodzieja był to szok. Każdy odczuwał
ból i każdemu towarzyszyło poczucie straty, niezależnie od tego, czy był blisko
tego człowieka, czy tylko słyszał o jego wielkich czynach.
Hermionę dręczyło jednak coś jeszcze. Coś, o czym nie mogła
powiedzieć nikomu, nigdy. Tego samego dnia, gdy zmarł dyrektor, z Hogwartu
zniknął Draco Malfoy. Wszyscy mówili o tym, że to on wpuścił Śmierciożerców do
Hogwartu i że był na szczycie wieży, na której zginął Dumbledore. Zniknął zaraz
po jego śmierci.
Nie powiedział jej o tym, że zamierza odejść. Być może nawet
tego nie planował. Zniknął z jej życia tak nagle, jak nagle się w nim pojawił.
Pozostawił po sobie ból, poczucie straty, tęsknotę, ale przede wszystkim
pozostawił miłość, która trwa w tej dziewczynie przez cały czas.
-Udało się nam!- z takim okrzykiem Molly Weasley wbiegła do
kuchni. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Harry i Hermiona, która zdążyła już
dojść do siebie, wiedzieli ją tak podekscytowaną.
-Czy to prawda?- spytał Potter, z niedowierzaniem patrząc na
Rona, który wyglądał, jakby niedawno stoczył jakąś wielką bitwę.
-Dokładnie tak, udało się nam przekonać te cholerne, uparte
centaury, by z nami współpracowały- odpowiedział mu, patrząc to na niego, to na
Hermionę z lekkim uśmiechem na ustach- Ponad to, centaury ostatnio, nie
uwierzycie, zaprzyjaźniły się z rodziną Aragoga!0- dodał, rozkładając ręce,
chcąc pokazać, jakie to wrażenie na nim wywarło.
-Tego wielkiego pająka, którego hodował Hagrid?- spytała z
niedowierzaniem Granger, a Rudy pokiwał głową.
-Na szczęście rozmawiać z nami przyszło ich tylko kilka, są
naprawdę ogromne, fuj, obrzydliwe, ale dają nam niesamowite możliwości!-
odpowiedział jej z entuzjazmem Weasley.
Dziewczyna uśmiechnęła się z niedowierzaniem, a następnie
pożegnała się ze wszystkimi i poszła do swojej tymczasowej, a jednak od trzech
lat stałej, sypialni.
-Pamiętacie wszystko?- spytał cicho pan Weasley, a wszyscy
którzy byli z nim pokiwali głowami.
To była ich ostatni szansa.
Od rozpoczęcia Wielkiej Bitwy Hogwart był pod władaniem
Lorda Voldemorta i jego sługusów. Od
dwóch lat Zakon Feniksa zbierał sojuszników niemal z całego świata, by móc
stanąć przeciw Lordowi i Śmierciożercom niemal jak równy z równym, mając szansę
na wygraną.
Właśnie nadszedł ten dzień.
Zakon Feniksa napadł na niczego nie spodziewających się
Śmierciożerców. Ich cel był jasny- przejąć Hogwart, który w ostatnim czasie
stał się niejako centrum dowodzenia Czarnego Pana i jego ludzi.
Zakon wszystko dobrze przygotował. Każdy miał wyznaczone
odpowiednie do jego umiejętności zadanie, każdy wiedział, co robić. Wszystko
było dokładnie zsynchronizowane.
Hermiona biegła hogwardzkim korytarzem, próbując odnaleźć
Rona i Harry’ego. Rzucała dookoła siebie zaklęcia, ale stawało się to coraz
trudniejsze, bo Śmierciożerców przybywało. –Tak myślałem, że jeszcze kiedyś się
spotkamy, szlamo- usłyszała za swoimi plecami i z niepokojem obróciła się za
siebie.
-Lucjusz Malfoy- wyszeptała wystraszona, ale jednocześnie
podniosła różdżkę wyżej, przygotowując się na kontratak.
-Pożałujesz, że kiedyś stanęłaś na mojej drodze, Ty i Twoi
przyjaciele!- wrzasnął Malfoy i uniósł różdżkę.
Nim jednak wypowiedział zaklęcie, za jego plecami rozległo
się Avada Kedavra i Lucjusz Malfoy padł martwy.
-Czy Ty zawsze musisz być tam, gdzie nie powinnaś?- warknął
ten, który uratował jej życie, jednak Hermiona nie usłyszała go, wpatrując się
w niego, jak zaczarowana.
-Draco, wróciłeś..- wyszeptała, ale nim zdążyła zrobić
cokolwiek, on położył jej ręce na ramionach i szeptem powiedział:
-Schowaj się. Uciekaj, rozumiesz? To się nie skończy,
Śmierciożercy będą walczyć do końca, nie uda się Wam!
-Nie mogę uciec- powiedziała stanowczo, gdy otrząsnęła się z
transu.
-Możesz, musisz! Błagam, zrób to dla mnie. Uratuj się, nie
pozwól się zabić, Hermiono!
-Nie pozwolę się zabić- powiedziała stanowczo, odsuwając się
od niego i strącając jego ręce z ramion.
W następnej chwili biegła dalej, nie myśląc o tym, co się
wydarzyło. Nie mogła sobie pozwolić na chwile słabości, nie w momencie, gdy jej
najbliżsi walczyli na śmierć i życie.
Rzucała kolejne zaklęcia, walcząc zarówno z nieznajomymi,
jak i tymi, których dobrze znała. Mimo, że serce ściskał jej żal, gdy zabijała,
nie mogła postąpić inaczej, wiedziała o tym.
Wybiegła na błonia, gdzie od razu rzuciła się w wir walki.
-Waleczna lwica, oby tak dalej!- krzyknął do niej Fred
Weasley, walczący nieopodal, tak jak ona, z dwoma przeciwnikami.
Uśmiechnęła się i w tym samym momencie rozprawiła się z
obojgiem swoich przeciwników.
To był ułamek sekundy. Jedno potknięcie, jeden nieostrożny
ruch. Nieuwaga. Jeden moment. Jedno zaklęcie. Obracająca się różdżka w dłoni
zakapturzonej postaci, wycelowana w stronę Granger i usta, wypowiadające te
słowa. Avada Kedavra.
Odwróciła się, ale była już za późno. Zielony promień sunął
w jej stronę, jakby w zwolnionym tempie. Nic nie mogła zrobić, wiedziała, że
umrze. Jej usta wypowiedziały jeszcze jedno słowo: Draco.
I nagle wszystko się zatrzymało. Usłyszała huk, ej niedoszły
morderca wpatrywał się w nią chwilę, a następnie zniknął. Dziewczyna na
początku nie rozumiała, co się stało.
Po chwili jednak zauważyła leżące u jej stóp ciało. To jego
upadek spowodował ten huk.
W jednej chwili błonia wypełnij przerażający krzyk Hermiony.
Krzyk rozpaczy i bólu.
Nie przejmowała się tym, że dookoła wszyscy wciąż walczą.
Nie interesowało ją to, że w każdej chwili i ją może ugodzić mordercze
zaklęcie.
Trzymała w ramionach martwe ciało, wpatrując się w usta,
które układały się w lekkim uśmiechu. Wciąż powtarzała tylko jedno. Draco.
Poświęcił się za nią. Oddał swoje życie, by ona mogła żyć.
Pokazał jej, ze mimo upływu czasu, jego uczucie do niej wciąż trwa.
Dziewczyna przyłożyła swoje rozgrzane czoło do jego,
chłodnego i swoje usta, do jego ust.
Kocham Cię, Draco. Tak mocno, jak tylko można.
Bitwa w Hogwarcie była ostatnią bitwą miedzy sługami Lorda
Voldemorta, a Zakonem Feniksa. Sprawiedliwości stało się zadość. Dobro
zwyciężyło.
Cały świat czarodziei świętował zwycięstwo nad Sami-Wiecie-Kim.
Cały świat, prócz jednej osoby.
Hermiona Granger pozostała na błoniach jako jedyna, pomimo
tego, że ciało Dracona Malfoy’a jak i innych poległych już dawno stamtąd
zabrano.
W dłoni ściskała małe serduszko z jej imieniem, które Draco
miał na szyi.
Piękna miniaturka *.*
OdpowiedzUsuńPłaczę.
OdpowiedzUsuńPiękne.
Smutne.
*.* mamusiu....
OdpowiedzUsuńPłaczę... Piękne.
OdpowiedzUsuńPłaczę... Piękne.
OdpowiedzUsuń