„To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku!”
Nic nie jest wtedy w stanie przywrócić na naszą twarz uśmiechu.
Oczy już nie iskrzą.
Policzki się nie rumienią.
Ciało zamiera, choć przecież nie umieramy.
Jest tak, jakby umarła część naszej duszy.
Narcyza Malfoy słuchała podniosłych słów Ministra Magii, szlochów McGonagall, Molly i Artura Weasley’ów i rodziców Granger.
Siedziała obok męża, wpatrując się w jeden punkt na ścianie, próbując odepchnąć od siebie wszystkie myśli i emocje.
Nie mogła uwierzyć w to, co mówił do nich ten mężczyzna.
Dzieci nie było zaledwie dwa tygodnie, a Minister próbował wmówić zebranym tu ludziom, że ich dzieci, ich małe pociechy! Już się nie odnajdą. Proponował im wystawienie tablic upamiętniających Gryfonów i Ślizgona. Tym samym próbował położyć kres ich nadziei; mówił, że dalsze zamartwianie się i próba poszukiwań jest bezcelowa, bo prawdopodobieństwo, że przetrwali tyle czasu w Zakazanym Lesie, bez jedzenia ani podstawowych środków potrzebnych do przeżycia jest znikome.
-Musimy już iść- usłyszała nad sobą cichy głos Severus’a. Po chwili pomógł jej się podnieść, łapiąc ją pod łokieć z jednej strony; z drugiej pomocną dłoń podał jej mąż.
Gdy wychodzili z gabinetu Ministra, zerknęła kątem oka na rodziców panny Granger.
W tamtym momencie nie myślała o tym, że należą do innego świata, że mają „brudną krew”. Byli takimi samymi rodzicami jak ona, czy Lucjusz, a może i lepszymi.
Podczas przemowy Ministra matka Hermiony szlochała cicho wtulając się w męża, a i on uronił kilka łez.
Gdy jednak mężczyzna skończył swoją przemowę, oboje otarli łzy, a kobieta stanowczym głosem powiedziała, że nie zgadza się na uznanie córki za zmarłą, bo jest pewna, że nic jej nie jest, a jej powrót do domu, to tylko kwestia czasu.
Narcyza była w tamtym momencie pełna podziwu dla tej kobiety.
Jej zamarłe na chwile serce, ponownie zaczęło bić.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu.
Nadzieja nie ma końca. Choć rwie się bez przerwy.
Zmęczony chłopak przetarł dłonią oczy. Miejsce za zbroją,
które wybrał sobie na punkt obserwacyjny dawało mu pewność, że nikt go nie
zauważy, ale było tam ciasno i już zaczął odczuwać, jak drętwieją mu nogi. Mimo
to, nie poruszył się nawet o milimetr.
W pewnej chwili zauważył, że drzwi, które znajdowały się
prawie na wprost jego kryjówki, otwierają się. Dwie pochodnie usytuowane po
dwóch stronach drzwi dawały akurat tyle światła, by Blaise dokładnie widział
osobę, które przez nie wychodziła.
Rudowłosa postać przystanęła na chwilę, lekko oślepiona
światłem. Rozejrzała się dookoła, a następnie ruszyła w stronę wyjścia. Gdy
zniknęła mu z oczu, Zabini wyszedł ze swojej kryjówki.
Kilka minut później szedł już korytarzem, wśród tłumów
uczniów, starając się nie myśleć o tym, co musiał zrobić i jakie będą
konsekwencje jego czynu.
Dłoń, którą trzymał w kieszeni, miał zaciśniętą na małej
fiolce, w której znajdowało się kilka włosów Ginny Weasley.
Ta historia dopiero się rozpoczęła.
-Theo, w ten sposób mu nie pomożemy.
-Ty nic nie rozumiesz, Pansy!- odburknął jej chłopak,
gwałtownie się odwracając- Nie wiem, czemu Blaise tak bardzo chce utrzymać tą
Gryfonkę przy życiu, ale ani jemu, ani nam nie przysporzy to niczego dobrego.
Dobrze wiesz, że Czarny Pan w końcu zorientuje się, że nie wszystko idzie
zgodnie z planem. Już wystarczająco wściekł się, gdy zniknął Draco. Jeśli i
Blaise nie wykona swojego zadania, wszystko spadnie na nas!- mówił wzburzony
chłopak, coraz bardziej podnosząc głos.
-Dlatego właśnie musimy mu pomóc!- odparła Parkinson,
podnosząc się ze swojego miejsca- Też nie rozumiem, dlaczego bawi się z tą małą
w kotka i myszkę, zamiast ją zabić, tak jak kazał mu Czarny Pan, ale w tym
szaleństwie może być metoda.
-Musimy z nim porozmawiać. Jak najszybciej- zadecydował Nott
i szybkim krokiem ruszył do drzwi.
Pansy, chcąc nie chcąc, musiała ruszyć za chłopakiem. Idąc
kilka kroków za nim, rozmyślała o misji Diabła, o nagłym zniknięciu Dracona i o
tym, czy ma ono coś wspólnego z misją, z którą sobie nie radził, czy też
naprawdę stało mu się coś poważnego.
Przytłaczały ją niepewność i bezradność.
Oddałaby wiele, by wrócił, bo zależało jej na nim.
Mimo, że on nigdy do końca nie docenił jej ani tego, co dla
niego robiła ona zawsze stała obok, gotowa spełniać zachcianki chłopaka.
Taka już była. Przez większość osób uważana za głupiutką
osóbkę, lekkoducha, osobę, której do szczęścia wystarczy bogaty,
przystojny chłopak i puderniczka w dłoni.
Czasem nawet ona sama tak o sobie myślała.
Prawda była jednak inna.
Pansy była małą, zagubioną w świecie dorosłych dziewczynką,
na siłę poszukującą akceptacji. Do szaleństwa zakochaną dziewczyną, w chłopaku,
który nie kochał nikogo poza samym sobą.
-Uważaj jak łazisz- usłyszała nagle nad sobą dziewczyna, a
gdy uniosła wzrok dostrzegła wpatrzone w nią duże oczy, które ciskały w jej
stronę pioruny.
-Przepraszam..- wymamrotała potulnie i ruszyła dalej, by
dogonić Nott’a.
Bystre oczy rudowłosego Gryfona wpatrywały się w dziewczynę,
dopóki ta nie zniknęła za zakrętem.
Przepraszająca Ślizgonka? Tego się Ron Weasley nie
spodziewał.
Gdy Harry’emu udało się wreszcie odnaleźć swoich towarzyszy,
niebo upstrzone było tysiącami gwiazd. Na początku ani Draco, ani Hermiona nie
zauważyli Potter’a; Ślizgon prawie zasypiał z głową opartą o pień drzew, a
Gryfonka siedząca na dużym kamieniu pogrążona była w lekturze.
-Coś nam się nie udają nasze ostatnie wspólne podróże,
prawda?- spytał Chłopiec, Który Przeżył, by zwrócić na siebie ich uwagę.
-Harry!- krzyknęła Granger, a chwilę później jedynym, co
Gryfon widział była burza brązowych loków.
-Wybaczysz mi że nie rzucę Ci się na szyję, Pottuś?- spytał
Draco, gdy dziewczyna się od niego oderwała.
-Będzie ciężko, ale nie mógłbym Ci nie wybaczyć, Dracusiu-
odpowiedział mu Harry, szczerzą zęby w takim uśmiechu, jakby rozbolał go ząb.
-Jesteście niereformowalni- westchnęła dziewczyna, wracając
na swoje wcześniejsze miejsce. Na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech.
Ponownie byli razem, odzyskała przyjaciela, co więcej: gdy
patrzyła na stojących naprzeciw siebie chłopców, wydawało jej się, że między
nimi może wreszcie zapanować zgoda.
Nie wiedziała jednak, jak bardzo się myli.
Siedząca na Wieży Astronomicznej Ginny wzdrygnęła się lekko, gdy poczuła na swojej skórze chłodny wiatr. Siedziała w tym miejscu od pory obiadowej, a teraz na niebie było już widać gwiazdy.
Długo rozmyślała nad tym, czy powinna powiadomić kogoś o swoich przypuszczeniach.
Zdecydowała jednak, że nie może zawracać nikomu głowy swoimi domysłami, zwłaszcza że wszyscy wciąż przeżywają to, co przydarzyło się Hermionie, Harry’emu i Malfoy’owi.
Hermiona. Ona wiedziałaby, co zrobić. Jednak jej nie było, a Ginny musiała radzić sobie sama.
Nie mogła zrozumieć postępowania tego chłopaka.
Wydawał jej się taki inny. Myślała, że chce jej pomóc i że ją lubi.
Okazało się jednak, że był zwykłym, kłamliwym Ślizgonem, do tego bardzo niebezpieczny.
Nie wiedziała, co takiego zrobiła i dlaczego on jej to robi.
Czuła się rozbita i sfrustrowana faktem, że nie ma pojęcia, co takiego działo się z nią podczas tych momentów, w których była pod wpływem Ślizgona. Złość i bezsilność próbowała wyrzucić z siebie wraz z łzami, ale nie bardzo jej się to udawało.
Kolejny raz zawiodła się na kimś, na kim jej zależało. Jednak Ślizgon zawsze pozostanie Ślizgonem.
Są ludzie, których uprzejmość gorsza jest od bezczelności.
-Jak to, chciałbyś tu zostać?- warknęła na swojego
przyjaciela panna Granger, usiłując zrozumieć to, co właśnie powiedział.
-Nie rozumiesz tego Hermiono, i wybacz mi, ale choćbyś się
starała, nie zrozumiesz! Mam jedną,
jedyną okazję poznać swoich rodziców, i nie mam zamiaru z niej nie skorzystać!-
mówić to, patrzył raz na dziewczynę, raz na Ślizgona, wyzywającym wzrokiem.
-Wydaje mi się, że to Ty nic nie rozumiesz, Harry!-
powiedziała, wskazując na niego oskarżycielsko palcem- Im dłużej tu
pozostaniemy, tym trudniej będzie nam wrócić do domu. Według wskazówek, które
dostaliśmy od Założycieli, wydedukowałam, że Mgły pozwolą nam ponownie
przenieść się w czasie jutro. Jutro, rozumiesz? Nie zostaniemy tu ani dnia
dłużej.
-Dlaczego jesteś taką egoistką, Granger? Dlaczego!?-
wykrzyknął jej Chłopiec, Który Przeżył, ale natychmiast pożałował swoich słów.
-Egoistką?- powtórzyła dziewczyna, w jej oczach zaczęły
zbierać się łzy- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nie wrócimy, to już
nigdy nie będę miała możliwości zobaczenia swoich rodziców? Pomyślałeś o tym?
Pomyślałeś o tym, co w naszych czasach przeżywają moi rodzice, rodzice
Malfoy’a, państwo Weasley, Ron, Ginny? Zastanowiłeś się przez chwilę nad tym,
co oni mogą czuć? To nie jest Twój świat, nasz świat. To miejsce jest obce i
nigdy nie stanie się dla nas domem, bo tak naprawdę nigdy nie powinno nas tu
być- po tych słowach ominęła chłopaka i ruszyła wijącą się ścieżką.
-Głupia Granger- warknął Malfoy i szybko zbierając z ziemi
swoją bluzę i różdżkę udał się za Gryfonką.
Potter, wciąż poruszony słowami dziewczyny, ale równocześnie
ciągle przekonany do swojego pomysłu postanowił ruszyć za nimi.
Nim wykonał pierwszy krok po lesie rozszedł się przerażający
kobiecy krzyk. Krzyk Hermiony.
Czyli wszystko jasne Zabini ma zabić Ginny mam nadzieję że jednak do tego nie dojdzie. Rozdział bardzo fajny ale nadal jest tyle zagadek. Czekam z niecierpliwością na to co dalej się wydarzy. Karola
OdpowiedzUsuńZagadki i niewiadome, które są obecnie, wyjaśnią się z upływem czasu, możesz być pewna (:
UsuńPozdrawiam serdecznie *: