Chciałabym Wam bardzo podziękować za każdy komentarz, który umieszczaliście pod poprzednim postem ;) Takie komentarze motywują do dalszego pisania, jestem Wam za to wdzięczna.
Oprócz podziękowań, mam też do Was pytanie: Gdzie mogę napisać, czy też co mogę zrobić, gdy przy próbie bezpośredniego wejścia na mojego bloga zostaję przekierowana na stronę blogspotu?
A teraz zapraszam na nowy rozdział : )
~~
Aurorzy przeczesywali tereny Zakazanego Lasu już od ponad
godziny, ale nie uzyskali żadnych rezultatów.
W gabinecie dyrektora Hogwartu siedzieli państwo
Weasley’owie, oraz Narcyza i Lucjusz Malfoy, który został wypuszczony z
Azkabanu ze względu na okoliczności zaginięcie jego jedynego dziecka. Zaraz za
Lucjuszem stał Kingsley Shacklebolt, który dostał zadanie pilnowania tego
więźnia dawdzieścia cztery godziny na dobę- tylko na takich warunkach Malfoy
mógł przedwcześnie opuścić więzienie.
W gabinecie znajdował się również sam dyrektor i opiekunowie
zaginionych uczniów- profesor McGonagall i Snape, oraz Minister Magii,
Korneliusz Knot.
-Czy już coś wiadomo? Cokolwiek?- spytała cicho Narcyza,
która wciąż nie mogła się pogodzić z tym, że nie ma pojęcia, co dzieje się z
jej jedynym synem.
-Niestety, oprócz różdżki panny Granger w miejscu, z którego
uprzednio wystrzelili czerwone iskry, nie znaleźliśmy nic.
-Mają ze sobą tylko dwie różdżki..- powiedziała
zachrypniętym głosem Molly Weasley, a następnie przytuliła się do męża.
-Uważam za skrajnie nieodpowiedzialne, Albusie że pozwoliłeś
na to, by szóstka uczniów wyruszyła do Zakazanego Lasu pod opieką gajowego,
który jak wiadomo stwarza zagrożenie sam dla siebie.. Wszyscy wiemy o jego
uwielbieniu do dziwnych, niebezpiecznych zwierząt i wiemy, z czym to się zwykle
wiązało..
-Korneliuszu, mam do Hagrida całkowite zaufanie i jestem
przekonany, że to co się tam wydarzyło nie ma z nim nic wspólnego- odparł na
zarzuty Ministra dyrektor.
-Nie masz pojęcia, co tam się wydarzyło, Dumbledore i nie
możesz mieć pewności, że ten przygłupi gajowy nie ma z tym nic wspólnego!
-Lucjuszu, prosiłbym Cię, byś trzymał nerwy na wodzy, jeśli
chcesz tu przebywać. Nie mniej jednak zdaję obie sprawę, że fakt zaginięcia
tych uczniów na terenie szkoły pociągnie za sobą olbrzymie konsekwencje
względem mnie, wolałbym jednak byśmy zajęli się uprzednio sprawą tych uczniów,
bo jest to sprawa pierwszorzędna- powiedział ponownie Dumbledore, splatając
palce.
-Tak, tak, to tym powinniśmy się zająć- przytaknął Knot- Za
chwilę przybędzie tu więcej aurorów, część z nich będzie musiała porozmawiać z
pozostałą trójką uczniów, niczego nie możemy wykluczyć, taak..
-Czy Ty coś sugerujesz, Korneliuszu?
-Ależ Minewro, niepotrzebnie się denerwujesz. Musimy tylko
wziąć pod uwagę wszystkie opcje i..- nie dokończył, gdyż w gabinecie rozległo
się głośne pukanie.
-Proszę- rozległ się donośny głos dyrektora, a do środka, z
pewnym trudem, wszedł Rubeus Hagrid.
Trójka uczniów siedziała na lekko wilgotniej trawie, niemal
na krańcu Zakazanego Lasu. Schowani za drzewami byli niezauważalni, a
jednocześnie znajdowali się na tyle blisko, że mogli obserwować zamek. Chociaż
bardziej poprawnym sformułowaniem byłoby: nowo budowany zamek.
Wszystko było tak inne od tego, co znali, przez co ich myśli
i emocje wręcz gotowały się w ich wnętrzu.
Nigdzie nie było setek uczniów, którzy zawsze wylegali na
błonia.
Hermiona wpatrywała się w puste miejsce, w którym normalnie
znajdowała się Wieża Gryffindoru. Była tam jedynie pustka, tak samo jak w
miejscu Wieży Astronomicznej. Wejścia do zamku nie strzegły ogromne wrota.
Chatki Hagrida nigdzie nie dało się dostrzec, bo tak jak wielu elementów zamku,
po prostu jej nie było.
Jeszcze, czy już nie było?
-Musimy dostać się do zamku- wymruczała Hermiona, a później
ziewnęła.
-Chcesz tam wchodzić?- spytał Draco, zbyt zmęczony, by
zdobyć się na pogardliwy ton.
-Chyba nie mamy innego wyjścia.. Nie mamy pojęcia która
godzina, jaki jest dzisiaj dzień, nie wiemy nawet, który to rok! Jesteśmy przemarznięci,
od dłuższego czasu nic nie jedliśmy.. Cholera!- krzyknęła na koniec Gryfonka,
wstała i zaczęła spacerować wokół chłopaków, raz po raz tupiąc nogą, jakby
chciała dać upust swojej złości.
Po kilku, a może kilkunastu minutach usiadła, czując bezradność.
-Hermiono, dałabyś radę rzucić na nas jakieś zaklęcia, by
nikt nas tutaj nie zauważył i nie usłyszał?- spytał Harry, a dziewczyna powoli
pokiwała głową- Jesteśmy zmęczeni..
-I głodni- wtrącił Draco, za co Potter obrzucił go wściekłym
spojrzeniem.
-Wytrzymamy jeszcze bez jedzenia, sen wydaje mi się bardziej
potrzebny- mówił dalej chłopiec z blizną- Jest tu dużo liści, zróbmy sobie
prowizoryczne posłania i po prostu dajmy sobie trochę czasu na odpoczynek.
Pozostała dwójka zgodziła się z nim jedynie kiwając głową.
-No cóż, to teraz moja rola. Harry, daj mi różdżkę-
powiedziała Granger, zadowolona że może coś zrobić i że mają jakiś plan.
Lepszy przecież taki plan, niż żaden.
Chwilę później trójka nastolatków spała w najlepsze i nie
zbudziły ich nawet hukania sów nad ich głowami.
Ginny z pewnym trudem oderwała głowę od poduszki. Bolała ją
ona niemiłosiernie- nieprzespana noc, potok wylanych łez i stres dały o sobie
znać.
Gdy wstała, zorientowała się, że jest w dormitorium sama.
Chwilę wpatrywała się w wiszący zegar, nim dotarło do niej, że jest godzina
szesnasta.
Szybko podeszła do szafy, chwyciła ubrania i udała się do łazienki,
by wziąć szybki, ale orzeźwiający prysznic.
Zdejmowała z siebie poszczególne części garderoby trzęsącymi
dłońmi. Starał się nie myśleć o tym, że od czasu kiedy ostatni raz rozmawiała z
McGonagall minęło kilka godzin i że w tym czasie wiele mogło się zdarzyć. Wiele
niekoniecznie dobrych rzeczy. Ignorując szybko bijące serce i kropelki potu na
czole, weszła do kabiny.
Strumień zimnej, wręcz lodowatej wody spadał na jej ciało,
ale ona ledwo zdawała się to rejestrować. Strach zawładnął nią całkowicie i nie
była do końca świadoma tego, co robi.
Po wyjściu z kabiny prysznicowej, szybko się ubrała i
zbiegła do Pokoju Wspólnego, w poszukiwaniu swojego brata.
Znalazła go siedzącego w fotelu koło kominka. Ron siedział
sam, na kolanach miał książkę, do której- jak przypuszczała Ginny, nawet nie
zajrzał. Nie zauważył, gdy stanęła obok; pogrążony w swoich myślach nie
rejestrował tego, co działo się dookoła niego.
-Ron?- spytała cicho, a ten spojrzał na nią lekko
nieprzytomnym wzrokiem- Idziemy do McGonagall?
Pokiwał na to tylko głową i razem wyszli z Pokoju Wspólnego
Gryfonów.
-Harry?
Przewrócił się na drugi bok; coś zaczęło łaskotać go w nos.
Wymamrotał „jeszcze chwilę”, i wcisnął twarz w poduszkę. Po chwili
poruszył się niespokojnie, a następnie usiadł.
-Hermiono, co Ty robisz w naszym dormitorium?- spytał nie do
końca rozbudzony Potter.
Dziewczyna zachichotała, a później wyciągnęła do niego rękę.
-Wstawaj, mamy misję do spełnienia- powiedziała mu, wciąż
mając na twarzy uśmiech.
-Co Ty mówisz?- odparł, chwytając jej rękę.
Dopiero gdy wstał i rozejrzał się, zrozumiał dlaczego
dziewczyna się z niego śmiała. Nadal znajdowali się w Zakazanym Lesie- w
Zakazanym Lesie, a nie w ich przytulnym, miłym i swojskim dormitorium w Wieży
Gryffindoru.
-No ruszcie się, umieram z głodu- jęknął Malfoy, a Harry i
Hermiona, jak na zawołanie przewrócili oczami.
Gdy stanęli już na skraju lasu spojrzeli po sobie. Żadne z
nich się nie mogło wykonać dalszego kroku- działali pod wpływem strachu, choć
nie przyznawali się przed sobą do tego, że się boją.
Pierwsza ruszyła Hermiona. Najtrudniejsze było dla niej
wykonanie pierwszego kroku; kolejne tylko utwierdzały ją w słuszności podjętej
decyzji. Kawałek za nią szli chłopcy- znów ramię w ramię.
Sytuacja, w której się znaleźli wymusiła na nich współpracę.
Nie byli już trójką mieszkańców innych domów w Hogwarcie, żywiącymi do siebie tylko wrogie uczucia.
Byli trójką nastolatków zagubioną w czasoprzestrzeni. Zdani
byli tylko na siebie, nienawiść- niezależnie, czy tego chcieli czy nie, musieli
odłożyć na bok. Mieli w tamtym momencie tylko siebie. Dwójka Gryfonów i Ślizgon
musieli nauczyć się współpracować.
-Naprawdę nic nie znaleziono, żadnych śladów?- spytała cicho
najmłodsza latorośl Weasley’ów ze łzami w oczach.
Profesor McGonagall pokiwała jedynie głową nie patrząc na
nią, ani na towarzyszących jej dwóch chłopców- brata Ginny i Diabła.
Bezsilność, która ich ogarniała była nie do zniesienia.
-Nie wierzę!- odezwał się nagle Blaise, a czując na sobie
spojrzenia pani profesor i Gryfonów dodał- Nie mam pojęcia co tam się
wydarzyło, ale trójka uczniów nie może zniknąć od tak. Niech Pani pomyśli, co
musiało się stać, że Granger wypuściła z ręki różdżkę! Co takiego ich
zaatakowało, że ją straciła? Rozmawiała Pani z Hagridem, zresztą po to nas tam
wysłaliście- w tym lesie czai się coś niebezpiecznego i to najprawdopodobniej
było przyczyną ich zniknięcia. Przecież ktoś musi coś wiedzieć!
-Panie Zabini, niech pan nie podnosi głosu!- powiedziała
surowo Minewra- W Ministerstwie już dokładnie zbadano, jakie zaklęcia ostatnio
rzucała Panna Granger i nie wygląda na to, by z kimś walczyła. Tak naprawdę nie
wiemy, co tak naprawdę czai się w Zakazanym Lesie. Dzisiaj rano rozmawiałam z
Hagridem, tak samo zresztą jak profesor Dumbledore i sam Minister Magii, ale
niestety, nic nie udało nam się ustalić. Hagrid rozmawiał nawet z centaurami,
ale Ci są w stanie powiedzieć jedynie, że ostatnio nie mogą patrzeć w gwiazdy,
bo przysłania im je ciemna masa.
-Może to o to chodzi?- spytał Blaise, już jakby odrobinę
nieobecny, próbujący przypomnieć sobie coś, co pasowałoby do pojęcia „ciemna
masa”.
-Myślę, że chodzi po prostu o to, że w ostatnim okresie
pogoda nieco się pogorszyła. Nie doszukujcie się w tym jakiś ukrytych potworów,
proszę. Profesor Dumbledore już się tym zajmuje, a Wy nie powinniście się
narażać. Nie przerywaj mi, Weasley- skarciła Rona, by następnie dodać- Wystarczy,
że zaginęła nam trójka uczniów, nie potrzebujemy ich więcej, dlatego jutro
pojawicie się na lekcjach. Nie ma żadnego ale, Zabini. A teraz zmykajcie do
siebie, no już.
Na pożegnanie mruknęli jej tylko ciche „do widzenia”
i szybko wyszli z gabinetu nauczycielki transmutacji.
Po ich wyjściu Minewra zasiadła za biurkiem. Przeczesała
dłonią włosy, a następnie przetarła nią lekko twarz. Ostatnie wydarzenia
niewątpliwie były dla niej przykrym doświadczeniem- wyglądała, jakby w ciągu
tej jednej doby przybyło jej kilka lat.
-Profesor Dumbledore prosi, byś przyniosła mu do gabinetu
najstarszą „Historię Hogwartu” jaką dysponuje nasza szkoła- rozległo się nagle
z jednego z portretów.
McGonagall pokiwała głową, nie okazując zdziwienia na prośbę
dyrektora, i chwilę później zniknęła za drzwiami.
-Słyszeliście?- szepnęła Hermiona, nim skręcili do
korytarza, który miał ich zaprowadzić do Wielkiej Sali.
Uznali, że to będzie odpowiednie miejsce do tego, by zacząć
poszukiwania; odpowiednie, by dowiedzieć się czegoś o świecie, w którym się
znaleźli.
Po chwili i chłopcy usłyszeli głosy, o których mówiła
Hermiona.
-Przecież chyba o to nam chodzi, prawda? Musimy się
dowiedzieć, gdzie jesteśmy, czy też… Który to rok- mówił Draco, a z każdym
słowem malała jego pewność siebie, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, jak
absurdalnie brzmi to, co mówi- I myślę, że Ci ludzi mogą nam jakoś pomóc.
Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. Po cichu powiedziała
chłopakom, by wyciągnęli różdżki i nie próbując nawet ukrywać tego, że się tu
znajdują, ruszyli szybkim krokiem do Wielkiej Sali.
Nie było wiadomo, kto był bardziej zdziwiony widokiem, który
zastali.
Oni- zaskoczeni wyglądem Wielkiej Sali- nieukończonej, innej
od tej, którą znali, wciąż przygotowywanej, czy może dwie kobiety, widzące dwóch
chłopców i dziewczynę- z czego pierwsza dwójka celowała w nie różdżkami,
dziwnie ubranych i nie podobni do żadnych innych ludzi, z którymi miały do
czynienia.
-Godryk! Salazar!- krzyknęła nagle jedna z kobiet i nim
Draco i Harry zdążyli się zorientować leżeli na ziemi, związani niewidzialnymi
linami, a nad nimi, celując różdżkami w Hermionę stały dwie kobiety.
-Tylko nie to..- powiedziała Hermiona i odsunęła się pod
ścianę.
Nie zdawała chyba sobie do końca sprawy z tego, w jakim
położeniu się znalazła, bowiem odkąd jedna z kobiet wypowiedziała te dwa, tak
znane, imiona ona od razu zorientowała się, na jakie czasy trafili.
-To przecież niemożliwe..- mówiła dalej do siebie, a Draco
spojrzał na nią jak na kogoś, kto postradał zmysły.
-Granger, do cholery zrób coś!- warknął, siłując się z
linami.
-Ty nic nie rozumiesz!- krzyknęła dziewczyna i kopnęła
leżącego chłopaka w nogę.
-Och, nie rozumiem? Może i tak, ale zdaję sobie sprawę z
tego, czego ty chyba nie raczyłaś zauważyć! Jesteśmy związani, a w Ciebie
celują różdżkami jakieś dwie nawiedzone kobiety!
-Uważaj na słowa, chłopcze- powiedział ktoś stojący w
drzwiach.
Gdy Hermiona się odwróciła, choć wcale nie musiała, by
wiedzieć, kto za nią stoi, zakryła dłonią usta.
-Co tu się dzieje?- spytał drugi mężczyzna, widząc leżących
na ziemi chłopców i zerkając na dziewczynę, w którą wycelowane były dwie
różdżki.
-Ci tutaj- wskazała dłonią kobieta, która wcześniej ich
wołała- Wtargnęli tu i chcieli nas zaatakować- powiedziała z przekonaniem o
słuszności swojej wypowiedzi.
-Przecież to nie było tak!- ryknął Malfoy, a Hermiona po raz
kolejny kopnęła go w nogę.
-Zamknij się idioto!- warknęła na niego, i zdawała się nie
zwracać uwagi na to, że czwórka czarodziei- niewątpliwie starszych i o wiele
bardziej utalentowanych od nich, stoi nad nimi i celuje w nią różdżkami.
-I Ty niby chcesz mnie uciszać, szla…- zaczął chłopak, ale
nie dokończył, bo Hermiona stanęła na jego stopie, a on wydobył z siebie tylko
jęk bólu.
-Mówiłam, że nic nie rozumiesz- powiedziała do niego
ponownie, a następnie odwróciła się w stronę stojących i wpatrujących się w nią
czarodziei i ku zaskoczeniu obu jej towarzyszy powiedziała- Wiem, kim
jesteście.
-I jesteś pewny, że to nie jest tylko, jak mówiła
McGonagall, wpływ pogody?- spytała lekko niedowierzając, Ginny.
Od pół godziny ona i Ron siedzieli w bibliotece,
przyglądając się Zabiniemu, który szukał czegoś w najstarszych najdziwniejszych
książkach, z jakimi się spotkali.
Zabini skomentował jej pytanie tak znaczącym spojrzeniem, że
dziewczyna postanowiła mu zaufać.
-To czego mam szukać?- powiedziała, siadając obok niego.
Uśmiechnął się do niej i odpowiedział, a po pięciu minutach
oboje siedzieli z nosami w olbrzymich tomach o dziwnych nazwach.
-Cholerne liny, ręce nadal mnie bolą- marudził Malfoy, ale
gdy poczuł, że Hermiona kopie go w kostkę, zamilkł.
-To takie niesamowite!- powtórzyła kolejny raz Gryfonka, na
co Draco i Harry przewrócili oczami.
Od godziny siedzieli w obszernym i przytulnym, choć
nieukończonym pomieszczeniu, które w przyszłości, jak powiedziała Granger swoim
towarzyszom, jest Pokojem Wspólnym Krukonów.
Na początku czterej Założyciele byli bardzo nieufni wobec
nastolatków, dlatego podczas gdy Hermiona opowiadała im wszystko zaczynając od
szlabanu, kończąc na ich wejściu do tego zamku i wpadnięciu na nich, Harry i
Draco leżeli na podłodze w Wielkiej Sali, wciąż splątani niewidzialnymi
więzami.
Później jednak nie mieli podstaw, by nie uwierzyć i przede
wszystkim by nie pomóc trójce zagubionych i głodnych nastolatków.
Zabrali ich do jednej z prawie ukończonych sal, gdzie
posadzili ich na dużych, wygodnych poduszkach, gdyż nie było tam żadnych mebli,
rozpalili w kominku, który o dziwo, już się tam znajdował i poczęstowali trochę
dziwnie wyglądającym, ale jak się później okazało, pysznym jedzeniem.
Gdy już się najedli, ich gospodarze zaczęli opowiadać swoją
historię, choć już nie tylko Hermiona, ale i Harry i Draco domyślili się, z kim
mają do czynienia.
Dość dużo czasu zajęło im dojście do siebie po usłyszeniu,
że znaleźli się w roku 966, choć przecież spodziewali się takiej odpowiedzi.
Helga, Rowena, Godryk i Salazar okazali się bardzo mądrymi i
przyjaźnie nastawionymi do nich osobami, pomimo początkowych nieprzyjemnych
zdarzeń.
Podczas gdy Malfoy i Potter byli wciąż przestraszeni
sytuacją, w której się znaleźli, Hermiona wydawała się oczarowana- chciała
dowiedzieć się wszystkiego, a także pomóc w budowie zamku.
Po kilku godzinach bezustannej pogawędki, Rowena
zaprowadziła gości do sypialni- chłopcy spać mieli w jednym pomieszczeniu,
Hermiona w innym, który jednak znajdował się blisko pokoju jej towarzyszy.
-Czy ona jest normalna?- spytał Draco Harry’ego, gdy zostali
sami.
Chłopiec, Który Przeżył domyślił się, że ten ma na myśli
jego przyjaciółkę, ale na jego słowa tylko się zaśmiał.
-Pierwszy się kąpię- powiedział, i szybko chwycił ubrania i
ogromny, biały ręcznik, które już leżały na jego łóżku.
„Ten zamek kryje wiele tajemnic, choć nawet jeszcze nie
jest skończony” powiedziała im Helga nim odeszli i Potter musiał się teraz
z nią zgodzić.
Wziął szybki prysznic w prowizorycznej, jak się okazało,
łazience i szybko wskoczył pod ciepłą, wygodną pościel.
Pół godziny później z łazienki wyszedł jego tymczasowy
współlokator. Podnosem mruczał nieprzyjemne uwagi pod adresem ludzi, którzy
zajmowali się wyposażeniem tej łazienki.
-Dobranoc, Potter- rzucił i wskoczył na swoje łóżko.
-Branoc, Malfoy- odpowiedział mu i zaśmiał się cicho.
Życie czasem potrafi bardzo zaskoczyć.
Gdy już prawie odpłynął w krainę snu, przebudziło go
delikatne pukanie do drzwi.
-Czego znowu?- warknął zirytowany Draco, któremu też prawie
udało się zasnąć.
Zdziwili się, gdy do środka weszła drobna postać z
wilgotnymi włosami opadającymi na jej plecy.
-Mogę na chwilę?
-Ech, przecież i tak wejdziesz, Granger- odpowiedział jej
Smok i rzucił się na swoją poduszkę.
-Choć tutaj, zmarzniesz- powiedział Harry, odchylając jej
kołdrę, a dziewczyna zwinnie usiadła na łóżku przyjaciela, przykrywając się
nią.
-Nie wiem, czy Weasley by to pochwalił- odezwał się ponownie
Draco, lekko zachrypniętym głosem. Chłopak był bardzo zmęczony, a fakt, że był
również syty i było ciepło, potęgował tą senność.
Oboje Gryfoni zignorowali jego uszczypliwą uwagę.
-Nie mogę zasnąć- zaczęła cicho Hermiona, a później dodała
głośniej, by słyszał ją również Ślizgon- Martwi mnie to wszystko.
-Wcześniej wydawałaś się zachwycona.
-Malfoy, jak Ty nic nie rozumiesz. Otrzymaliśmy ogromną
szansę! Poznaliśmy samych założycieli Hogwartu i możemy zobaczyć, jak wyglądała
budowa zamku. Pochodzimy z przyszłości, tak to dla nich wygląda, wiecie jakie
to niesie dla nas możliwości, możemy porównać życie tutaj i to tysiąc lat
później…
-Są takie chwile, kiedy się Ciebie boję- wtrącił Ślizgon,
udając przerażenie.
-Ale może się też okazać..- kontynuowała, nie zwracając
uwagę na wtrącenie chłopaka.
Drobne dłonie zacisnęła na pościeli tak, ze pobielały jej
kostki. W oczach czaiły się łzy, których jednak nie pozwoliła płynąć ze względu
na Dracona.
-Może się okazać, że nie damy rady wrócić do domu.