Noc. Jest to ta część doby, na którą większość czeka z
utęsknieniem. Pozwala oderwać się od trudów dnia codziennego i odpocząć. Wraz z
nocą przychodzi sen, który przynosi ukojenie. Są jednak takie wydarzenia, które
sprawiają, że noc wcale nie staje się przyjemniejsza od dnia, a tak bardzo
wyczekiwany sen, nie chce nadejść. Taka właśnie noc przypadła po ciężkim dniu
byłej prefekt Gryffindor’u, Hermionie Granger. Dokładnie o drugiej dziesięć,
dziewczyna wstała z łóżka i poszła do łazienki. Już po pięciu minutach wyszła z
niej, ubrana i odświeżona, jakby przygotowywała się do kolejnego, zwykłego dnia
nauki. Następnie cicho, żeby nie obudzić współlokatorek, wyszła z sypialni.
Równie cicho pokonała Pokój Wspólny i wyszła na korytarz, nie reagując na
gniewne pomruki Grubej Damy. Kierowała się w tylko sobie znanym kierunku. Wbrew
pozorom, dziewczyna nie zwariowała.
Odkąd wróciła z przyjaciółmi od dyrektora nie mogła przestać
myśleć o tym, co się wydarzyło tego dnia. Mimo wielu prób zaśnięcia, nie udało
jej się udać w objęcia Morfeusza. Przez prawie cztery godziny przewracała się z
boku na bok. Cisza, którą przerywały jedynie miarowe oddechy jej współlokatorek
oraz skrzypienie jej łóżka, była dla niej przerażająca. Właśnie dlatego
postanowiła, wbrew regulaminowi, udać się na nocną przechadzkę. Nie wiedząc
kiedy, dotarła na Wieżę Astronomiczną. Lubiła to miejsce, zawsze mogła tu
przyjść i w spokoju porozmyślać. Kojarzyło jej się, nie wiedzieć czemu, z
domem. Dziewczyna wychyliła się lekko przez barierkę, a nocny, rześki wiatr
owionął jej twarz. Po chwili uniosła głowę w górę. Niebo oświetlone było
milionami gwiazd. W oddali, za drzewami Zakazanego Lasu ukryty był księżyc. Po
chwili wpatrywania się w niebo, dziewczyna oderwała dłonie od barierki i zeszła
z wieży. Nie zauważyła ciemnej, niemal czarnej mgły, która rozpływała się przy
Zakazanym Lesie, dzięki czemu reszta jej nocy upłynęła spokojnie.
Gdy Granger wyszła rano ze swojego dormitorium usłyszała, że
w Pokoju Wspólnym panuje jakieś poruszenie. Przyspieszyła kroku, chcąc znaleźć
się szybciej na miejscu. Potter stał razem z Ginny i Ronem, a otaczali ich
chyba wszyscy uczniowie z domu Godryka Gryffindor’a. Panna Weasley miała
opuszczoną głowę, a miny Harry’ego i Rona były nietęgie. Osoby, które ich
otaczały wydawały się Hermionie o krok od dokonania linczu na jej
przyjaciołach. Szybko domyśliła się, że dowiedzieli się oni już o wczorajszej
bójce i jej konsekwencjach. Podeszła do przyjaciół z lekkim uśmiechem, chcąc
dodać im otuchy. Zewsząd towarzyszyły im szepty mieszkańców ich domu.
-Zupełnie nie myślą o nas..- usłyszała Panna Granger, gdy
przychodziła obok wysokie blondynki z trzeciego roku.
-Chłopiec-Który-Przeżył chyba myśli, że wszystko mu wolno-
warknął ktoś, a pomruk innych świadczył o tym, że się z nim zgadzają.
-Idziemy na śniadanie?- spytał cicho Ron, gdy Miona do nich
podeszła.
Pozostała trójka skinęła na to głową i nic nie mówiąc,
wyszli z Pokoju Wspólnego, odprowadzani wściekłymi spojrzeniami współlokatorów.
W drodze na śniadanie żadne z nich się nie odzywało. Gdy
zbliżali się już do Wielkiej Sali prawie wpadli na Blaise’a, Dracona, Pansy
Parkinson i Millicentę Bulstrode.
-Znowu wchodzicie nam w drogę?- warknął Malfoy, rzucając na
nich nieprzyjemne spojrzenie.
-My wchodzimy w drogę Wam? Chyba coś Ci się pomieszało,
Malfoy- odpowiedział mu Ron.
Hermiona i Ginny wymieniły między sobą zaniepokojone
spojrzenia.
-Przez Was straciliśmy szansę na wygraną z Ravenclaw’em w
pierwszym meczu!! To Wasza wina!- krzyknęła Pansy, nie panując nad swoimi
nerwami.
-Wydaje mi się, Parkinson, że Twoi kochani Ślizgoni nie są
tu bez winy- odezwała się po raz pierwszy Ginny- Więc z łaski swojej przesuń
ten swój gruby tyłek i pozwól mi w spokoju iść na śniadanie.
Po tych słowach Ruda przecisnęła się między uczniami domu
Salazara i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Zaraz za nią, rzucają uprzednio w
stronę chłopaków z przeciwnego domu wrogie spojrzenia, poszła Hermiona. Po
chwili dziewczyny dogonili Harry z Ronem i dalej szli już razem, ponownie w
ciszy.
Po śniadaniu, na którym jedynie Rudemu dopisywał apetyt,
trójka Gryfonów- Harry, Ron i Hermiona, ruszyła z minami męczenników na lekcję
Obrony Przed Czarną Magią. Lekcje te mieli razem ze Ślizgonami i przypuszczali,
że tamci będą wyładowywać się na nich z powodu kary wymierzonej Malfoyowi i
Zabieniemu.
Nie mylili się, bowiem gdy tylko dotarli pod drzwi sali, w
której mieli zajęcia, zewsząd rozległy się wrogie pomruki, a niektórzy
pozwalali sobie na wyzwiska. Tego dnia jednak, żaden z Gryfonów nie stanął w
obronie przyjaciół. Oni też mieli im za złe tę karę.
-Ciekawe, jak długo jeszcze będą się tak zachowywać- mruknął
Ron do Harry’ego i Hermiony.
-Naprawdę chcesz znać odpowiedź?- odmruknęła dziewczyna tak
cicho, by nie usłyszał jej nikt poza jej przyjaciółmi.
-Czy oni nie rozumieją, że ta kara uderzyła również w nas? I
dlaczego tak szybko i tak bardzo nas znienawidzili? Jakoś nie widzę, żeby
Ślizgoni na każdym kroku ukazywali niechęć tym dwóm idiotom- do rozmowy włączył
się Harry.
-Ślizgoni działają na trochę innych zasadach niż my-
odpowiedziała mu Hermiona- U nas każdy jest równy. Jeden za wszystkich, wszyscy
za jednego. Dlatego nasi Gryfoni odebrali tą karę, jako swego rodzaju atak na
cały nasz dom. Znaleźli sobie winnych- czyli nas, i nie obchodzi ich co takiego
zrobiliśmy, że dostaliśmy taką karę. Interesuje ich sam fakt tej kary, która
uderza we wszystkich. U Ślizgonów jest trochę inaczej- kontynuowała, jeszcze
bardziej ściszając swój głos- U nich
występuje hierarchia, w której, nie oszukujmy się, Ci dwaj idioci zajmują dość
wysokie miejsce. Wydaje mi się, że stoją zbyt wysoko, by im się przeciwstawić i
nikt nie jest na tyle głupi, by to zrobić, a co dopiero karać ich za to, co się
stało. Dlatego oni obwiniają nas.
-No to w czym problem?- powiedział Ron, a na jego twarzy
zagościł lekki uśmiech- Wytłumaczmy naszym dzielnym Gryfonom, że to wszystko
wina Ślizgonów i wszystko będzie w porządku.
Gdy tylko to powiedział, Hermiona obdarzyła go spojrzeniem,
którego nie powstydziłby się sam bazyliszek.
-Ron! Może nie zauważyłeś, ale trochę naszej winy też w tym
było. A teraz przepraszam, ale idę na lekcje.
Ron spojrzał na Harry’ego, który jedynie wzruszył ramionami.
Po chwili przemyśleń, Rudy zrobił to samo i ruszyli do sali, bowiem Snape
otworzył już przed nimi drzwi.
Po bardzo męczącej lekcji, w szczególności dla pewnej trójki
Gryfonów, Hermionie przypomniało się, że tego dnia miała oddać do biblioteki książkę,
w której opisane były najgroźniejsze eliksiry, jakie udało się wynaleźć
czarodziejom. Jako, że do kolejnej lekcji zostało jej jakieś pół godziny
postanowiła się szybko udać do skarbnicy książek.
Gdy przekroczyła próg biblioteki, powitała ją tak dobrze
znana jej i lubiana przez nią cisza, oraz specyficzny zapach, który wyczuwała
tylko w tym pomieszczeniu.
Po wejściu skierowała się w stronę bibliotekarki, która
uśmiechnęła się na jej widok. Mimo, że była kobietą bardzo stanowczą i
sprawiającą wrażenie ostrej i nieprzyjemnej, to bardzo lubiła tą małą Gryfonkę,
która bardzo dużo czasu spędzała w jej królestwie.
Po wymianie kilku uprzejmości, Hermiona wyszła z biblioteki
i udała się w stronę sali od Mugoloznastwa. Już po chwili jednak żałowała, że
postanowiła udać się do biblioteki, w dodatku sama.
-Proszę, proszę… Nasza mała szlamcia znowu sama?- spytał
jadowitym tonem Draco.
Blaise, który stał obok niego, nonszalancko oparł się o
ścianę i nic nie mówił.
-Zejdź mi z drogi, Malfoy- powiedziała Hermiona, starając
się zabrzmieć groźnie.
Jej oczy zwęziły się, a jedna dłoń powędrował do torby, po
różdżkę.
-Na Twoim miejscu nie byłbym taki pewny siebie- odezwał się
ponownie młody Malfoy- Zapamiętaj, raz na zawsze- urodziłaś się szlamą i szlamą
umrzesz, Granger. I może się to odbyć szybciej, niż sobie to wyobrażasz-
ostatnie zdanie wypowiedział już niemal szeptem.
Kiwnął głową na swojego przyjaciela i odeszli, w kierunku
przeciwnym do tego, w którym zmierzała Hermiona.
-Lepiej uważaj na tą rudą Weasley, zapamiętaj to sobie-
dodał jeszcze Malfoy, a po chwili dorzucił jeszcze- Wydaje mi się, że teraz
jest już dwa do jednego dla mnie, Granger.
Po tych słowach, chłopak zniknął za zakrętem.
Hermiona zacisnęła dłonie w pięści, a w jej oczach niemal
dało się zauważyć wszechogarniającą ją wściekłość.
-Chcesz wojny, Malfoy?- powiedziała do siebie, idąc na
lekcje- To będziesz miał wojnę.
Dwójka Ślizgonów szła w stronę Wielkiej Sali na obiad.
Wymieniali się uwagami dotyczącymi minionych lekcji, komentowali postawę i
zachowania ludzi, których mijali, wyśmiewali Gryfonów, a kilku z nich udało im
się nawet podręczyć. Za nimi, w małym oddaleniu szli Crabbe i Goyle, razem z
Pansy i Millicentą. Po wejściu do Wielkiej Sali i zajęciu swojego miejsca,
wszyscy zajęli się posiłkiem.
-Jak myślisz, Smoku- zaczął Blaise poważnym tonem, co było
dość dziwne, zwarzywszy na to, że Diabeł w każdej chwili zachowywał swój humor
i przez cały czas rzucał mniej, lub bardziej zabawnymi żartami- Na jak długo ta
stara jędza zakaże nam gry w drużynie?
Na to pytanie twarz Malfoya stężała. Sam zastanawiał się nad
tym odkąd tylko wyszli z gabinetu dyrektora, ale nie doszedł do żadnych
sensownych wniosków.
-Mam nadzieję, że nie na długo. Liczę na to, że Snape jakoś
ją udobrucha. Poza tym, wydaje mi się, że ona też nie chce zaprzepaścić szans
Gryfonów na wygraną, a to się na pewno stanie, gdy trójka… dwójka najlepszych
zawodników nie zagra- powiedział Draco i z uśmiechem spojrzał na stół
Gryffindor’u.
Blaise, wzorem swojego przyjaciela również spojrzał się na
stół Gryfonów i widząc, a po części domyślając się tego, jaka atmosfera panuje
przy ich stole, na jego twarzy zakwitł szyderczy uśmiech.
Harry, Hermiona, Ron i Ginny siedzieli w Pokoju Wspólnym
Gryfonów. Potter polerował swoją miotłę, z dziwną zaciętością, którą miał
wypisaną na twarzy. Obok niego, przy kominku siedział Weasley, który natomiast
męczył się nad wypracowaniem na eliksiry. Co jakiś czas rzucał błagalne
spojrzenia w stronę przyjaciółki, ta jednak zdawała się go nie zauważać.
Wpatrywała się jedynie w okno, pochłonięta własnymi myślami. Ruda przewracała
kartki książki „Quidditch przez wieki”, ale jakby nieświadomie. Po pewnym
czasie odrzuciła książkę, którą trzymała w ręce.
-Zostało niecałe dwadzieścia minut do spotkania u dyrektora.
Lepiej już chodźmy- rzuciła w stronę chłopaków i Hermiony.
Odłożyli oni swoje wcześniejsze zajęcia, i nie oglądając się
na innych Gryfonów, którzy uważnie im się przyglądali wyszli na korytarz.
Hermiona czuła, jak nieświadomie napina swoje mięśnie, jak
serce jej przyspiesza i jak dłonie zaczynają jej się pocić. Podobne uczucia
mieli jej przyjaciele. Im bliżej mieli do gabinetu dyrektora, tym bardziej
odczuwali strach. Gdy znaleźli się
przed gargulcem strzegącym wejścia do królestwa Dumbledore’a, Hermiona
wypowiedziała hasło- Musy świstusy. Wchodząc po schodach nie odezwali
się ani słowem. Gdy weszli do gabinetu, uprzednio pukając do drzwi, zauważyli
że są już w nim Ślizgoni wraz ze swoim opiekunem, oraz opiekunka Gryffindor’u i
sam dyrektor. Gdy zajęli wskazane przez Albusa krzesła, on sam wstał i
odchrząknął.
-Cieszę się, że przyszliście- powiedział na początek.
Draco chciał rzucić „Jakbyśmy mieli inne wyjście”,
ale na swoje szczęście powstrzymał się od głupiego komentarza i jedynie
wywrócił oczami.
-Chciałbym na początek dowiedzieć się, czy wszyscy
rozumiecie, dlaczego zostaliście ukarani- na te słowa cała szóstka spojrzała na
niego lekko zdziwiona, bowiem nie spodziewali się takiego pytania.
Widząc ich zdumione miny dyrektor zaśmiał się cicho, szybko
jednak zamilkł, gdyż wyczuł ostre spojrzenie rzucane mu przez McGonagall.
-W karze nie chodzi o sam fakt ukarania za coś- przerwał na
chwilę i widząc spojrzenia uczniów, których miny mówiły, że się z tym nie
zgadzają, westchnął głośno- Kara jest po to, żebyście mogli zrozumieć swoje
błędy.
Gryfoni i Ślizgoni nie podzielali zdania dyrektora i on
doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział jednak, że są jeszcze bardzo
młodzi i że mają jeszcze czas na to, by zrozumieć to, co tak usilnie chciałby
im przekazać.
-Przyszliście tu po to, by dowiedzieć się, na czym polegać
będzie Wasza kara. Choć osobiście wolałbym to nazywać nauką, dla Was pozostanie
to karą, więc i ja będę to tak nazywał. Uwierzcie mi- odkąd uczę w tej szkole,
nigdy nie prowadziłem z innymi profesorami tak burzliwych dyskusji. Niemniej
jednak, przejdźmy do rzeczy. Jak już wcześniej zostało ustalone, Pan Malfoy,
Pan Weasley oraz Panna Granger zostali pozbawieni odznak prefektów. Biorąc
jednak pod uwagę ich poprzednie osiągnięcia, uznaliśmy to rozwiązanie za
tymczasowe- na te jego słowa oczy Hermiony jakby rozbłysły, a na ustach
chłopaków pojawił się uśmiechy- To samo tyczy się pozostałej reszty, która
została zawieszona w rozgrywkach Quidditch’a. Rozwiązanie tymczasowe, oznacza
że za trzy miesiące będziecie mogli cieszyć się ponownie swoimi nowymi
funkcjami. Jednakże- podkreślił dyrektor, widząc entuzjazm na twarzach
podopiecznych- tylko wtedy, gdy nie przyłapiemy Was na łamaniu regulaminu.
Na te słowa Hermiona zaczerwieniła się po cebulki włosów,
miała bowiem wrażenie, że Dumbledore patrzył się prosto na nią.
-Oprócz tego- dodał Albus, a Draconowi wyrwał się z ust
zduszony jęk- przez miesiąc, dwa razy w tygodniu- będą to piątki i soboty,
wieczorem będzie pomagać Hagridowi w Zakazanym Lesie.
-Co proszę?- warknął młody Malfoy i wstał z krzesła.
Niemal natychmiast jednak został z powrotem wciągnięty na
swoje miejsce, przez opiekuna Slytherinu.
-Musicie wiedzieć, że od pewnego czasu, w lesie czai się coś
niebezpiecznego.. I Waszym zadaniem, będzie pomoc w odkryciu Hagridowi, co to
jest i czy zagraża tylko mieszkańcom lasu, czy również naszym uczniom. Wierzę,
że jesteście na tyle dorośli, by docenić wagę tego zadania i odpowiedzialności,
która w jakiś sposób na Was ciąży. Jak widzę, nie ma żadnych pytań, życzę Wam
więc dobrej nocy- zakończył dyrektor, nim ktokolwiek zdążył zgłosić jakiś
sprzeciw.
-A i jeszcze jedno- dodał, gdy byli już przy wyjściu- Jutro
o osiemnastej macie stawić się pod chatką Hagrida.
Draco na jego słowa zazgrzytał zębami, ale się nie odezwał.
Jako pierwszy wyszedł z gabinetu i szybko zbiegł po schodach. Zabini natomiast
przepuścił dziewczyny w drzwiach, przez co obie patrzyły na siebie bardzo
zdziwione. Gdy zeszli po schodach, Blaise rzucił im krótkie „do zobaczenia” i ze standardowym u niego dobrym humorem,
ruszył za przyjacielem.
Droga do Pokoju Wspólnego minęła czwórce Gryfonów w dużo
bardziej przyjemnej atmosferze niż ta, która panowała wcześniej.
Gdy dotarli do Pokoju, w którym mimo wczesnej pory nie było
nikogo, usiedli wygodnie w fotelach przy kominku i cieszyli się swoim
towarzystwem. Kara, jaką dostali nie była tak drastyczna, jak to sobie wyobrażali.
Wszyscy, oprócz Rona, zgodnie twierdzili, że w pewnej części wina leżała po ich
stronie. Cieszyła ich też świadomość, że dwa wieczory w tygodniu spędzać będą z
Hagridem, dla którego ostatnio nie mieli w ogóle czasu. O tym, że czas ten spędzać
będą również w towarzystwie dwóch znienawidzonych Ślizgonów, starali się na
razie nie myśleć.
Cześć po raz pierwszy przypadkiem zajrzałam na Twój blog i nie żałuję jest genialny. Mam nadzieję że będziesz kontynuować dalej tę historię bo jest tego warta. Naprawdę fajnie piszesz. Karola
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i cieszę się, że Ci się podoba ;)
UsuńNominowałam Cię do Liebster Awards ;)
OdpowiedzUsuńWięcej informacji znajdziesz tutaj ;)
http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam gorąco ;)
Cześć bardzo fajne opowiadanie. Czy będzie tutaj występował parring Blaise i Ginny?. Uwielbiam tą parę a blogów o nich za wiele nie ma. Kiedy nowy rozdział?. Dodaj szybko bo nie mogę się doczekać następnego rozdziały. Mary
OdpowiedzUsuńZostałaś przez nas nominowana do The Versatile Blogger Award! Więcej informacji znajdziesz na blogu http://jestcienkalinia.blogspot.com/ Pozdrawiamy! :*
OdpowiedzUsuńHej Twoj blog jest super. Zapowiada sie ciekawie mam nadzieje ze szybko dodasz nowy. Ola
OdpowiedzUsuńChciałabym nominować Cię do Liebster Award :) Wszystkie informacje znajdziesz u mnie:http://kiedy-nie-mozesz-zyc-bez-wroga-dh.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńBuźka!
Serafino.Ink,Heart.25
Szybko dodaj nowy rozdz !!! *.* I powiadamiaj mnie o swoich nowych rozdz :))
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ; magia-zielonego-serca.blogspot.com
ps. będę wpadała tu często ;))