Bywają dni, w których człowiek niezdolny jest do tego, by
normalnie funkcjonować. Kiedy paraliżuje go strach i dosięga smutek tak duży,
że zahacza o rozpacz. Osoba, która to odczuwa, nie zawsze zaszywa się w ciemnym
kącie. Może wyjść do ludzi, przebywać z nimi, rozmawiać. Wszystkie jej poczynania
są jednak bardziej odruchowe niż przemyślane. Jakby ktoś wewnątrz niej
uruchomił autopilota. Tak właśnie czuła się Ginny, siedząc podczas śniadania
przy stole Gryfonów. Na zewnątrz wyglądała na spokojną, może jedynie lekko
rozkojarzoną. W sobie jednak toczyła walkę myśli tak potężną, jak jeszcze
nigdy. Starała się nie spoglądać zbyt często na stół Ślizgonów i siedzącego
przy nim Zabiniego, ale jej wzrok sam tam wędrował. Zastanawiała się, jak
niewiele wystarczy, by ukryć przerażenie. Blaise wydawał się jej rozluźniony, raz
po raz śmiał się z żartów swoich znajomych, czasem dodawał parę słów, na które
wszyscy blisko niego reagowali głośnym śmiechem. Wydawał jej się tak inny od
tego chłopaka, z którym rozmawiała dzień wcześniej, że aż ciężko było jej
uwierzyć, że to ta sama osoba. W pewnym momencie Ślizgon odwrócił głowę i jego
wzrok napotkał spojrzenie Gryfonki. Młoda Weasley podniosła się z miejsca, nie
odrywając jeszcze przez chwilę wzroku od Zabiniego a później, zwracając na
siebie uwagę kilku osób, szybko wyszła z Wielkiej Sali. Jak najszybciej mogła
wbiegła do Łazienki Jęczącej Marty i osunęła się po ścianie, pozwalając by jej długo powstrzymywane łzy wreszcie popłynęły.
12 godzin upłynęło Hermionie nie na odpoczynku, jak było
przewidziane, ale na zgłębianiu się w tajemniczych książkach, które odnalazła.
Gdy zauważyła, że zbliża się godzina, w której ktoś ma ją odebrać z tego
pokoju, poczuła dziwny niedosyt. Nowy świat, w którym się znaleźli niezmiernie
ją fascynował. Było tu mnóstwo rzeczy, które w ich czasach jeszcze nie istniały
a było prawdopodobieństwo, że nie będzie
ich nawet w ciągu najbliższych stu lat. Mimo ogromnego zaciekawienia i podziwu
za to, co udało się zmienić Czarodziejom w ich życiu czuła, że nie odnalazłaby się
w tym świecie. Dopiero dzięki tym podróżom, zarówno w daleką przeszłość jak i
przyszłość doceniła czasy, w których żyła. Może i nie były idealne, może i
czekało tam ich dużo złego, ale to przecież były ich czasy. Ich świat. Mimo, że
czasem miała dość swojego życia to w tamtym momencie poczuła, że to właśnie
Hogwart z ich czasów jest jej miejscem na ziemi.
-Merlinie, pozwól nam dzisiaj wrócić do domu-wyszeptała
cicho, zamykając książkę, którą trzymała w dłoniach i wstała z łóżka. Usłyszała
bowiem, że ktoś otwiera drzwi z zewnątrz.
-Niesamowite!- wykrzyknęli jednocześnie Harry i Draco
podczas rozmowy z Czarodziejem, który miał ich doprowadzić do miejsca spotkania
z Hermioną i kilkoma innymi osobami, które miały im pomóc wrócić do domu.
-I naprawdę te czujniki sprawiają, że miotła jest stabilna
nawet przy silnym wietrze?- spytał zafascynowany Draco, a jego oczy błyszczały jakby
wypił co najmniej dwie pełne szklanki Ognistej Whisky.
-Tak, nawet przy tym najsilniejszym! Poza tym…- nie
dokończył czarodziej, ponieważ przerwała mu Hermiona.
-O czym rozmawiacie?
-Cichoooo!- odpowiedzieli jej, ponownie równocześnie, jej
współtowarzysze.
-Przepraszam, zagadaliśmy się. Miałem Was tylko zaprowadzić.
Wejdźcie do środka, czekają na Was. A na mnie już czas. Powodzenia!- powiedział
szybko mężczyzna, który ich przyprowadził i oddalił się.
-No nie, Hermiono, dlaczego musiałaś przerwać…-powiedział
zrezygnowany Harry, prezentując minę godną smutnego szczeniaczka.
-Cholera, Granger, mieliśmy właśnie świetną okazję
dowiedzieć się, jak prezentują się w tych czasach miotły, a Ty...-dodał Draco,
jednak nie dokończył, zobaczył bowiem w oczach Gryfonki groźne ogniki,
zwiastujące duży gniew.
-MIOTŁY? Miotły, Malfoy powiadasz? Myślałam, że interesuje
nas powrót do domu. O ja naiwna! W takim razie przepraszam, że przeszkodziłam.
Ale wiecie co, jeśli się pospieszycie to może go jeszcze złapiecie..
-Tak myślisz?- spytał Harry, a Malfoyowi ponownie zaiskrzyły
się oczy- To może my..Tak szybko..
-CZY WY ZWARIOWALIŚCIE? WŁAŹCIE DO ŚRODKA, ALE JUŻ-
powiedziała dobitnie, wskazując palcem na drzwi.
Stojący za nimi czarodzieje cicho zachichotali, patrząc, jak
dwójka, bądź co bądź rosłych facetów, posłusznie wykonuje polecenie drobnej
Gryfonki.
Stojący z boku czarnoskóry mężczyzna, który znalazł ich w
lesie, mimo że się nie uśmiechał, naprawdę ucieszył się, że Ci młodzi chłopcy
mają przy sobie kogoś takiego jak Hermiona. Bowiem nie zawsze w życiu możemy
polegać tylko na sile fizycznej. Sprawny umysł jest często o wiele więcej wart.
Musiał zadbać, by te dzieciaki o tym nie zapomniały.
Mała, szkolna sówka nerwowo stukała w okno znajdujące się w
dormitorium Ślizgonów. Gdy Blaise otworzył okno, by mogła wlecieć, zrobiła
kilka kółek w powietrzu a następnie zrzuciła na jego głowę list.
-Dzięki wielkie- wymamrotał chłopak, zbierając podarunek z
podłogi.
Na papierze z koperty było tylko kilka słów.
Nie tylko Ty możesz wpadać na dobre pomysły. Łazienka Jęczącej Marty,
dzisiaj, o 20.
Przyjdź, razem to jakoś rozwiążemy. Damy sobie radę. Musimy.
G.W.
P.S. Uważaj na Nott’a. On coś kombinuje.
Te kilka słów sprawiło, że w sercu chłopak poczuł przyjemne
ciepło. Nie był sam. I ta świadomość dodała mu otuchy.
-W naszym świecie dużo wiemy o istotach zwanych Mgłami. Mamy
stare podania, opowieści, również te z Waszych czasów- zaczął czarnoskóry,
który zdawał się być przywódcą pozostałych.
-Czy w naszym czasie udało się je zwalczyć?- spytała
Hermiona, nie przejmując się wrogimi spojrzeniami pozostałych. Zdawać by się
mogło, że przywódcy nie można przerywać.
-Posłuchajcie.. Bardzo ciężko jest oddzielić to, co muszę
Wam powiedzieć, by Wam pomóc od tego, czego powiedzieć Wam nie mogę. Naprawdę
chcemy zrobić wszystko, byście bezpiecznie wrócili do domu, ale nie możemy
ingerować w przeszłość. Każde nasze nieprzemyślane działanie, każda rzecz,
którą nieopatrznie Wam powiemy… Przeszłość to coś, co już minęło. To jak z
konstrukcją domu. Gdy naruszy się piwnice, jego wyższe piętra runą, prawda?-
powiódł twarzą po Hermionie i chłopakach, a oni byli dolni jedynie do tego, by
pokiwać głową- Gdy powiemy Wam zbyt dużo, może to mieć wpływ na to, co wydarzy
się z Wami po powrocie, a to zmieni wszystko. Nie możemy na to pozwolić. Pewne
rzeczy należy pozostawić własnemu biegowi. A teraz posłuchajcie. W naszym
czasie Mgły są już zjawiskiem mało powszechnym. Ostatnie, które pozostały,
trzymamy w odosobnieniu, otoczone bardzo potężnymi zaklęciami. Nikt nie wchodzi
poza ochronną barierę, gdyż jest to niebezpieczne.
-Mówił Pan o tym, że w lesie nie jest bezpiecznie, ale skoro
Mgły są pod kontrolą…-zaczęła Hermiona, ale umilkła widząc karcące spojrzenia.
-Mgły to nie jedyne niebezpieczeństwo, z którym możecie się
w życiu spotkać. W tym momencie uważam, że są one najmniejszym problemem. Ale
to są nasze sprawy. Was powinien interesować tylko powrót. Być może nie
zdajecie sobie sprawy, ale podróże w czasie, nawet w czarodziejskim świecie, to
anomalia. Każdy Wasz ruch, każde nieprzemyślane działanie może mieć potworne
skutki. Z czasem nie można igrać. Moi ludzie oraz ja odprowadzimy Was do
miejsca, w którym więzimy Mgły. Słyszeliście o takim zaklęciu jak Tempus maxima?
Uczniowie Hogwartu pokręcili przecząco głowami.
-Tak myślałem… Chociaż powiedziałem o zaklęciu, to nie do
końca tak wygląda. To po prostu formuła, ciąg kilku słów, które przy
odpowiednim ruchu różdżką pomogą Wam wrócić.
-Ale nasze różdżki…-zaczęła ponownie Hermiona.
-Dostaniecie od nas różdżki.
Zaklęcie samo w sobie nie jest mocno skomplikowane, ale wymaga dużego
skupienia. Jeden nieprzemyślany błąd może Was dużo kosztować. Jedyne czego
potrzebujecie, to wyuczenie się tej formułki. Nie zajmie Wam to dużo czasu. Pod
wieczór, gdy już wszystko opanujecie, zaprowadzimy Was na miejsce. Pomożemy Wam
wejść poza bariery ochronne, ale więcej dla Was zrobić nie będziemy mogli. Wszystko
zależy od Was.
-Nie jesteś nam w stanie zagwarantować, że wrócimy prosto w
nasze czasy, prawda?- po raz pierwszy odezwał się Draco, skupiając na sobie
spojrzenia wszystkich.
-Jestem w stanie zagwarantować Wam więcej niż ktokolwiek
inny.
-Świetnie, podniosło mnie to na duchu- odparł ironicznie
Ślizgon, po czym poczuł, jak łokieć Hermiony boleśnie wbija mu się w brzuch.
-Zamknij się, Malfoy!- syknęła.
-Jak Ty co chwilę wtrącasz swoje trzy grosze to jest dobrze,
a ja nie mogę się odezwać?- spytał wściekły, gwałtownie wstając- Za dużo sobie
powalasz, Granger, zapominasz chyba, że jesteś tylko zwykłą…
-Dość- przerwał stanowczo przywódca grupy, ponownie
skupiając na sobie spojrzenia mężczyzn. Hermiona załzawionymi oczami wpatrywała
się w podłogę.
-Damy Wam pół godziny. Zostańcie tu i porozmawiajcie. Gniew
nic Wam tu nie da. Zapomnijcie o podziale krwi, podziale na domy, na to z
jakiej rodziny pochodzicie. To teraz nie ma żadnego znaczenia. I zapamiętajcie
jedno- powiedział takim tonem, że nawet Draco poczuł się głupio- w ostatecznej
bitwie to też nie będzie miało znaczenia. To wszystko nie jest nic warte. Liczy
się tylko to, co macie w sobie. Odnajdźcie to. Poczujcie kim jesteście
naprawdę, a nie bądźcie kimś, kogo z Was zrobiono. Pół godziny- dodał na
koniec, a po chwili trójka uczniów została sama.
Każde z nich
wpatrywało się w swoje buty.
Świetne, tak jak każdy rozdział :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń