Blasie Zabini skradał się, bo inaczej nie dało tego nazwać,
szkolnymi korytarzami. Gdyby mógł, najchętniej zapadłby się pod ziemię.
Przemykając, chciał uniknąć spotkania swoich znajomych z Domu Węża oraz
opiekuna swojego domu. Nie chciał wysłuchiwać ich cennych i mądrych rad
odnośnie misji powierzonej mu przez Czarnego Pana. Miał swój plan i choćby Ruda
Wiewióra, jak zwykł nazywać Ginny, stanęła na głowie, to on swój plan wypełni.
Blaise nie był złym chłopakiem, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że albo
ona zginie albo będzie to on. Niektórzy nazwaliby to impasem, inni nie
zastanawiali się i ratowali swoją skórę. Czarnoskóry Ślizgon nie zaliczał się
żadnej z tych grup. Zamiast siedzieć i użalać się nad sobą, kombinował. Nie
zamierzał skazywać ani siebie ani dziewczyny na pewną śmierć. Do tego jednak by
plan się udał, potrzebował pomocy. Nie mógł liczyć na swoich przyjaciół,
ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby przyszło co do czego, to nie
oglądaliby się oni na nikogo, tylko ratowali swój tyłek. Jedyną osobą, która
mogłaby mu teraz pomóc, była sama zainteresowana.
-Dobry wieczór.. Miałbym do uroczej pani pewną prośbę-
powiedział, uśmiechając się czarująco do Grubej Damy, strzegącej wejścia do
Wieży Gryfonów.
-Jak myślicie..-zaczęła Hermiona, ale od razu przerwał jej
Harry.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem, co tam zastaniemy. W razie
czego proszę Was, zwłaszcza Ciebie Hermiona!- powiedział, patrząc uważnie na
przyjaciółkę- Uważajmy na siebie, a gdyby coś się działo- uciekamy. Jesteśmy
wszyscy w takiej samej sytuacji, żadne z nas nie ma różdżki działającej tutaj.
Dobrze?
Pozostała dwójka tylko mu przytaknęła. Każde z nich było
wystraszone i coraz bardziej zmartwione tym, że zamiast znaleźć się w domu,
zdają się coraz bardziej od niego oddalać. Szli już od dłuższego czasu, zdając się tylko i wyłącznie
na własną intuicję. Nie mogli użyć różdżek a las wszędzie wydawał się taki sam.
Zdawał się również ciągnąć w nieskończoność, co nie podnosiło żadnego z nich na
duchu. Szli w milczeniu, każde z nich pochłonięte w swoich myślach.
Hermiona nie potrafiła przestać myśleć o swoich rodzicach,
przyjaciołach, o tym co dzieje się w szkole i czy nauczyciele szukają ich, czy
też wszyscy spisali ich już na straty. Sięgnęła do torebki, którą miała przy
sobie i spojrzała na pergamin, który pokryty był jej równym pismem. Według jej
obliczeń, tego dnia mijała ich dwudziesta trzecia doba poza domem. Spojrzała po
twarzach towarzyszących jej chłopców i zastanowiła się chwilę, czy oni martwią
się tym tak samo jak i ona. Jeśli chodziło o Harry’ego to znała go tyle długo i
dobrze, by wiedzieć, że przejmuje się on wszystkim nawet bardziej niż ona. I że
może nawet obwinia samego siebie za to, co się stało. Przyjrzała się drugiemu z
chłopców i coś w jego twarzy powiedziało jej, że boi się on nie mniej, choć
nigdy im o tym nie powie. Chyba pierwszy raz tak naprawdę dostrzegła, że Dracona
Malfoya stać na podobne uczucia do tych, jakie dotykają ją czy Pottera.
W pewnej chwili coś przebiegło obok nich.
-Co to było?- spytała wystraszona dziewczyna, przybliżając
się do swoich współtowarzyszy.
-Nie wiem, ale coś czuję, że zaraz się dowiemy.. I że to
niekoniecznie będzie przyjemne- odpowiedział jej szybko Malfoy, który szybciej
niż Hermiona zorientował się, że koło nich nie przebiegła jedna postać, tylko
kilka. Kilka sekund później, nim zdążyli się zorientować co się dzieje, okazało
się, że są otoczeni.
-Cena przyjaźni- wypowiedziała hasło Ginny i
zniecierpliwiona wpatrywała się w Grubą Damę.
-Przykro mi, moja droga, to nie jest prawidłowe hasło-
odpowiedź krępej kobiety z portretu zirytowała młodą Gryfonkę, jednak
wiedziała, że nerwami i krzykiem nic nie wskóra.
-Jak tak nie?- spytała, siląc się na uprzejmość- Godzinę
temu było prawidłowe.
-Nic Ci nie poradzę na to, że dyrektor ustala takie zasady.
Idź do opiekunki domu, na pewno poda Ci właściwe hasło. Ja nie mogę Cię
wpuścić.
-A idź w diabły- przerwała jej wywód Ginny i jak przystało
na rasową kobietę, tupnęła dla efektu nóżką.
-Doprawdy nie wiem, co w niej widzi ten przystojny, miły
chłopiec. Zero ogłady- powiedziała do siebie Gruba Dama, gdy zrezygnowana
Weasley udała się w stronę gabinetu profesor McGonagall.
Przeklinając pod nosem swój los, szkołę, nauczycieli i
wszystko co popadnie, Gryfonka szła korytarzem, mając nadzieję, że wpadnie na
kogoś ze swojego domu a wizyta u Minewry nie będzie konieczna.
-Nieładnie tak wałęsać się samej po zamku, Weasley- odezwał
się nagle ktoś, kto pojawił się przed nią znienacka. Ktoś z ironicznym
uśmiechem na twarzy i skierowaną w jej stronę różdżką.
-Nie Twoja sprawa, co robię! Schowaj lepiej ten patyczek, bo
zrobisz sobie krzywdę, Zabini!- wykrzyczała w jego stronę i nie patrząc na to,
że jest większy i przede wszystkim- że w dłoni trzyma różdżkę, popchnęła go i
próbowała przejść obok niego.
-Nie musisz się nigdzie spieszyć- odparł, a później ściszył
głos i zmienił ton- Potrzebuję Twojej pomocy, Ginny. Tylko Ty możesz mi pomóc.
Dziewczyna zatrzymała się na chwilę, zdziwiona nagłą zmianą
postawy Ślizgona.
-Nikt nie zmienił hasła do Waszego domu. To ja poprosiłem
Grubą Damę, swoją drogą całkiem przyjemna kobieta, a gdy się ją odpowiednio
oczaruje.. W każdym razie, była tak miła, że postanowiła pomóc biednemu,
zranionemu chłopakowi, który chce błagać swoją kobietę o jeszcze jedną szansę,
ale nie może tego zrobić oficjalnie, bo ta wszechobecna nienawiść Gryfonów do
Ślizgonów mogłaby tylko zaszkodzić..-kontynuował Blaise, a Ginny nie wiedziała,
czy uszkodzić go już w tym momencie, czy może poczekać, co ma do powiedzenia,
skoro zadał sobie tyle trudu, by z nią porozmawiać.
-Ty…Ty idioto- odpowiedziała jedynie, czym wywołała u
chłopaka szczery śmiech, ostatnio tak u niego rzadki.
-To jak? Wysłuchasz, co mam Ci do powiedzenia? Proszę-
powiedział, wpychając jej w ręce swoją różdżkę- Jestem bezbronny. Poświęcisz mi
kilka minut?
Ginny, troszkę niepewnie, pokiwała głową.
-Panie przodem- powiedziała jeszcze tylko Ślizgon,
otwierając przed nią drzwi do jakiejś nieużywanej klasy.